Szukaj
Close this search box.

Dolina Vipavy – z perspektywy paralotni, roweru oraz trekkingu

Dolina Vipavy (Vipavska dolina) rozciąga się wzdłuż zachodniej granicy Słowenii. Dzieli się na pięć części (górną, centralną, dolną, Wzgórza Vipavskie i Dolinę Branicy). Sielankowe krajobrazy, obłe pagórki, mnóstwo zieleni, liczne winnice oraz mikroklimat, który sprawia, że nawet zimą w dolinie rzadko kiedy pojawia się śnieg. W efekcie, ten zakątek Słowenii gwarantuje dobre warunki do uprawiania różnych sportów, praktycznie przez cały rok. Jest jednak jedna aktywność outdoorowa, która wyróżnia Dolinę Vipavy. Chodzi oczywiście o paralotniarstwo. Vzletišče Lijak, czyli punkt startowy dla paralotniarzy, cieszy się ogromną popularnością, również wśród osób, które stawiają pierwsze kroki w tym sporcie. Podczas naszej wrześniowej wizyty miałam okazję po raz drugi w życiu polecieć w tandemie, oraz przekonać się, że paragliding uczy cierpliwości.

Kup autorską książkę i przewodnik po Słowenii

Dolina Vipavy i gościnne progi Camp Park Lijak

Do Doliny Vipavy jedziemy z leżącego w jej bliskim sąsiedztwie regionu Goriška Brda. Do pokonania mamy krótki odcinek drogi biegnącej również przez mikroskopijny fragment Włoch. Po zjechaniu do Nowej Goricy jedziemy na południe, by dotrzeć na obrzeża miejscowości Ozeljan. To właśnie tam działa Camp Park Lijak – chyba jeden z popularniejszych wśród Polaków kemping w Słowenii. A na pewno najpopularniejszy wśród licznie przybywających tu paralotniarzy. Aleksander – właściciel kempingu zaskakuje nas… naprawdę dobrą znajomością języka polskiego. Jego otwartość, luz i pozytywne nastawienie do życia udzielają nam się od pierwszych chwil pobytu. Również żona Aleksandra – Martina jest zaangażowana w tworzenie tego miejsca. Wspólnie prowadzą działającą przy kempingu restaurację Gostilna Termika, którą znajdziecie w przewodniku kulinarnym Gault&Millau. Termika słynie z doskonałej kuchni, która przyciąga do niej smakoszy z całej Słowenii. Zarówno mięsożercy, jak i wegetarianie oraz weganie nie wyjdą stąd głodni.

Rowerami po Dolinie Vipavy

Po zameldowaniu się na kempingu, ustalamy z Aleksandrem plan działania. Przede wszystkim kwestię mojego lotu w tandemie. Aleksander kontaktuje się z instruktorem, który umawia się z nami po godzinie 14. To daje nam trochę czasu na poznanie okolicy. Decydujemy się więc na krótką wycieczkę rowerową, by przekonać się na własne oczy, jak z bliska wygląda Dolina Vipavy. Z kempingu ruszyliśmy do Ozeljan, z którego przejechaliśmy do miejscowości Šempas. Tu trzymaliśmy się lokalnych dróg, więc ruch był na nich niewielki. Przy okazji mogliśmy zobaczyć licznych paralotniarzy startujących z Vzletišče Lijak. Za Šempasem wjechaliśmy na ciut główniejszą drogę 444. Po kilku kilometrach odbiliśmy z niej ku zbiornikowi wodnemu Vogršček. Najpierw jechaliśmy przez rozległe winnice z pysznymi winogronami (no nie mogłam się powstrzymać i musiałam spróbować, czy są tak samo dobre jak rebula w Gorišce Brdzie). Później wjechaliśmy do lasu, który porasta południowy brzeg zbiornika. Szutrowa droga była momentami dość stroma, ale na rowerach elektrycznych nie robiło nam to wielkiej różnicy. Nasza dalsza trasa przebiegała przez wieś Vogrsko, skąd wróciliśmy przez Šempas bezpośrednio na kemping. Ta przyjemna pętelka miała 24 km długości. Oczywiście pozostawiła pewien niedosyt. Ale musieliśmy wrócić punktualnie na kemping.

Paragliding vs Parawaiting

Z lotem w tandemie miałam już jeden epizod. Po raz pierwszy spróbowałam tego sportu w Gudauri. Jak zapewne możecie się domyślić, ten pierwszy raz zaostrzył mój apetyt na więcej. W innym przypadku raczej nie zdecydowałabym się na lot numer 2. Dolina Vipavy jest bardzo ceniona w paralotniarskim świecie. Wiejące tu wiatry pozwalają na długie i bezpieczne loty. Stąd Vzletišče Lijak to popularny kierunek dla kursów paralotniowych, również tych z Polski. Z Bojanem, z którym miałam polecieć, spotykamy się na lądowisku znajdującym się nieopodal kempingu. Zabieramy go do auta i jedziemy ku startowisku.

Nieudana próba nr 1

Po ok. 30 min jazdy jesteśmy przy Vzletišče Lijak. To tak naprawdę dwie polany, osłonięte od północy linią drzew. Rozciąga się stąd fenomenalna panorama Doliny Vipavy, Nowej Goricy oraz majaczącego na horyzoncie Adriatyku. Świeci słońce, jest pięknie ale… dość wietrznie. Oczywiście Bojan opowiada mi, co nas czeka, instruuje mnie, co mam robić itd. W międzyczasie obserwujemy paralotniarza, który dość mocno walczy z wiatrem podczas startu. Ostatecznie Bojan trochę mu pomaga i mężczyzna bezpiecznie unosi się ponad startowisko. Kiedy oboje jesteśmy ubrani w sprzęt, uprzęże itd., idziemy na start. Podmuchy wiatru są dość dziwne i choć na Vzletišče Lijak jest spora grupa z Austrii, to zdecydowana większość z nich piknikuje pod drzewami czekając na dogodny moment do startu. Bojan stwierdza jednak, że spróbujemy wystartować. I… wystartowaliśmy. Ale tak szybko, jak tego dokonaliśmy, tak szybko spadliśmy. Na szczęście z niezbyt dużej wysokości, natomiast dwumetrowy Bojan przygniótł mnie do ziemi. Nic nam się nie stało. Jedyną stratą było to, że… zgubiłam złoty kolczyk z komunii. No cóż, straty muszą być. Najważniejsze, że nie w ludziach. Ogólnie do sytuacji tej doprowadził wiatr, który robił, co chciał oraz fakt, że…byliśmy za lekcy. Do tego dochodziła duża różnica wzrostu. Gdy ja już nie sięgałam nogami gruntu, Bojan mógł jeszcze biec.

Parawaiting

Jak już udało nam się pozbierać, dołączamy do Marka, który chciał nagrać nasz start i czekał wraz z resztą paralotniarzy. Bojan decyduje, że dopiero gdy wiatr będzie spokojniejszy, to wtedy polecimy. Przy okazji pokazuje mi wykresy wiatru oraz kontaktuje się z ekipą przy lądowisku, by ustalić jakie są dalsze prognozy. No widzisz Ola, teraz doświadczasz tego, co nazywamy parawaiting (paraczekanie). W tym sporcie trzeba często bardzo długo czekać, by wstrzelić się w odpowiednie warunki. Ogólnie nie mam nic przeciwko temu, bo miejsce jest malownicze, a widoki naprawdę piękne. Jednak czekanie się wydłuża. Bojan w międzyczasie opowiada o tym, jak pracował w Azji. To była ciekawa praca, ale szczerze mówiąc to Słowenia jest moim miejscem na ziemi. Tu wracam i wiem, że żyję. Tu mogę oddychać pełną piersią. Dla Bojana paralotniarstwo to jego największa, życiowa pasja, którą kultywuje od 30 lat. Nie żyje z latania (jasne, jak trafią się klienci, to oczywiście z nimi poleci, ale ma też normalną, etatową pracę). Skoki ze spadochronem to kompletnie nie moja bajka. Za krótko to trwa. Paralotniarstwo daje mi wolność i pozwala na dłuższą radość z latania.

Dolina Vipavy z perspektywy paralotni

Po prawie dwóch godzinach wiatr się uspakaja. Na startowisku zaczyna się ruch, ponieważ wszyscy w jednym czasie zaczynają szykować się do lotu. Również ja i Bojan. Za drugim razem udaje nam się bez trudu wystartować i unieść ponad górskie zbocze. Dzięki temu, że słońce jest odrobinę niżej, krajobraz ma dużo bardziej miękki kontury. Jest pięknie. Cały lot to absolutny relaks i podziwianie widoków. Bojan opowiada mi o mijanych miejscach. Po ok. 20 minutach lotu jesteśmy na ziemi. Bojan dość szybko się ze mną żegna, bo ma jeszcze jednego klienta. W oczekiwaniu na Marka ucinam sobie pogawędkę z ekipą na lądowisku. Słyszeliśmy o Twoich przygodach tam na górze. Dobrze, że się nie przestraszyłaś. Szczerze mówiąc, z racji tego, że cała sytuacja wydarzyła się na tyle szybko, to nawet nie zdążyłam się zdenerwować. Albo zadziałała adrenalina, która szybko postawiła mnie na nogi. W każdym razie absolutnie polecam Wam lot nad Doliną Vipavy. Nie będziecie żałować!

Trekking z Vitovlje do kościoła Wniebowzięcia Maryi

Gdy Marek zgarnia mnie z lądowiska, wpadamy na chwilę na kemping, ja szybko się przebieram i jedziemy przed zachodem słońca do miejscowości Vitovlje. Wcześniej wypatrzyliśmy, że wychodzi stamtąd szlak do kościółka Wniebowzięcia Maryi (Cerkev sv. Marije Vnebovzete), z którego według wszelkich znaków na niebie i w internecie, miały rozciągać się fenomenalne widoki. Auto zostawiamy odrobinę powyżej wsi i szutrową drogą szybko mkniemy ku świątyni. Do pokonania mamy jakieś półtora kilometra. Po dotarciu na miejsce możemy cieszyć oczy naprawdę rozległą panoramą. Dolina Vipavy skąpana w promieniach zachodzącego słońca prezentuje się rewelacyjnie. Sam kościółek jest częściowo zrujnowany. Ale równocześnie bardzo malowniczy. Oprócz nas są tam jeszcze trzy osoby. Jak się okazuje mieszkańcy Vitovlje. Po tym, gdy słońce chowa się za nieboskłonem, zaczynamy drogę powrotną. Obieramy jednak szlak schodzący przez las. Ścieżka jest ciekawie poprowadzona – po skałach i między buczynami. Aczkolwiek w zapadającym zmierzchu bardzo szybko zrobiło się tam ciemno i musieliśmy mocno uważać, żeby się nie potknąć.

Kolacja w Gostilna Termika

Intensywny i pełen wrażeń dzień wieńczy kolacja w Gostilna Termika. Jest piątek i do restauracji ściąga sporo gości. Nie tylko mieszkańców kempingu, ale również przyjezdnych. Wybór dań jest naprawdę bardzo ciekawy. Decydujemy się na lokalne sery, wino (w przypadku Marka piw). Ja jako na danie główne pałaszuję grillowanego kalafiora, Marek natomiast wybiera danie mięsne. Wszystko jest doskonale przyrządzone i doprawione. Kolację urozmaica nam mały kociak, który z uporem maniaka usiłuje dostać się do talerzy restauracyjnych gości.

Pożegnanie z Camp Park Lijak

W sobotę z samego rana musimy ruszać dalej. Ale zanim pożegnamy się Camp Park Lijak, pałaszujemy doskonałe śniadanie (jest też w wersji wege lub vegan) oraz ucinamy sobie pogawędkę z Aleksandrem i Martiną. Okazuje się bowiem, że mają naprawdę rozległe plany dla terenu, na jakim znajduje się kemping. Otóż docelowo, ma tam powstać nowoczesny, spory hotel, bungalowy oraz… oczywiście dalej ma być wydzielona część dla osób z kamperami/namiotami. Niestety cały projekt co jakiś czas utyka na etapie różnych formalności, ale wszystko wskazuje na to, że niedługo Aleksander i Martina będą mogli rozpocząć jego realizację. W ten sposób staną się największym tego typu kompleksem turystycznym w regionie, który oprócz noclegów i doskonałej kuchni będzie też oferował całe pakiety wycieczek po okolicy oraz oczywiście loty w tandemie. Trzymamy za nich mocno kciuki, a Was zachęcamy do odwiedzenia tej przesympatycznej pary! Jeśli do nich wpadniecie, to koniecznie ich od nas pozdrówcie.

Tekst powstał we współpracy z Agencją Slovenia Outdoors oraz Camp Park Lijak.

Uważacie ten artykuł za pomocny? Chcecie wesprzeć naszą twórczość? Jeśli tak, to możecie nam postawić wirtualną kawę. Dziękujemy!

Zobacz również

14 odpowiedzi

    1. Paralotnię oczywiście gorąco polecam. Super doświadczenie. Za to szybowcem nigdy nie miałam okazji lecieć 🙂

  1. Lot paralotnią! Zakochałam się w tym pomyśle. Polecasz jakąś konkretną firmę, która organizuje w Słowenii takie rzeczy?

    1. Z tematem lotów i innych sportów troszkę bardziej ekstremalnych możesz uderzać do Outdoor Slovenia 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.