Szukaj
Close this search box.

Podróżniczy hipsterzy? Backpackerzy!

Odkąd sama prowadzę bloga, dużo częściej przyglądam się trendom panującym w podróżniczym świecie – jakie kierunki są popularne; w jaki sposób ludzie podróżują; co robią, by wyjazd był jak najbardziej niskobudżetowy, itd.

W efekcie tych obserwacji i poszukiwań informacji zostałam doprowadzona do całej idei backapckingu i wielu stron poświęconych temu sposobowi podróżowania. I do jakich doszłam wniosków? Ano takich, że wielu backpackerów uważa się za lepszych od innych turystów, podróżujących chociażby jak ja i Marek samochodami.

garryknight, CC BY-SA 2.0, https://www.flickr.com/photos/garryknight/2799555653/sizes/l
garryknight, CC BY-SA 2.0, https://www.flickr.com/photos/garryknight/2799555653/sizes/l

I tu od razu mała uwaga. Nie uważam, że wszystkie osoby, które pakują plecak i jadą w świat mają te hipsterskie zapędy. Sama uprawiałam swego czasu tramping, czyli oprócz plecaka zabierałam ze sobą namiot, butlę z gazem, karimatę, śpiwór itd. i przemierzałam Bałkany, Słowację czy Polskę, będąc w jakiś sposób samowystarczalą. Uwielbiałam i nadal uwielbiam ten sposób podróżowania, ale jednak jeżdżenie Kianką też ma swój urok. Nie zmienia to faktu, że nie uważam się za lepszą od kogoś, kto np. podróżuje rowerem, czy motocyklem albo na stopa. Jednak po lekturze kilku backapckingowych, zagranicznych blogów poczułam się jakby mi ktoś usilnie chciał wmówić, że prawdziwym turystą jest tylko ten, kto swój cały dobytek dźwiga na plecach. No właśnie, ale czy można zdefiniować prawdziwego turystę?

Jakiś czas temu odbyłam z jedną znajomą rozmowę na temat prowadzenia bloga, spisywania swoich podróżniczych doświadczeń itd. Wtedy padło pytanie: „A nie boisz się, że ktoś ci zarzuci, że wozisz wygodnie dupę samochodem i że to co robisz nie jest wcale takie nadzwyczajne?” Przede wszystkim ja nigdy nie uważałam, że to co robię jest nadzwyczajne. Bo każdy może wsiąść w auto i pojechać na Bałkany czy do Europy Zachodniej. Taka jest teoria, bo wcale nie wszyscy i nie każdy ma odwagę zorganizować swój wyjazd od A do Z. No ale pomijając ten drobny fakt, to moje i Marka podróże nie są ani jakieś super hardcorowe, ani wybitne. Po prostu eksplorujemy zakątek Europy, który nas fascynuje i dzielimy się zdobytą wiedzą z innymi. Owszem, parę razy dostałam informację zwrotną, że ktoś po Bałkanach jeździ więcej ode mnie, częściej, ma większą wiedzą itd., tyle że z nikim się tą wiedzą nie dzieli. No i tu pojawia się kwestia zdefiniowania prawdziwego turysty. Dla mnie jest to niemożliwe, bo jest tyle rodzajów i form podróżowania, że jednoznaczne określenie go jest bardzo trudne. Ale jest parę cech, które według mnie prawdziwy turysta powinien posiadać. Przede wszystkim powinien z szacunkiem odnosić się do kraju, jego mieszkańców i reprezentowanej przez nich kultury. A po drugie powinien chcieć uczyć się nowej rzeczywistości, jaką zastaje w wybranej przez niego podróżniczej destynacji.

No dobrze, a co z backpackerami? Cóż wielu z nich uważa się za prawdziwych turystów, którzy prezentują jedyną słuszną formę podróżowania po świecie. Jak to argumentują?

Backpackera nie ogranicza środek transportu. Czyli w wolnym tłumaczeniu mówiąc, część backpeckerów uważa, że jadąc autem czy motocyklem jesteśmy ograniczeni tym, gdzie za pomocą tego środka transportu możemy dotrzeć. Ogólnie spotkałam się też z opinią, że podróżowanie samochodem jest passe. Inna sprawa, że ta sama osoba pisała również z zachwytem, jak to udawało jej się złapać kolejne auta na stopa i dzięki temu przemieszczać się z punktu A do punktu B. Więc podróżowanie własnym autem jest złe, płacenie za benzynę jeszcze gorsze, ale korzystanie z podwózki jest już jak najbardziej na miejscu. Wiadomo, wielu backpackerów chce podróżować za jak najmniejsze pieniądze, a jednak auto musi mieć paliwo, ubezpieczenie, aktualny przegląd itd., a to kosztuje. Z drugiej strony, skoro nawet taka Kianka może służyć za pokój sypialny, to generalnie każde auto pozwoli nam zaoszczędzić na noclegach (o ile oczywiście godzimy się na pewne niewygody). Odniosłam też wrażenie, że część backpackerów uważa, że jak ktoś podróżuje za pomocą własnego środka transportu, to z niego nie zsiada/nie wysiada z niego, a co za tym idzie, nie używa do przemieszczania własnych nóg. Życzę zatem powodzenia komuś, kto chciałby np. starówkę Dubrownika objechać autem 😉

Backpacker nosi swój dobytek na plecach. Czyli w wolnym tłumaczeniu, jego podróż wymaga więcej wysiłku. Ale nie chodzi mi tutaj o ten związany z dźwiganiem ciężkiego wora, a o fakt planowania wszystkiego od początku do końca. Hmm… brzmi znajomo, choć wcale nie jesteście backpackerami? No właśnie, jeśli podróżujemy na własną rękę, nie ważne w jaki sposób, to mamy świadomość tego, że musimy sami wszystko zaplanować, zapewnić itd. Jeśli się na to nie godzimy, to wykupujemy wycieczkę zorganizowaną w biurze podróży i jedyne, o co się martwimy, to o naładowanie baterii w telefonie i aparacie. Jednak zauważyłam, że wielu backpackerów sądzi, iż tylko oni tak naprawdę muszą zaplanować swoje wojaże, zadbać o znalezienie noclegu lub miejsca na namiot, zapewnienie sobie transportu itd. Bo przecież jak ktoś jedzie autem, to to auto wie gdzie ma jechać i samo się kieruje. Kianka też tak ma, ale jest zbyt wstydliwa, w efekcie potrzebuje naszej nawigacyjnej ingerencji..

Backpackerzy są bliżej. Czyli w wolnym tłumaczeniu, według nich mają szansę na bliższy kontakt z mieszkańcami danego kraju/regionu, są bliżej przyrody. A wszystko dzięki temu, że korzystają z lokalnej infrastruktury od transportu na sklepach kończąc; nocują pod namiotem na dziko itd. Owszem, zgodzę się z tym, że podróżując autem ma się mniej szans na interakcje z miejscowymi. Choć z drugiej strony, jak ktoś tych interakcji chce, to je będzie miał, nie ważne czym i jak się przemieszcza. Z tym obcowaniem z przyrodą również się nie zgodzę, że jest tylko domeną backpackerów. Z auta też się w końcu wysiada i można mieć piękny nocleg, trekking, spacer w cudownych okolicznościach przyrody.

obscure allusion, CC BY-SA 2.0, https://www.flickr.com/photos/26158205@N04/2456363834/sizes/o/
obscure allusion, CC BY-SA 2.0, https://www.flickr.com/photos/26158205@N04/2456363834/sizes/o/

Tylko backpackerzy tworzą podróżnicze społeczności. Czyli w wolnym tłumaczeniu, tylko „plecakowicze” integrują się na polu ich wspólnego stylu podróżowania. Mają swoje hostele, swoje serwisy itd. Zapominają jednak, że jeśli prowadzą bloga, to równocześnie przynależą do sporego grona blogerów podróżniczych, którzy chociażby w Polsce tworzą całkiem fajną ekipę, która potrafi wspierać się w promowaniu, czy innych działaniach. Są też ekipy podróżujących po świecie motocyklistów, rowerzystów, społeczność autostopowiczów i wiele innych. Ale nie, według backpeckerów tylko oni są społeczni.

Generalnie też wielu backpackerów podkreśla swoją wybitną indywidualność, bycie alternatywnym, czasem bardziej zdystansowanym względem pewnym wydarzeń czy miejsc. Według mnie tworzą właśnie taką hipsterską otoczkę wokół siebie. Sama, jak już wcześniej wspomniałam, uprawiałam przez wiele lat tramping. Też dźwigałam 25kilowy plecak, mając tam swój dobytek, jeździłam na stopa oraz transportem publicznym. Tyle, że wtedy mówiłam o tym, że jadę na trekking np. po Małej i Wielkiej Fatrze, albo po bałkańskich górach. Teraz należy mówić o wyprawie trampingowej lub backpackerskiej (choć to drugie sformułowanie jest raczej częściej używane). I w tych dwóch słowach często kryje się poczucie bycia lepszym, zdefiniowanym w ramach pewnych założeń, przynależącym do pewnej społeczności i grupy. No i może właśnie o to backpackerom chodzi. Że na co dzień nie czują, że gdzieś przynależą. Za to w podróży stają się kimś, kto swoją postawą reprezentuje pewną ideę. Więc może stąd bierze się tworzenie tej całej hipsterskiej otoczki, tego poczucia bycia bardziej alternatywnym od tych, którzy podróżują własnym środkiem transportu?

W tym moim wywodzie bazowałam na tekstach, jakie przeczytałam na anglojęzycznych, zagranicznych blogach. W Polsce znam wiele osób uprawiających tramping i backpacking, które zachowują się „normalnie”, nie twierdząc, że ich sposób podróżowania jest znacznie lepszy od mojego czy od kogoś, kto przemierza świat np. na rowerze; że jest jedynie słusznym. Ja wychodzę z założenia, że każdy poznaje świat w taki sposób, w jaki mu odpowiada. Jedni spoglądają przez okna samochodów, inni z rowerowego siodełka, jeszcze inni przemierzają kontynenty na piechotę, inni żeglują. Czy ktoś z tej grupy jest lepszy od innych? Nie. Bo wszystkich tych ludzi łączy jedno – chęć poznawania świata, ruszenia się z miejsca, zobaczenia czegoś więcej. Moim zdaniem w tym przypadku nie ważny jest środek, który nas do tego celu doprowadzi, a samo jego osiągnięcie.

Pozdrawiam zatem wszystkich backpackerów, rowerzystów, żeglarzy, motocyklistów, autostopowiczów (którzy w większości też mogą się nazwać backpackerami), osoby podróżujące samochodami, konno, na osiołku, wielbłądzie, quadzie, hulajnodze, kajakiem, balonem i czymkolwiek jeszcze. Bo wszyscy jesteśmy jedną, wielką podróżniczą rodziną i tego się trzymajmy, a nie twórzmy jakieś sztuczne i nikomu niepotrzebne podziały!!

 PS. Wszystkich Was, zarówno hipsterskich backpackerów, jak i pozostałych podróżników zachęcam do dyskusji na temat tego, kim jest prawdziwy turysta i czy można go w ogóle zdefiniować. Jestem bardzo ciekawa Waszych przemyśleń na ten temat!

Zobacz również

41 odpowiedzi

  1. Mylisz pojęcia… backpackerzy to Prawdziwi Podróżnicy, a cała reszta to beznadziejny turyści 😉 To tak żartem, a na serio to nie znoszę tego całego zadęcia, jakie można wyczuć u niektórych. Że niektóre podróże to są nieautentyczne, że trzeba jak najtaniej, najmniej wygodnie i najbrudniej, bo tylko wtedy poznaje się Prawdziwych Ludzi, Prawdziwą Kulturę i Prawdziwy Świat. Wielka bzdura! Moim zdaniem nie ma jednego przepisu na podróżowanie i niech każdy jeździ tak, jak się najlepiej czuje. A uważanie się za kogoś lepszego tylko z tego powodu uważam za bucowatość. O!

    1. No więc właśnie – możliwości jakie teraz mamy pozwalają nam na praktycznie dowolność podróżowania.Dlatego też każdy może znaleźć sobie taki styl poznawania świata,jaki mu odpowiada lub na jaki go stać.

    2. Znaczy ja może tak – zgadzam się w większośći z Ewą – nie ma idealnego przepisu na podróżowanie. Jednak nie do końca powiedziałabym, że każdy powinien tak jeździć, jak się czuje najlepiej.

      Bo nawoływałabym bardzo, żeby to podróżowanie było w jakiś sposób świadome. Żeby wybierać miejsca promujące lokalną kulturę, żeby nie wymieniać ręczników 10 razy dziennie i żeby piętnować hotele, które niszczą rafy koralowe i szambo wlewają do morza. Lub (w temacie), którzy uprawiają seksturystykę przy „użyciu” niewolnic czy seksturystykę bliskowschodnią, przez którą cierpią Muzułmanki, a turystki coraz częściej narażane są na gwałty. Turystów, którzy o tym wszystkim w jakiś tam sposób wiedzą (lub to podejrzewają), ale udają, ze nic się nie dzieje, potępiać będę.

      A co podróżowania taniego – myślałam o tym dużo przy odwwiedzaniu Emilii Romanii i sama chcę napisać o tym post. Czasem warto wydać więcej pieniędzy, żeby dobrze poznać region. Bo co to za zwiedzanie Parmy bez odwiedzin (płatnych) w fabryce parmezanu. Co to za kosztowanie bolońskiej kuchni z najtańszym jedzeniem pizzy na wynos albo McDonalda za 1 euro? I co to za wizyta we Florencji, jak skąpimy na muzeum Uffizi. Są wydatki, które bardzo warto podjąć.

      1. Bardzo trafne spostrzeżenie dot. świadomego podróżowania.Tego wielu osobom czasami brakuje,czego doswiadczylismy nie raz z Markiem spotykając rodaków na Bałkanach.Gdyby przed podróżą choć trochę poczytali o swej destynacji,to przede wszystkim trzy razy zastanowiliby się czy im to czy tamto pasuje,ewentualnie byliby mniej zaskoczeni. A co do wydawania kasy – ja wychodzę z założenia,że w wiele miejsc mogę już nie wrócić dlatego warto wydać kasę by zobaczyć niesamowitą galerię sztuki,antyczne ruiny,fabrykę czy browar.Jak to trafnie ktoś ujął – zbierajmy wspomnienia,a nie rzeczy.

      2. Zgadzam się z Tobą, ale czym innym jest sposób podróżowania, a czym innym – świadomość. Znam hotelowych turystów, którzy lecąc na wakacje all-inclusive robili to bardzo świadomie, znam backpackerów, którym do odpowiedzialnego podróżowania było bardzo daleko. I też uważam, że jak najtaniej za wszelką cenę to nie moja bajka.

      3. Właśnie o to chodzi! Czasami kogoś nie stać, więc pojedzie tylko po to, aby zobaczyć. Ale jak kogoś stać i jedzie, i dalej wcina te pizze i maci za 1 euro, żeby tylko na siłę być budżetowym podróżnikiem, to już jest żenujące! Ja, przyznam szczerze, podróżując, wydaję majątek na jedzenie. Nie znaczy to, że jadam w najlepszych restauracjach. Po prostu jadam, próbuję lokalnie, ale jak mi ktoś powie, że wszędzie się spróbuje prawdziwej kuchni za grosze, to sorry, ale nieźle się uśmieję. Zdecydowanie – są wydatki, które warto rozważyć!

        1. Ja akurat na jedzenie dużo kasy na wyjazdach nie wydaję, natomiast lubię przywozić sobie jakieś cenniejsze pamiątki, stąd np. z Ohrydy przywiozłam kolczyki z perłami, która zapewne do najtańszych nie należały. Bo akurat w tym przypadku wiem, że będzie to pamiątka na lata, która przy każdym zakładaniu będzie mi przypominać o odbytej podróży.

          1. Widzisz, ja jako wegetarianka czasami mam problem, żeby w ogóle coś zjeść. A tak na poważnie, to oczywiście też lubię jeść i próbować nowych smaków, ale nie jest to moim priorytetem w trakcie podróży 😉

      4. Ooooo właśnie z tym tanim podróżowaniem jest coraz trudniej. Ja i mój Michał (jedzmygdzies) nie ograniczamy się w sposobie podróżowania. Mamy samochód, mamy walizki, mamy plecaki. Planujemy podróże wedle uznania i w ogóle krytykowanie kogoś na tym tle jest słabe. Słabe jest też wypominanie komuś wydawanie pieniędzy w podróży, bo faktycznie niektóre osobliwości po prostu trzeba zobaczyć, a ponieważ turystów, backpackersów i turysto-backpackersów jest coraz więcej to i coraz więcej płatnych atrakcji i coraz mniej dzikich plaż.

        Nas z kolei ludzie krytykują za to, że się zachwycamy :). Zachwycamy się, bo właściwie w podróżowaniu się rozkręcamy i wszystko wydaje nam się cudowne (mimo wszystko staramy się pisać obiektywnie). Niektórzy tak mają, że szukają w każdym miejscu czegoś wyjątkowego. Mam nadzieję, że zawsze będziemy się zachwycać.

        Pozdrawiam
        Kasia

        1. Mnie jest czasami zarzucane,że opisując Albanię nie jestem obiektywna.Cóż z tym krajem mam tak,że jest mi strasznie bliski i nie potrafię być w 100% obiektywna, choć staram się pokazywać różne strony jej medalu. Ale w ukazywania własnych doświadczeń podróżniczych właśnie fajny jest ten aspekt subiektywności,tego że różni ludzie inaczej postrzegają te same miejsca.

  2. Nie znoszę takich podziałów – lepszy, gorszy. Bo niby czemu, ktoś ma być lepszy/gorszy od drugiego. Bez sensu. Dla mnie prawdziwy turysta to ten, który ma odwagę wyruszyć z domu, po to by poznawać nowe miejsca, odkrywać to co nieznane, zbierać doświadczenia. Bez udowadniania nikomu czegokolwiek. 🙂

  3. Świat jest piękny, a życie zbyt krótkie, aby go dobrze poznać. Znam ludzi w różnym wieku, którzy mają w sobie ten głód poznania, tę chęć zobaczenia , przeżycia, doświadczenia czegoś. Nie zawsze są to tropiki, albo miejsca, które trudno znaleźć na mapie, ale małe lokalne ojczyzny, piękno, które czasami czai się za progiem. Tylko trzeba chcieć. Nie jest ważne jak to robimy, ale ważne , że robimy. Ktoś mądry powiedział,m że najwspanialsze podróże są ciągle przed nami, a każda najwspanialsza podróż zawsze zaczyna się od pierwszego kroku….Od siebie dodam, że każda podróż rodzi się w sercu od tęsknoty za nieznanym i od pasji. Tej pasji życzę wszystkim, którzy w te jesienne dni planują, myślą i tęsknią .,

  4. Kim jest prawdziwy podróżnik 🙂
    Nie jesteś turystką, bo turyści = osoby jeżdżące z biurem 😉
    A prawdziwy podróżnik powinien:
    a) być ciekawy świata
    b) nie jeździć z biurem turystycznym
    c) zbierać doświadczenia

  5. Racja! Nigdy nie rozumiałam i nie zrozumiem ludzi, którzy MUSZĄ jakoś zaszufladkować siebie i, co gorsza, innych! Ty jesteś mega podróżnikiem, ty komercyjnym turystą, a Ty w ogóle się nie odzywaj, bo tylko po Europie jeździsz. Rany! Czy naprawdę tak trudno jest żyć bez skategoryzowania? Na świecie jest miejsce dla każdego. I w sieci też. I tyle w temacie.

      1. 🙂 jak dla mnie podział (bo chyba jest różnica między np. Wojciechowską a turystą all inclusive) jest jasny:
        turysta – biuro podróży
        podróżnik – bez biura (ew. wyjazd mieszany). I tyle 😉
        A co do ludzi jeżdżących tylko po Europie, to też mogą być podróżnikami – żeby być podróżnikiem, to naprawdę nie trzeba biegać po dżungli z siekierą! 🙂

  6. Słuchajcie, temat rzeka! 🙂 Z mojej perspektywy, im człowiek starszy (bardziej doświadczony, bardziej ma wylane na całą rzeczywistość), tym mniej go te walki turysta vs. podróżnik interesują. Kiedyś usilnie chciałem być podróżnikiem (przez jakiś miesiąc chciałem, żeby mnie tak nazywano), potem doszedłem do wniosku, że jestem turystą. A teraz w zasadzie to nie wiem kim jestem – kimś kto lubi podróżować i pisać o tym, ot tyle. Na swojej drodze spotykałem różnych ludzi; backpackerów śpiących w najtańszych hostelach, ludzi śpiących w hotelach o najwyższym poziomie, albo po prostu, średniaków takich jak ja – szukających okazji, które dla mnie samego są atrakcyjne. Przyznam, że nie miałem na swojej drodze nikogo wywyższającego się! Dlaczego? Bo toksycznych ludzi po prostu ucinam. Na świecie jest wiele wspaniałych osób, które kochają podróżować, z którymi można rozmawiać bez końca i żyć tak, jakby tych innych po prostu nie było. Nie ma bowiem jednego, najlepszego, najwspanialszego, stylu podróżowania. I absolutnie się nie zgadzam, że tylko tanie, backpackerskie podróżowanie, pozwala na poznanie prawdziwego życia – w Indiach znajomy Hindus powiedział mi tak: „Ci w tych niby indyjskich strojach z przewodnikami z LP wyglądają jak dziwacy próbując się upodabniać do nas. My tak nie wyglądamy. Myjemy się, mamy schludne ubrania, więc nie wiem do czego oni się chcą upodobnić? Hindus, jak ja, czuje respekt do człowieka z Zachodu, który przyjeżdża do nas w eleganckim, zachodnim stroju, a nie ubrany jak Alladyn”. Tyle w temacie, rozpisałem się 😉

  7. Mamy w zasadzie takie samo zdanie 🙂 Sami nie raz podróżowaliśmy „backpackersko” dźwigająć wszystko na plecach, jeżdeżąc stopem lub lokalnymi środkami transportu (stopem Twoje kochane Bałkany raz przejechaliśmy 😉 ), ale czasami bardziej opłacało się (Andaluzja, Cypr) wypożyczyć auto, co wychodziło taniej, niż lokalna komunikacja, poza ty również śpiąc w aucie oszczędzaliśmy na noclegach 😉 No i piękne wschody i zachody słońca z naszej malutkiej sypialni na 4 kółkach 🙂 I jakoś wcale nie uważamy, że te wyjazdy były gorsze niż te z plecakiem na stopa, gdzie np. nocowaliśmy przy drodze 🙂 Były po prostu inne, ale też fajne 🙂

  8. słuszny komentarz do wielu argumentacji jakie się słyszy.
    najgorszym tylko w tym wszystkim jest to, że jedni uważają się lepszych od drugich, ze względu na sposób podróżowania. Szkoda trochę, że tworzą sie takie podziały na równych i równiejszych. Ja sam różnie preferuję – od samodzielnych wyjazdów pieszo, rowerowo, autobusowo, aż po nawet zorganizowane wycieczki. Wszystko ma swój urok 🙂

  9. Bardzo trafnie wszystko ujęłaś. Sama od kilku lat jeżdżę stopem (swoją drogą dzięki Tobie dwa tygodnie temu wróciłam z Albanii, w której z miejsca się zakochałam!), ale nigdy nie uważałam tego co za coś wyjątkowego, lepszego i niesamowitego w tym stopniu, żebym musiała dorabiać do tego typu podróżowania jakąkolwiek ideologię. Na FB jest bardzo ciekawe (z socjologicznego punktu widzenia) forum poświęcone autostopowym wypadom. Jak to w internetach bywa – hejt goni hejt, coraz trudniej wyłapać wartościowe informacje, ale jedna rzecz uderza mnie najbardziej. Wielu osobom, które pojechały z plecakiem tu i tam, wydaje się, że dokonały czegoś niedostępnego dla zwykłego śmiertelnika – nieważne, czy ten podróżuje z biurem, samochodem, autobusem. W mniemaniu takich osób jazda na stopa z plecakiem wypchanym konserwami to najgłębsze z możliwych przeżyć podróżniczych, jedyne, które pozwala poznać lokalną społeczność. Nie mówiąc już o tym, ile z tych osób jeździ bez kasy (bo przecież świat jest taki super, a wszędzie znajdą się kierowcy czy lokalsi, którzy Cię nakarmią), tylko po to, żeby po powrocie wrzucić na forum wpis typu „3 tygodnie na Bałkanach za 10 euro”. Jasne, ludzie bez kasy też mogą podróżować, ale nie pojechałabym bez większych funduszy na zagraniczny wyjazd tylko dlatego, że wiem jak bardzo można żerować na życzliwości ludzi. Bo to takie modne – na siłę jak najtaniej, najbardziej odjechanymi środkami transportu, ekstremalne noclegi, ciężki plecak, pod górę, ale z przygodami. Tylko wtedy można się nazwać prawdziwym podróżnikiem (jak bardzo wyświechtane stało się to słowo).

    O ile piękniejszy byłby świat (sic!), gdyby ludzie zamiast dzielenia się na podróżników i turystów po prostu mieli odwagę poznawać w świat w taki sposób jaki im odpowiada. Z biurem (bo czemu nie, każdy oczekuje od wyjazdu czegoś innego), stopem, hulajnogą, na piechotę, samochodem, autobusem, pociągiem – bez dorabiania głębokich idei, mówiących o wyższości pewnych środków komunikacji i stylów podróżowania nad innymi 🙂

    1. Też uważam, że w podróż należy wybrać się z pewnym zapasem gotówki. Jednak nie wszystko i nie zawsze możemy przewidzieć i lepiej być zabezpieczonym. Z drugiej strony coraz częściej trafiam na relację Polaków, którzy wybrali się w podróż bez złamanego grosza. Tak sobie po cichu jednak myślę, że mieli oni jakiś suport, który w razie potrzeby wybawiłby ich z opresji. Ale nikt by o tym głośno przy takim przedsięwzięciu przecież nie mówił?
      A co do hejtu, to odnoszę wrażenie, że stał się on nieodłącznym elementem każdych środowisk skupionych wokół jednego tematu. Tak dzieje się na wielu forach górskich, tak dzieje się w środowiskach rowerowych czy środowiskach biegaczy. Wszędzie w tych grupach pojawiają się samozwańczy eksperci, którzy uważają, że wszystko wiedzą najlepiej, „dobrze radzą innym” czyt. narzucają swoje jedynie słuszne zdanie itd. Strasznie tego nie lubię i nie toleruję, więc sama pisząc bloga staram się podkreślać, że coś co mi się podoba/nie podoba jest moją, subiektywną opinią, bo nie uważam się za żadnego eksperta.

      PS. A podzielisz się z nami swymi albańskimi i bałkańskimi doświadczeniami? 🙂

  10. a ja czegoś takiego nie zauważyłam 😉
    co więcej, jak sobie dość wygodnicko podróżujemy z maluchami, bo samochodem i po agro (a namiot tęskni… jeszcze się doczeka!), tyle że nie hotelowo, nie stacjonarnie, nie all inclusive, za to po zapomnianych często miejscach – to często nas biorą za hardkorowców 😛

        1. No dla mnie na pewno jesteście trochę ekstremalni, bo ja nie wyobrażam sobie podróżowania z dziećmi;-) ale jesteście doskonałym przykładem na to,że przy odrobinie chęci można tak podróżować,by wszyscy-zarówno dzieci,jak i dorośli na tym skorzystali 🙂

          1. No nie no, przecież nie podróżować – to jak położyć się od razu w grobie, wiesz? 🙂

            A dzieci to bardzo wdzięczni towarzysze wędrówki – przy odpowiednim do nich podejściu. 🙂

  11. Trzeci od końca akapit Twojego tekstu – strzał w dziesiątkę.

    Jeśli ktoś może sobie pozwolić na jazdę samochodem i ma na to ochotę, to niech jedzie. Jeśli ma chęć po tygodniu spania na dziko zaserwować sobie nockę w hotelu, choćby po to, żeby wyprać ubrania – spoko. Przyznaję jednak – prawdą jest, że sporo fajnych akcji podczas podróżowania wynika z „biedowania”. Nie wykluczam, że gdybym zarabiał kilkadziesiąt tysięcy, to nadal wolałbym spać pod namiotem, niż w hotelu z basenem 😉

    Nie zgodzę się co do tego, że autostopowicz/backpacker jest niezależny, a kierowca uwiązany do samochodu. Czasami jest wręcz odwrotnie – może przecież wystąpić nagła konieczność powrotu do domu, sprawy rodzinne, coś się może spieprzyć w pracy etc. Podróżując autem nie muszę liczyć na to, że złapię stopa albo dobiegnę na pociąg, po prostu najzwyczajniej w świecie wykręcam i wracam do domu.

    Poza tym stop i backpacking sprawdzają się świetnie, jak ktoś zwiedza miasta, plaże i ewentualnie łazikuje po łatwiejszych górkach. Nie wyobrażam sobie natomiast stopujących alpinistów ładujących obcej osobie do bagażnika linę, czekany i wór pełen szpeju 😉

    PS. Komentuję po raz pierwszy, bloga śledzę już od pewnego czasu i przyznaję – bardzo dobrze się to czyta!

    1. Wojtas, przede wszystkim dziękuję za ujawnienie się i ten komentarz.
      Kiedy o tym moim tekście rozmawiałam z Markiem, ten stwierdził, że własny środek transportu potrafi w wielu sytuacjach dać znacznie większą niezależność, niż w przypadku opierania się wyłącznie na autostopie oraz transporcie publicznym. Jest też opcją dla tych, którzy nie mają np. miesiąca czy dwóch na podróżowanie, a maksymalnie 3 tygodnie. W wiele miejsc nie dotrze się np. lokalnym autobusem, a samochody jeżdżą tam z rzadka. Wtedy własne auto, motocykl lub rower załatwiają nam sprawę. Ja w podróży traktuję również auto, jako dom na kółkach. Staramy się ja najrzadziej spać w Kiance, ale w awaryjnych sytuacjach jest to świetna opcja (i jak widać po naszym przykładzie nie trzeba mieć limuzyny, by móc się w samochodzie wyspać nie łamiąc przy okazji kręgosłupa).
      I również nie wyobrażam sobie alpinistów, których szpej kosztuje parę tysięcy złotych, podróżujących sobie radośnie na stopa (choć może się takowi zdarzają) 🙂

    1. Też uważam, że każdy podróżuje tak jak chce, jak mu wygodnie, jak pozwalają mu fundusze itd. Ocenianie nikomu niczego nie przynosi, oprócz frustracji jednych lub drugich.

  12. Bardzo, bardzo, bardzo przychylam się do Twojej wypowiedzi i czuję trochę, jakbyś 'ukradła’ mój pomysł na najbliższy tekst na blog 🙂 Nie raz zastanawiałam się, czy swoją aktywność opartą na ruszeniu tyłka z kanapy czy to spacerem, autem, rowerem czy motorem podać gdzieś dalej. Z opisem i zdjęciami. Kierowały mną chęci zachęcenia innych do tego oraz pokazania tych wszystkich walorów okolic wszelakich jakich doświadczyłam, często nie sama. Co do „plecakowców” – skoro pragną eksplorować, a nie mają pieniędzy na to – niech biorą stopa. Jeśli tylko tak wg nich warto podróżować i tym się wywyższać – to mają problem. Uważam tak jak Ty, że fakt, iż ktoś chce nazwijmy to „aktywować dalej przeżycie podróżnicze” to niech to robi, bo w mojej opinii robi coś więcej dla innych, nie będąc niejako samolubnym, ale dzieli się wiedzą, radością i zdjęciami. Tak chyba działa też np. National Geographic 😉 Dzięki za ten temat!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.