Jeep safari, czyli wycieczki autami 4×4 organizowane są w wielu miejscach na Bałkanach. Chętnych na nieco bardziej offroadowe poznawanie tego regionu zwykle nie brakuje. A i sporo wypraw jeepami wybiera sobie tę część Europy, jako cel podróży. Kianką, a nawet Loganem zaliczyliśmy parę tras, na których nie powinno nas być. Aczkolwiek wiele musieliśmy sobie odpuścić, by nie zniszczyć auta. Dlatego podczas South Outdoor Festivalu postanowiłam wziąć udział w jeep safari, by zobaczyć miejsca, do których nie mieliśmy okazji wcześniej dotrzeć.
Samochód dla mediów
Na jeep safari zdecydowałam się podczas pierwszego, festiwalowego dnia. Wycieczka zaplanowana była na godzinę 13. Szybko okazuje się, że weźmie w niej udział sporo przedstawicieli najróżniejszych mediów: 4 panów z kosowskiej telewizji, filmowiec z Niemiec, festiwalowy fotograf oraz ja – blogerka. Zostajemy upakowani do jednego jeepa, co w szczególności dla mnie okazuje się nie najlepszym rozwiązaniem. I nie mam na myśli tego, że byłam jedyną dziewczyną w męskim gronie. To akurat absolutnie mi nie przeszkadzało. Natomiast snuliśmy się najwolniej ze wszystkich aut, co chwilę albo trzeba było wypuścić drona, albo go złapać, albo nakręcić jakieś ujęcia do programu telewizyjnego, albo zrobić zdjęcia. Fotograf festiwalowy śmiał się, że byłam jedyną osobą, która niczego nie chciała. Cóż, mogłam za to długo napatrzeć się na widoki. A było na co!
Jeep safari – nasza trasa
Z Vuno ruszamy szosą SH8 do Himare. Tam skręcamy w lewo, w drogę, która już po kilkuset metrach okazuje się idealna dla jeepów. Nierówna, pełna luźnych kamieni lub wystających skał. Im wyżej, tym widoki stają się coraz bardziej rozległe. Spore wrażenie robi na nas trawers dość stromego stoku, po przebyciu którego wjeżdżamy do niewielkiego gaju oliwnego, a z niego wprost na polanę obok Monastyru św. Marii Athaliotisa. Tam zaplanowany mamy dłuższy postój. Widać, że polanka jest popularnym celem biwaków – są ślady po ogniskach oraz oczywiście… śmieci. Na monastyr składa się niewielki kościół z zachowanymi całkiem ciekawymi malowidłami. Są też pozostałości innych zabudowań oraz studnia (woda z niej jednak nie nadaje się do picia). Widoki są zacne, w szczególności na okoliczne wzniesienia. Po ok. 40 min pakujemy się do samochodów i ruszamy w dalszą drogę.
W drodze do monastyru
Widok na trawers
Stromy podjazd
Przy pierwszym celu – monastyrze
Monastyr z zewnątrz i od środka
Widoki z okolic monastyru
Zjazd
Porto Palermo i opuszczona baza okrętów podwodnych
Tą samą drogą zjeżdżamy do Himare, by stamtąd skierować się do Porto Palermo. Jednak naszym celem nie jest znajdująca się tam twierdza, a ogradzający zatokę od północy półwysep. Droga tam jest momentami jeszcze bardziej wymagająca od tej, jaką zastaliśmy na górskim odcinku naszej trasy. Jest ciekawie. To znaczy byłoby, gdyby nasz jeep jechał trochę szybciej. Ale znów dron, kamery, aparaty, w efekcie byliśmy na szarym końcu naszej jeepowej ekipy. Na półwyspie zatrzymujemy się w dwóch miejscach. Najpierw, blisko jego krańca, gdzie możemy udać się na widokowy spacer, by podziwiać zatokę, twierdzę i całą okolicę. Udaje mi się dotrzeć na sam koniec półwyspu, w okolice budynku dawnej strażnicy.
Widoki na Porto Palermo
Stamtąd udajemy się nieco bardziej na północ. Auta parkujemy obok uroczej zatoczki z śliczną, białą plażą. Kilkaset metrów dalej znajduje się opuszczona baza okrętów podwodnych. Na pewno nigdy nie została użyta, gdyż… stan wód jest tam zbyt płytki dla jakiekolwiek jednostki pływającej większej od kajaku. Niemniej sama konstrukcja budzi podziw swym ogromem. Albańczycy w kwestii betonowych konstrukcji mieli polot i fantazję.
Na kolejnym postoju
Zakochałam się w tej plaży
Opuszczona baza okrętów podwodnych
Droga powrotna i wrażenia
Po pobycie w okolicach Porto Palermo wracamy w stronę Vuno. Najpierw musimy pokonać stromy podjazd wiodący do asfaltowej szosy. Kontynuujemy podróż SH8. Generalnie cała wycieczka zajęła nam ok. 4 godz. Chyba największą frajdę w jej trakcie mieli nasi kierowcy. Mam wrażenie, że jeep safari to przede wszystkim zabawa dla dużych chłopców. Osobiście doceniam fakt, że mogłam dotrzeć do miejsc, w których nie byłam. Bo pomimo zmiany Kianki na Logana i tak byśmy tam nie dojechali.
Organizatorem Jeep Safari była firma Outdoor Albania, z którą możecie wybrać się na liczne wycieczki, nie tylko na Albańskiej Riwierze.