Nie da się ukryć, że rok 2020 nie był takim, jakim się spodziewaliśmy, że będzie. Mimo, że sylwestra 2019/20 nie świętowaliśmy, bo oboje pracowaliśmy, to byliśmy nastawieni bardzo pozytywnie. W końcu miały się spełnić nasze plany i marzenia, o które walczyliśmy tak naprawdę od kilku lat. 2020 rok miał być też przesycony podróżami. O naiwności! Teraz, gdy sobie o tym wszystkim myślimy, to ogarnia nas śmiech, niestety przez łzy. Chcielibyśmy móc napisać coś dobrego o tym roku, ale przychodzi nam to z trudem. Dlatego opowiemy o tym, jak bardzo nasze oczekiwania względem niego rozminęły się z rzeczywistością.
Zima
Zima 2020 roku zaczęła się dla nas całkiem dobrze. W szczególności, że mieliśmy w perspektywie wyjazd na Bałkany, jaki planowaliśmy na koniec lutego. Do tego czasu dopinaliśmy wszelkie formalności związane z otworzeniem naszej turystycznej firmy. O tym, jak powstawało Be The Story pisaliśmy obszernie w odrębnym artykule. Oczywiście doniesienia o koronawirusie pojawiały się co jakiś czas, ale uznawaliśmy je za dość odległe i nas nie dotyczące. Niestety, na początku roku odszedł jeden z naszych kocurów. Zginął na naszych oczach, spadając z drewnianych schodów, na których zasnął tak, jak to czynił wielokrotnie. Nawet nie mieliśmy szansy zacząć go ratować. Jedyną, pocieszającą rzeczą jest to, że raczej nie cierpiał i odszedł do krainy wiecznych łowów otoczony bliskimi mu osobami. Pod koniec lutego, tak jak planowaliśmy, pojechaliśmy najpierw do Bośni i Hercegowiny. Tam spędziliśmy ponad dwa tygodnie i na początku marca przenieśliśmy się do Czarnogóry.
Takie uśmiechy (tak, Marek się uśmiecha) podczas pierwszego dnia w Sarajewie. Luty 2020
Podczas jednego z trekkingów w okolicach Sarajewa
Wiosna
Praktycznie cały marzec spędziliśmy na Bałkanach. Najpierw w Czarnogórze, a później w Chorwacji, w której zatrzymaliśmy się na 2 tygodnie po tym, gdy kolejne kraje zaczęły ogłaszać zamykanie granic. Zamieszanie z tym związane na tyle zniechęciło nas do powrotu do kraju, że postanowiliśmy przeczekać. Było to dobre posunięcie, bo nasz późniejszy przejazd do Polski był absolutnie bezproblemowy. Przełom marca i kwietnia spędziliśmy na 14-dniowej kwarantannie. Dla mnie (rudej) był to dość przełomowy moment, ponieważ dzięki uziemieniu wróciłam do biegania. Zapytacie się – ale jak?! No cóż, biegałam wokół domu. Dodam, że nasz dom nie jest za duży, podobnie, jak ogródek. A i tak udawało mi się zrobić od 3 do 5 km. W każdym razie, przez ostatnich kilka lat nie biegałam z powodu bólu kolan. Dzięki tym kwarantannowym treningom oraz dalszemu, w miarę zdroworozsądkowemu podejściu do tematu, bieganie zostało już ze mną na stałe. I tak, jest to jeden z nielicznych plusów 2020 roku. Końcówkę wiosny spędziliśmy na Ziemi Kłodzkiej, gdzie praktycznie przez większość czasu lało i było zimno.
Czarnogóra. Trekking na Rumiję w towarzystwie Natalii i Jędrzeja z bloga hvala.pl.
Podczas nieco „przymusowego” pobytu w Chorwacji.
Koniec maja. Góry Stołowe. Jeden z nielicznych, pięknych dni.
Lato
Nasze, a zasadniczo moje (rude) lato nie należało do wybitnych. Udało nam się wyskoczyć wraz z Rudymi Rodzicami na Litwę oraz odwiedzić na chwilę Mazury. W sierpniu, Marek wybył na ponad miesiąc do Słowenii. Udało mu się to niemalże rzutem na taśmę, bo kilka dni po tym, jak zaszył się w Słowenii, kraj ten pozwalał Polakom jedynie na kilkunastogodzinny tranzyt. Ja w tym czasie opiekowałam się psami, domem i ogródkiem, bo oprócz Marka wyjechali też jego rodzice (do Chorwacji), z którymi mieszkamy. W międzyczasie na rynku pojawiła się moja autorska książka, czyli Bałkany. Podróż w mniej znane. Jak możecie się domyślić, wydawanie podróżniczej książki, na dodatek w środku wakacji i wciąż trwającej pandemii, nie było najlepszym, możliwym posunięciem. Niestety na termin publikacji nie miałam akurat wpływu. Ale cóż, jaki rok, taka sprzedaż (nie najlepsza).
Z wizytą w Wilnie
Z moją autorską książką
Jesień
Jesień w dużej mierze spędziliśmy w domu. Wyjątkiem był czas, jaki poświęciliśmy na zbieranie materiałów w ramach Turystycznych Mistrzostw Blogerów, w których reprezentowaliśmy Świętokrzyskie. O ile idea promowania moich rudych, rodzinnych stron była super, o tyle sama formuła konkursu okazała się być dla nas źródłem wielu frustracji. I szczerze mówiąc, raczej drugi raz byśmy w tym przedsięwzięciu nie wzięli udziału. Jesień była dla nas podwójnie pracowita, bowiem w tym czasie wypuściliśmy nasz autorski produkt, jakim jest Mapa Zdrapka Bałkany #100inspiracji (wciąż do kupienia w naszym Bałkańskim Sklepie). Miała być biznesowym strzałem w dziesiątkę. Cóż, przynajmniej nie była strzałem w kolano. Natomiast jest pewien cień szansy, że za czas jaki wytapetujemy nimi cały dom. Bo raczej nie możemy napisać, że stała się sprzedażowym hitem. Co nie zmienia faktu, że jesteśmy z niej dumni i uważamy, że jest naprawdę świetnym produktem.
Sandomierz. Październik 2020. Pamiątkowe zdjęcie po przejechaniu świętokrzyskiego odcinka Green Velo podczas zbierania materiałów do Turystycznych Mistrzostw Blogerów.
Z naszą Mapą Zdrapką Bałkany
Koniec 2020 roku
No i dotarliśmy do końca 2020 roku. Z mojej, rudej perspektywy mogę napisać jedno. Chyba nigdy w życiu nie pracowałam tak dużo, jak przez ostatni rok. Na palcach jednej ręki mogę policzyć dni, kiedy w ogóle nie pracowałam. Nawet jak byliśmy w pierwszym kwartale 2020 roku w podróży, to również cały czas realizowałam zlecenia oraz pełniłam dyżury (jeśli nie wiecie, czym się na co dzień zajmuję, to przekierowuję Was do mojego artykułu o pracy zdalnej). Nie przekuło się to jednak na jakiś wspaniały, finansowy sukces, bo jak zły cień ciągnął się za nami temat Be The Story, które kosztowało nas dobrych kilkanaście tysięcy złotych. A jak wiadomo, firma ta nie przyniosła w 2020 żadnych zysków. Ba! Generowała jedynie koszty. Końcówkę roku ponownie spędzamy w domu. Jasnym punktem grudnia był fakt, że w święta mogliśmy się spotkać również z Rudymi Rodzicami, których nie wiedzieliśmy od początku października.
Co dalej?
Chcielibyśmy napisać, że w 2021 wchodzimy z nową energią. Ale tak nie jest. Co wiemy na ten moment na pewno? Że zamykamy nasz biznes turystyczny. Nie jesteśmy w stanie dalej pakować w niego kasę (w lutym 2021 musimy opłacić kolejną gwarancję ubezpieczeniową, która kosztuje nie mało). Oczywiście, jeśli za czas jakiś będziemy chcieli wrócić do tematu organizowania wyjazdów, to będziemy mogli Be The Story przywrócić do żywych, niczym feniksa z popiołów. Ale coś czujemy, że prędko to nie nastąpi. Opadł też nasz entuzjazm związany z tworzeniem nowych produktów do Bałkańskiego Sklepu. Nie jesteśmy też pewni, co dalej z blogiem. A może powinnam napisać, że ja (ruda) nie jestem pewna. Bo prawda jest taka, że za chwilę nie będziemy mieć o czym pisać. Bez podróży ciężko jest generować nowe, ciekawe artykuły. A nie zanosi się, żebyśmy w 2021 mogli liczyć na dużo wyjazdów. W szczególności, że nikt nie wie, jak będzie wyglądać podróżowanie i jakie wymogi trzeba będzie spełnić (szczepienia, negatywny wynik testu itp.). Dodatkowo, Marek zaczął etatową pracę (co jest akurat dobrą wiadomością). Ale przez to będziemy bazować z wyjazdami na jego 20 dniach urlopu (urok pracowania przez większość życia na umowach zlecenie/o dzieło). A to już taką dobrą nowiną nie jest. Więc musicie nam wybaczyć, że będzie nas mniej na blogu czy w social mediach.
Last but not least
I choć 2020 nie był w 100% beznadziejny, bo jednak byliśmy zdrowi, podobnie, jak nasi bliscy (jedynie Ruda Mama przechorowała covida), to nie możemy powiedzieć, że był to nasz rok. Jednak, żeby nie kończyć tego wpisu jedynie smutnymi i pesymistycznymi przemyśleniami, chcemy napisać, że dużo się przez ten czas nauczyliśmy. Była to jedna, wielka, 366-dniowa lekcja pokory, związana m.in. z inwestowaniem czy dywersyfikacją zarobków. Wielbiłam dzień, w którym zdecydowałam się na pracę zdalną. Dzięki temu mogłam zarabiać, bez względu na to, jakie lockdowny czy inne obostrzenia wymyślał polski rząd. W 2020 roku docenialiśmy małe radości, jak spotkania ze znajomymi, krótkie lub ciut dłuższe wypady w Polskę, czy fakt, że mieszkamy w domku z ogródkiem, co wyjątkowo przydało się podczas obowiązkowej kwarantanny, jaką mieliśmy po powrocie z Bałkanów. Oczywiście mamy nadzieję, że 2021 rok będzie lepszy od tego, który właśnie mija. Nie liczymy na cud i powrót do 100% normalności. Ale chociaż niech nie będzie gorzej niż jest. Tego życzymy i sobie, i Wam!
4 odpowiedzi
Cały czas się zastanawiałem, czy latem/jesienią uderzycie na Bałkany. Bo przecież praktycznie wszystkie kraje były tam otwarte (pomijam Bośnię z obowiązkowym testem) i pobyt oraz powrót nie powodowałby większych problemów. Ja opuściłem Bałkany tylko dlatego, że w drodze powrotnej lubię moczyć się na Węgrzech, a po przekroczeniu granicy z np. Serbią byłoby to niemożliwe…
Planowaliśmy rowerowy wyjazd na listopad. Ale w tym czasie zamknął się hotel, z którego usług mieliśmy korzystać. Dodatkowo, nasze wyjazdy w 90% miały się opierać na lotach realizowanych przez LOT. A ten konkretny przewoźnik zawiesił loty do interesujących nas krajów (w lutym mieliśmy już zrobione dwie, grupowe rezerwacje; na szczęście udało się kasę odzyskać). Z czarterów korzystać nie mogliśmy, bo nasza gwarancja turystyczna ich nie obejmowała (czartery podwyższają jej koszt bardzo znacząco). Kolejna kwestia jest taka, że na jesieni ja już nie bardzo miałam możliwość wzięcia wolnego. A Marek przez prawie półtora miesiąca (na przełomie sierpnia i września) był w Słowenii. Dlatego ostatecznie z niczym nie ruszyliśmy.
Bardziej myślałem o wyjazdach indywidualnych (aby zebrać jakiś materiał na bloga ;)). Jednak w przypadku podróży autem jesteśmy mniej narażeni na przykre niespodzianki. W ogóle ciężko było wybrać miesiąc na wyjazd – myślałem, że sierpień będzie pewniejszy niż lipiec, a tu odwrotnie – w lipcu praktycznie nie było problemów na granicach, a w sierpniu już tak. Ehh, popieprzone…
Jasne, rozumiem. 😉 Niestety o ile w czerwcu/lipcu mogliśmy wyjeżdżać, o tyle na jesieni musieliśmy być w Polsce. A przynajmniej ja musiałam, bo trzymały mnie tu różne zobowiązania. Teściowie byli w sierpniu w Chorwacji, ale planowali jeszcze początek września spędzić w Heviz, które jest ich ulubioną, wypoczynkową miejscówką. Jednak z racji pomysłów Orbana dot. zamknięcia kraju na osoby z zagranicy właśnie od początku września, musieli skrócić wyjazd. Więc zamieszanie trwało w najlepsze. Co nie zmienia faktu, że ci, którzy np. w październiku pojechali na Bałkany, to mieli prawie cały Półwysep tylko dla siebie. 😉