Szukaj
Close this search box.

Bałkany 2012. Część 11 – Jezioro Szkoderskie i jego okolice

 21.04.2012 Poranek wita nas burzą, półlitrowymi kroplami deszczu bombardującymi Kiankę oraz szumem wzburzonego morza. Niechętnie, bo niechętnie ale zbieramy się w stronę Jeziora Szkoderskiego.

Cóż można o Jeziorze Szkoderskim powiedzieć? Że jest największe na Bałkanach. Przez miejscowych nazywany jest Skadarsko Blato, czyli po prostu Szkoderskie bagno. Skąd taka nazwa? Wynika ona ze sporych wahań stanu wód podczas suchszych miesięcy. Jezioro stanowi również granicę między Albanią, do której należy 38% jego powierzchni, a Czarnogórą, do której należy 62% jego powierzchni. Jest zasilane przez kilka rzek, m.in. Moracę, która przepływa przez czarnogórską stolicę – Podgoricę, tworząc w niej przepiękny kanion. Jezioro łączy się z Adriatykiem poprzez rzekę Bojanę (to ta, na której znajduje się wyspa Ada). Z powodu swej bujnej roślinności i bagiennych terenów, akwen ten jest ostoją zwierząt, głównie ptaków.

Oczywiście chcemy zapoznać się z Jeziorem Szkoderskim w jak najciekawszy sposób, dlatego wybieramy trasę zaczynającą się w miejscowości Vladimir a kończącą się w Virpazar. Zachęcił nas do tego opis z przewodnika Pascala, dlatego postanowiliśmy to sprawdzić na własnej skórze. Zaczyna się nawet trochę przejaśniać, więc liczymy na ciekawe widoki.

Zanim jednak docieramy do Vladimira, gubimy się w samym Ulcinj. Obieramy złą drogę tylko dlatego, że znak wskazujący kierunki jazdy był ucięty i widniały na nim tylko same strzałki, bez nazw miejscowości. W sumie przecież powinniśmy się byli domyślić, gdzie mamy jechać. Ostatecznie obieramy właściwy kierunek. Początkowo nasza trasa wiedzie wśród lasów liściastych i zielonych łąk, później możemy podziwiać kanion niewielkiej, acz malowniczej rzeczki.

Leśna droga, gdzieś przed Vladimirem

okolice Vladimiru

Za Vladimirem droga zaczyna się ostro piąć ku górze, by po pewnym czasie wyprowadzić nas na przełęcz, na której znajdują się stacje przekaźnikowe i huczące generatory. Docieraliśmy tam w dość gęstej chmurze, która mocno przysłaniała nam widoki. Będąc już na samej przełęczy, chmury nieco się rozwiały, odsłaniając Jezioro Szkoderskie i jego wysepki, m.in. Gorica e Dat oraz Beska. Jezioro wygląda naprawdę imponująco.

Jezioro Szkoderskie w pełnej okazałości

Jezioro Szkoderskie

Jedziemy dalej. Droga jest prawdziwie górska: wąska i kręta. Przez pewien czas biegnie z dala od Jeziora Szkoderskiego, wśród kamienistych zboczy pasma Rumija. Marek marudzi, że co to za widokowa droga, skoro nie widać jeziora. Według mnie nie ma na co narzekać, gdyż górski krajobraz, który nas otacza, jest równie piękny. Pogoda wreszcie jest taka, jaka być powinna, czyli słoneczna i bezchmurna. Droga znów wyprowadza nas na zbocze, z którego widać jezioro. Należy podkreślić, że trasa ta wiedzie w znacznej odległości od samego akwenu, więc można go podziwiać tylko z góry.

Górska trasa

trasa Vladimir - Virpazar

Kianka na krawędzi

Kianka i Jezioro Szkoderskie

My postanawiamy zjechać jednak nad samą jego taflę. Marek wypatruje drogę, którą kierujemy się w dół, do niewielkiej miejscowości jaką okazuje się być Donji Murici. Trudno zorientować się, która z licznych dróg, jest tą główną. W efekcie docieramy pod dom, przed którym siedzi dwójka starszych ludzi. Mężczyzna, żwawo podchodzi do nas i z wielkim uśmiechem na twarzy zawzięcie coś nam tłumaczy. W końcu Marek pyta się go o to, jak dojechać do plaży. Mężczyzna postanawia przejść na bardziej komunikatywny język.

On: Sobe?

My: Nie, plaża!

On: Beach? Plaża?

My: Tak!

I tu mężczyzna wykonuje serie gestów, które każą nam zawrócić i jechać w lewo przy następnej drodze. Czynimy tak, jak nam zasugerował i po paru minutach jesteśmy nad samym Jeziorem Szkoderskim. Kompletnie przez przypadek trafiamy na jedną z nielicznych po tej stronie jeziora plaż.  Zostawiamy Kiankę, a sami udajemy się kawałek dalej, kierując się za oznakowaniami szlaku. Wychodzimy na bardziej ustronną plażę, gdzie niestety leży cała masa śmieci, np. góra usypana z butelek po piwie Becks. Marek wraca do samochodu po ręcznik i bierze w jeziorze orzeźwiającą kąpiel. Mnie natomiast coraz bardziej dokuczają problemy żołądkowe, które już wcześniej zaczynały dawać o sobie znać, więc kąpiel jest ostatnią rzeczą o jakiej marzę i śnię.

Plaża w Donij Murici

Gorni Murici

Jedziemy dalej, w stronę Virpazaru. Zatrzymujemy się przy Vidokovacu, czyli punkcie widokowym. Widać stąd Varnijnę – wysepkę i biegnącą na nią groblę.

Vidokovac

Vidokovac

Wychodzimy na pagórek powyżej punktu widokowego z nadzieją, że zobaczymy nieco więcej. Niestety krzaki skutecznie przysłaniają widok. Schodzimy do Kianki i jemy ciepły obiad. Pałaszuję barszczyk z nadzieją, że mój żołądek doceni ten gest. Niestety nie docenia… Po krótkim dochodzeniu do siebie, za namową Marka, idę na spacer. Chcemy wejść na górkę leżącą za punktem widokowym. Nie jest to takie proste, gdyż po pierwsze dzieli nas od niej spora i odległa przełęcz, a po drugie wszędzie rozpościerała się dżungla składająca się z pylących zarodnikami jałowców, akacji i innego zielska. Mimo szczerych starać, poddajemy się i wracamy do Kianki.

Szkoderska dżungla

Jezioro Szkoderskie

Jezioro Szkoderskie

Marek postanawia zdobyć jeszcze pagórek położony po drugiej stronie drogi. Ja odpuszczam sobie tę trochę wątpliwą przyjemność i zostaję na dole spisując wydarzenia dzisiejszego dnia. Marek wraca nie zdobywając szczytu, gdyż ponownie na jego drodze stanęła jałowcowa dżungla.

Wytężcie wzrok i znajdźcie rudą na zdjęciu 😉

ruda i Kianka

Ponieważ okolica ta przypada nam do gustu, a pasmo Rumija wydaje się być ciekawym celem trekkingowym, postanawiamy zostać tu dłużej i wspiąć się na najwyższy szczyt tego pasma, czyli Rumiję (1500m n.p.m.).

Zajeżdżamy do Virpazaru, gdzie robimy zdjęcie wywieszonej tam mapy najbliższego terenu i wypatrujemy interesujących nas szlaków. Kianka zaczyna domagać się karmienia, więc szukamy na mapie stacji benzynowej. Według mapy, stacja powinna znajdować się w samym Virpazarze. Owszem, udaje nam się ja znaleźć, jednak chyba od bardzo dawna nikt jej nie używał, a z obsługi został jedynie czarny kundelek pilnujący terenu.

Wyjeżdżamy na główną drogę. Znaki do stacji Eko wskazują 27km w stronę Podgoricy i 17km w stronę adriatyckiego wybrzeża. Wybieramy oczywiście krótszą opcję. Mijamy zjazd na płatny tunel do Petrovaca i zaczynamy piąć się do góry. Jednak po parokilometrowej jeździe dochodzimy do wniosku, że te 17km mogły wskazywać na stację po drugiej stronie tunelu. Coraz bardziej głodną Kianką zawracamy i jedziemy przez Virpazar w stronę wyspy Varnijna. Najpierw wjeżdżamy na wąską groblę, jadąc wzdłuż linii kolejowej, która niknie po jakimś czasie w tunelu. Sama wyspa robi wrażenie dość chaotycznej – panuje tam ogólny nieład. Jedziemy dalej – kolejna grobla, na środku której, , stanął na awaryjnych światłach jakiś myśliwy, by przy jednej z barierek odgradzających drogę, wypatrywać jakiegoś zwierza. No cóż, można i tak. Przejeżdżamy przez kilka następnych miejscowości i ostatecznie trafiamy na stację benzynową. Cena paliwa jest taka sama jak wszędzie, czyli 1.49EUR za litr. Kiedy Marek wraca do samochodu po zapłaceniu rachunku, nagle odkrywa, że nie ma przy sobie aparatu, który pożyczył na wyjazd od swoich rodziców. Przekopujemy „przepastne” odmęty Kianki, lecz nie udaje nam się znaleźć zaginionego. Po pomarańczowym Casio nie ma śladu. Marek usiłuje sobie przypomnieć, gdzie miał go ostatnio. Dochodzi do wniosku, że  chyba podczas samotnego wdrapywania się na zakrzaczony pagórek. W niewesołych nastrojach wracamy w stronę Vidokovaca. Po dotarciu do celu Marek wyrusza na przeczesywanie krzaków, ja natomiast dalej przekopuję Kiankę. Kiedy nie udaje mi się znaleźć aparatu, dopadają mnie czarne myśli, że zaraz trzeba będzie wracać do Polski, bo czeka nas odkupywanie go. Na szczęście po chwili usłyszałam dobiegające z góry: „Mam! Znalazłem!” Okazało się, że aparat, jak gdyby nigdy nic wisiał sobie na krzaku. Marek kojarzył to miejsce, gdyż musiał się tam zsuwać ze skał i dość mocno otarł się o rzeczony krzak. Pętla od aparatu sprytnie zaplątała się o gałąź i w ten oto sposób dostarczono nam trochę stresu. Ważne, że wszystko się dobrze skończyło.

Zmienne kolory jeziora

Jezioro Szkoderskie

Postanawiamy przenocować w naszym Kianko – camperze obok Vidokovaca. Na kolację pałaszujemy przepyszny, świeży chleb ze sklepowym, ale i tak dobrym, kajmakiem. Mamy dość dobry widok na Varnijnę i robimy nocne zdjęcia rozświetlanej przez samochody drogi przez groblę.

Nocna Varnijna

Wyspa Varnijna by night
[googlemaps https://maps.google.pl/maps?f=d&source=s_d&saddr=Nieznana+droga&daddr=Vladimir,+Czarnog%C3%B3ra+to:Donji+Muri%C4%87i,+Czarnog%C3%B3ra+to:Virpazar,+Czarnog%C3%B3ra+to:M-2+to:E-65%2FE-80%2FM-2+to:Virpazar+to:R-16&hl=pl&geocode=FUIjfwId7_EmAQ%3BFXjzgAIdXaUmASkLoAjArw9OEzHCCBWGm4kCrg%3BFatGgwIdUC0lASmPrpSLIeBNEzERkG5KS1l3ow%3BFdqDhAId8EkjASltBJ7D-ttNEzEAUKh2CbG6kQ%3BFdeBhAId4UgiAQ%3BFeZPhgIdsVIlAQ%3BFdqDhAId8EkjASltBJ7D-ttNEzEAUKh2CbG6kQ%3BFS1QhAIdd9cjAQ&aq=&sll=42.196859,19.170284&sspn=0.126029,0.209255&mra=mi&mrsp=7&sz=13&ie=UTF8&ll=42.196859,19.170284&spn=0.126029,0.209255&t=m&output=embed&w=425&h=350]

Zobacz również

3 odpowiedzi

    1. No u nas na szczęście nie było szansy na pożary, biorąc pod uwagę, jak bardzo padało w tamtym czasie na Bałkanach. Nie wiem, czy chciałabym mieć taką dodatkową atrakcję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.