Gdy w sierpniu tworzyliśmy plan naszej wspólnej wizyty w Słowenii trochę nie wierzyliśmy, że uda nam się go w całości zrealizować. Ale już teraz możemy zdradzić, że nie dość, że go zrealizowaliśmy, to jeszcze zdołaliśmy dorzucić kilka dodatkowych miejsc i doświadczeń. Na pewno zauważyliście, że nasza relacja ze Słowenii była w social mediach dość uboga. Wynikało to z faktu, że nie mieliśmy czasu na dzielenie się wszystkimi naszymi przygodami. Jednak nic straconego. Dziś w skrócie opowiemy, jak wyglądała nasza wrześniowa Słowenia, a w ciągu najbliższych miesięcy możecie liczyć na bardziej szczegółową relację.
Jak najwięcej, w jak najkrótszym czasie
Taka mniej więcej dewiza przyświecała naszej wizycie w Słowenii. Po części wierzyliśmy, że jest to całkiem trafione założenie, gdyż kraj ten do dużych nie należy i wiedzieliśmy, iż nie będziemy tracić czasu na nużące, długie przejazdy pomiędzy kolejnymi miejscami. I rzeczywiście tak było. Niestety szybko się też okazało, że Słowenia ma tak dużo najróżniejszych atrakcji, że doba będzie miała dla nas za mało godzin. Co więcej, coraz krótsze, wrześniowe dni również nie ułatwiały sprawy i odrobinę ograniczały nas w kwestii wszelkiej maści outdoorowych aktywności. Po 19 zmierzchało i robiło się zimno, więc zwykle wtedy kończyliśmy nasze trekkingi czy wycieczki rowerowe. Nie przeszkadzało nam to jednak upchnąć w ciągu jednego dnia trzeci wycieczek na rowerach i jednej górskiej wędrówki oraz zwiedzania. Później oczywiście padaliśmy ze zmęczenia i choć planowałam nawet tworzyć jakieś wpisy z podróży, to ostatecznie nie miałam na to siły. Za to niewątpliwie oboje mogliśmy się skupić na przeżywaniu i doświadczaniu, zamiast na ciągłym gapieniu się w ekrany telefonów czy komputera.
Czerpiąc z doświadczenia innych
Jak zapewne pamiętacie, w maju uczestniczyłam w press tripie po Słowenii i Chorwacji. Był on zorganizowany przez słoweńską firmę Best Press Story, która zajmuje się promowaniem najróżniejszych aspektów słoweńskich turystyki. Gdy nasza wrześniowa Słowenia była na etapie planowania, poprosiliśmy ekipę z BPS o pomoc w trakcie tej podróży, w szczególności pod kątem skontaktowania nas z lokalnymi przewodnikami czy osobami zajmującymi się promowaniem turystyki. Dzięki temu mogliśmy zwiedzać Lublanę szlakiem kulinarnym, wziąć udział w bike & hike w okolicach Bohinja czy poznać mniej znane okolice Bledu. Każda, kolejna osoba, którą spotykaliśmy, dorzucała do naszej podróży miejsca, o których albo nie wiedzieliśmy, albo kompletnie nie mieliśmy w planie. Czerpiąc garściami z ich doświadczenia mogliśmy odkrywać Słowenię z wielu, różnych perspektyw.
Do tego cudownego miejsca byśmy nie trafili, gdyby nie nasz przewodnik Sašo
Rowerowo
Nasza wrześniowa Słowenia była też mocno skoncentrowana na aspekcie rowerowym. Niewątpliwie kraj ten jest rajem dla rowerzystów. Zarówno osoby preferujące lekką rekreację na dwóch kółkach, jak i poszukiwacze adrenaliny znajdą tu dla siebie mnóstwo tras i szlaków. Marka najmocniej zaskoczył fakt, że w tym maleńkim państwie jest aż tak dużo bike parków. W Polsce najbardziej znanym jest Bike Park Pohorje w Mariborze, natomiast okazało się, że pozostałe ośrodki oferują znacznie ciekawsze i różnorodne trasy. W ten sposób trafiliśmy do Bike Parku Kope czy do Bike & Fun park Scott Cerkno. I choć ja nie korzystam z tego typu ośrodków, to okazywało się, że i ja mam w nich sporo do roboty. W Kope mogłam zmierzyć się z górską trasą, którą pokonałam na e-bike’u, natomiast w Cerknie mogłam przespacerować się 14 km po górach z cudownym widokiem na Triglav. Oprócz wspomnianych wyżej rowerowych aktywności, mieliśmy też okazję zaliczyć nieco spokojniejsze, rowerowe wycieczki, np. nudną jak flaki z olejem przejażdżkę w Llogarskiej Dolinie.
Marek i słoweńska ekipa podczas testowania przyszłorocznej trasy zawodów enduro
Największe zaskoczenia
Tak naprawdę Słowenia zaskakiwała nas na każdym kroku. Przede wszystkim nie wiemy, jak ten kraj to robi, że wszędzie jest zachwycająco piękny. Nie udało nam się tam znaleźć jakiegokolwiek, brzydkiego miejsca, a kręciliśmy się zarówno po utartych, turystycznych szlakach, jak i poza nimi. Słowenia ujęła nas również otwartością spotykanych tam ludzi. I nie mam na myśli jedynie naszych przewodników, ale m.in. innych rowerzystów czy osoby, z którymi zamienialiśmy kilka zdań na górskich szlakach. Nie zapomnę grupy starszych, górskich piechurów, którzy dopingowali mnie podczas stromego i wymagającego podjazdu, jaki pokonywałam na rowerze. Dzięki nim od razu przybyło mi sił i motywacji! Słowenia zaskakiwała nas, a czasami wprawiała w lekkie przerażenie, jak niesamowicie pod kątem turystycznym jest ogarnięta. Czasami aż do przesady, ale chyba dzięki temu może się aż tak prężnie rozwijać. Wrześniowa Słowenia nieco negatywnie zaskoczyła nas cenami. Liczyliśmy, że poza sezonem będą one ciut niższe. Niestety podobnie jak Chorwacja, kraj ten jest dość drogi (w szczególności noclegi i stołowanie się w knajpach – musieliśmy się mocno nagimnastykować, żeby znaleźć miejsce, w którym dałoby się zjeść obiad za 20 € za dwie osoby).
Wrześniowa Słowenia – nasze TOP 10
1. Bike Park Kope
2. Lublana
3. Velika Planina
4. Jezioro Bohinj
5. Jaskinie Szkocjańskie
6. Ptuj
7. Dolina Soczy
8. Szczyt Porezen (na zdjęciu widok z niego)
9. Wąwóz Vintgar
10. Wodospad Rinka i trekking do schroniska Frischaufov dom na Okrešlju