Jak już wiecie w lutym 2019 roku polecieliśmy do Gruzji. Jednak nie zorganizowaliśmy sobie tego wyjazdu sami. Do gruzińskiego ośrodka narciarskiego Gudauri zaprosił nas Krzysztof Nodar Ciemnołoński, znany pewnie części z Was jako autor bloga PolakoGruzin i właściciel firmy Tamada Tour. Początkowo uważałam, że zimowy wyjazd do Gruzji nie jest dla mnie („No bo co ja tam będę robić?”), ale szybko zostało mi wytłumaczone, że nudzić się nie będę. I ani ja, ani Marek na nudę nie narzekaliśmy. Jak więc w skrócie wyglądał nasz tydzień w Gruzji?
Transport i zakwaterowanie
Do Gruzji, a dokładniej do Tbilisi lecieliśmy z Warszawy, połączeniem realizowanym przez LOT. Wylot o 22:30 z Okęcia i przylot po 5 rano do gruzińskiej stolicy. Na lotnisku spotkaliśmy się z Krzysztofem oraz 8-osobową ekipą z nad morza, która również wybierała się do Gudauri. I choć wyjeżdżaliśmy wszyscy razem, to tak naprawdę spędziliśmy ze sobą tylko dwa dni. W ich trakcie przemieszczaliśmy z lub do Tbilisi, plus ostatniego dnia wspólnie zwiedzaliśmy gruzińską stolicę. Przez pozostałych 5 dni każdy robił to, na co miał ochotę i w efekcie praktycznie się nie widywaliśmy. Głównie też dlatego, że z Markiem zostaliśmy zakwaterowani w innym hotelu. My mieszkaliśmy bliżej tzw. Starego Gudauri, w hotelu o wyjątkowo gruzińskiej nazwie Edelweiss. Ekipa znad morza nocowała natomiast w hotelu Carpe Diem, który zlokalizowany jest tuż przy dwóch wyciągach krzesełkowych oraz rzut beretem od Nowego Gudauri z dolną stacją kolei gondolowej. Oczywiście to odseparowanie nas od reszty ekipy nie było celowe. Po prostu w Carpe Diem nie było wystarczającej ilości wolnych pokoi.
Jak w skrócie wyglądał nasz tydzień w Gruzji z Tamada Tour?
W ramach wyjazdu z Tamada Tour mieliśmy oczywiście zagwarantowane przeloty, transfery w Gruzji, nocleg z wyżywieniem (śniadanie plus obiadokolacja), 5-dniowe skipassy, zwiedzanie Tbilisi z przewodnikiem (serdeczne pozdrowienia dla mieszkającego w Gruzji Krzyśka Węgla) czy gruzińską kolację z muzyką, tańcami i tamadą. W samym Gudauri rolę naszego opiekuna pełnił Sebastian. Z jego wsparcia i pomocy korzystał najczęściej Marek. Z Sebastianem wybrał się na wycieczkę skitourową do Lomisi, był również na freeridzie. W ramach dodatkowych atrakcji ja mogłam spełnić moje wielkie marzenie i polecieć na paralotni. Co uważam za jedną z bardziej niesamowitych rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobiłam w życiu. W trakcie całego pobytu mogliśmy liczyć na wsparcie zarówno będącego na miejscu Sebastiana, jak i przebywającego w Polsce Krzysztofa również w zakresie rekomendacji czy pomysłów na spędzenie wolnego czasu w Gudauri i okolicach. Między innymi wybraliśmy się do Cmindy Sameby, Sno oraz Pomnika Przyjaźni Rosyjsko-Gruzińskiej. Oczywiście część rzeczy robiliśmy też we własnym zakresie. Np. ja wybrałam się na wycieczkę z Kobi w stronę Doliny Truso, a Marek eksplorował strefy freeridowe w okolicach Gudauri.
Co nam się najbardziej podobało?
Generalnie moglibyśmy napisać, że wszystko i na tym zakończyć ten temat. Zacznijmy jednak od tego, że był to nasz pierwszy wyjazd do Gruzji i pierwsza od bardzo, bardzo dawna podróż, której nie zorganizowaliśmy sami w 100%. Wszelkie kwestie logistyczne leżały po stronie Tamada Tour. Od zakupu biletów, przez zorganizowanie transferów czy zarezerwowanie noclegów. Czas w Gudauri mogliśmy sobie dowolnie rozplanować. Tu w szczególności doceniliśmy elastyczność organizatorów, którzy byli w stanie dostosować się do naszych planów i pomysłów. Kiedy Marek rozwalił nartę dosłownie chwilę zajęła im pomoc w znalezieniu odpowiedniego serwisu oraz zorganizowanie dla nas transportu do Kazbegi, abyśmy następnego dnia mogli wybrać się do Cmindy Sameby czy odwiedzić niewielką, lecz uroczą wieś Sno. Poczucie, że ma się przez cały czas wsparcie, było naprawdę super. Oczywiście, gdybyśmy musieli, to poradzilibyśmy sobie ze wszystkim sami. Ale zajęłoby nam to znacznie więcej czasu i pewnie kosztowałoby więcej nerwów (w szczególności w przypadku wściekłego na własne narty Marka).
Czy coś nam się nie podobało?
Zasadniczo kwestie organizacyjne nie dały nam powodów do zbytnich narzekań. Generalnie mieliśmy bardzo mało czasu na zwiedzanie Tbilisi. Oczywiście nie był to wyjazd nastawiony na eksplorowanie wszystkich, najważniejszych atrakcji Gruzji, a na pobyt w ośrodku narciarskim. Niemniej, aż prosiło się, aby w Tbilisi zrobić na spokojnie jeden, pełny dzień zwiedzania, a nie kilka godzin. Druga rzecz, to zaplanowanie degustacji wina przed kolacją. Po sprincie przez gruzińską stolicę zostaliśmy głodni i zmęczeni zawiezieni na testowanie lokalnych win. Oczywiście była to super atrakcja. I super sposób, aby nas wszystkich upić. Bo uwierzcie nam na słowo, naprawdę żal było to wino wylewać. Aczkolwiek pod koniec część z nas zaczęła tak robić, mając w perspektywie wychodzenie z winiarni po stromych schodach. Gdy omówiliśmy tę kwestię z Krzysztofem, to okazało się, że degustacja była niespodzianką dla uczestników wycieczki. I dlatego została wciśnięta pomiędzy inne aktywności. Niemniej są to drobnostki, które nie zaważyły na całokształcie wyjazdu oraz, które nie mogły nam go w żaden sposób popsuć.
Gruziński bakcyl zaszczepiony
Co tu dużo pisać, już przed wyjazdem wiedzieliśmy, że Gruzja nam się spodoba. Naprawdę od bardzo dawna chcieliśmy odwiedzić ten kraj. W ten sposób wizyta w zimowej Gruzji okazała się strzałem w dziesiątkę. I jesteśmy pewni, że będziemy tam wracać. Czy sami, czy razem z Tamada Tour tego jeszcze nie wiemy, bo planów na najbliższy rok mamy bardzo dużo. Natomiast jeśli Wy rozważacie wyjazd do Gruzji, ale obawiacie się, że nie poradzicie sobie z organizacją wszystkiego na miejscu, to gorąco polecamy Wam ofertę Tamada Tour. Nie tylko możecie wybrać się z nimi zimą do Gruzji, ale przede wszystkim latem i to również do Armenii czy Azerbejdżanu. Tworzone przez nich grupy są kameralne i pozwalają nacieszyć się odwiedzanymi miejscami bez poczucia, że zwiedza się w tłumie. Do tego wiedza i zaangażowanie wszystkich osób tworzących to biur podróży jest na naprawdę wysokim poziomie. I musimy zaznaczyć jedno – wycieczka Narty w Gruzji 8 dni oferowana przez Tamada Tour nie była typowym wyjazdem zorganizowanym. Przede wszystkim dawała nam – uczestnikom dużą swobodę w planowaniu działań na miejscu. Dzięki czemu każdy miał możliwość poznania Gruzji na swój sposób.
17 odpowiedzi
w zasadzie nie wiem co mam napisać;) zimowa Gruzja wbiła mnie w fotel<3
Jezu! Ale cudnie!!!
Gruzja jest fajnym pomysłem na wyjazd przez cały rok. Ludzie uprzejmi, gościnni, jedzenie świetne I ceny całkiem przystępne. Czego chcieć więcej? 🙂
Moja koleżanka z liceum została przewodnikiem po Gruzji , chyba nawet jakąś książkę na ten temat popełniła. Podobno bardzo fascynujący kraj.
O proszę 🙂 A pamiętasz jak nazywa się książka jej autorstwa?
Gruzja zimą wygląda niesamowicie! Zawsze myślałam o tym kierunku latem, ale teraz mocno zaczynam myśleć o zimie. No i jak zawsze super zdjęcia!
Fajnie, że zdarzają się ludzie którzy z sensem organizują czas na wyjazdach. Paralotnia to na pewno była niezła gratka, aż zazdraszczam 😉
I teraz nie wiem, czy najpierw jechać latem, czy zimą 😉 Obydwie opcje od jakiegoś czasu chodzą mi po głowie, ale chyba patrząc na relacje coraz bardziej skłaniam się ku białemu szaleństwu.
Najlepiej pojechać i latem, i zimą 😉
Wygląda to naprawdę bajecznie. Gruzja cały czas na mojej liście :to do:. Wprawdzie myślę jednak o bardziej letnim terminie to widzę, że zimową porą też nic Gruzji nie brakuje 🙂
wow, cudne fotki! zakochałam się 😀 od jakiegoś czasu Gruzja chodzi mi po drodze, ale sama bym się chyba nie zdecydowała – fajnie, że skorzystaliście z biura podrózy.
Wygląda świetnie! Czy to ta Gruzja, czy twoje zdjęcia? Chcę tam jechać! 🙂
To zasługa samej Gruzji. Ona jest po prostu tak piękna. I naprawdę warto jej dać szansę 🙂
Słyszałem, że Gruzja zimą zrobiła się bardzo popularna szczególnie wśród narciarzy. Faktycznie tak jest? Widoki bajeczne.
Gruzja zima naprawdę jest piękna!
Oglądanie filmiku to była czysta przyjemność. Fantastyczne widoki i z tego, co widzę jest to raj dla narciarzy. Aż mam ochotę spakować narty i wsiąść w samolot do Gruzji 😀 Ten kraj bardziej chodzi po głowie mojemu mężowi niż mnie, ale coś czuję, że kiedyś mnie do niej przekona 😉
Tej paralotni to Ci zazdroszczę! I to jeszcze w takich okolicznościach przyrody. Gruzja marzy mi się od dobrych kilku lat, ale zawsze wychodzi coś innego. Wiem jednak, że warto na nią czekać 🙂