Szukaj
Close this search box.

Bałkany 2010. Część 18 – z Durmitoru w Sinjajevinę

22.09.10 Poranek wita nas znów lekkim przymrozkiem. Wyjadamy resztki jedzenie z plecaków i dosuszamy rzeczy w schronisku. Rozstawienie namiotu oraz opłata za przebywanie na terenie parku narodowego kosztuje nas 4.5EUR od osoby.

Poranek w Durmitorze

poranek w Durmitorze

Słoneczny Durmitor

Opiekun schroniska żegna się z nami i wyrusza na poszukiwania nielegalnie biwakujących turystów. W teorii w Durmitorze można rozbić się namiotem tylko w miejscach wyznaczonych – campingi, tereny wokół schronisk i takie miejsce podlegają niemałej w sumie opłacie. Czasami lepiej jednak nie kombinować i zapłacić te 4.5EUR, niż dostać mandat od pracownika parku.

Naszym dzisiejszym celem było dotarcie do Żablijaka przez szczyt Planinicy. Zrobiliśmy jednak dość spory błąd taktyczny i wykorzystaliśmy nasze ostatnie zapasy wody do ugotowania śniadania. Niestety, przy schronisku nie było dostępu do wody, a nie ufaliśmy tej, która znajdowała się w jeziorkach.  Jednak wedle mapy, mieliśmy przechodzić koło jakiegoś źródełka. Tomasz nawet próbował go znaleźć, lecz bezskutecznie.

Zdobywanie Planinicy idzie nam jak krew z nosa. Szlak wiedzie w linii prostej, po trawiastym zboczu, w ogóle nie trawersując. Owszem, widoki ze szczytu są piękne, jednak jest to kolejna trawiasta kopka na naszym kącie, która daje nam w kość podczas tego wyjazdu.

W drodze na Planinicę

Durmitor

Na Planinicy znajduje się puszka z pamiątkową księga, do której ciężko jest się wpisać, gdyż brakuje w niej wolnego miejsca. Dopisuję się zatem na jakiejś pocztówce, by tylko pozostawić po nas jakiś ślad. Żeby było ciekawiej, puszka oblepiona jest nalepkami polskich kół przewodnickich, m.in. SKPG Harnasie czy SKG.

Planinica zdobyta!

Planinica szczyt

Planinica puszka z pamiątkową księgą

Planianica widoki

Planianica widoki

Po chwili odpoczynku na szczycie ruszamy w dół. Od tej strony szlak jest poprowadzony dużo lepiej, gdyż wije się łagodnie wśród traw i kosówki i tylko od czas do czasu ostrzej trawersuje. W okolicach doliny Alusnicy gubimy jednak nasz szlak, ale po szybkich oględzinach mapy znajdujemy właściwą drogę. W dolinie pasie się stadko wyjątkowo leniwych byków, przez które kolejny raz gubimy właściwą drogę. Zwiedzamy trawiaste kopki, choć sugerowałam, że szlak wiedzie dołem, nieco po prawej stronie. Tomasz jednak nie chciał mi uwierzyć i dalej upierał się, że nasza trasa jest gdzie indziej. Koniec końców wyszło na moje, szkoda tylko, że Tomasz nie potrafił lub nie chciał przyznać mi racji. Ale męska duma, to męska duma, nie ma co z nią spekulować.

Dalsza część drogi to strome zakosy, które doprowadzają nas do polanki z kilkoma szałasami. Szlak wbija się do lasu, gdzie jest strasznie dużo ścieżek, więc oczywiście gubimy się. Na forum tatry.prv ktoś kiedyś stwierdził, że jak robię relację, w której nie ma nic na temat zagubienia, to jest to coś bardzo dziwnego. Cóż najważniejsze w sztuce gubienia jest to, aby się odnajdywać! Dlatego też jedna ze ścieżek, którą wybraliśmy doprowadza nas do szutru wiodącego do Żablijaka.

Jesienny Durmitor

jesień w Durmitorze

szałasy durmitor

Schodzimy do miasta, mijając po drodze nasz camping i idziemy dalej asfaltem. W pewnym momencie mówię, że fajnie by było złapać jakiegoś stopa. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zatrzymuje się koło nas samochód, kierowca odkręca szybę i pyta się: „Żablijak?” Z radością wsiadamy do samochodu. Okazuje się, że nasz kierowca umie mówić po polsku! Pracuje na innym campingu, niż ten, na którym nocowaliśmy, a obok niego zaś mają wybudowany dom Polacy. Podwozi nas do knajpy, którą rekomenduje jako tanią i smaczną. Opychamy się tam pysznymi omletami ze słonym, bałkańskim serem oraz wlewamy w siebie hektolitry płynów, w tym oczywiście „Niekrzycza”.

Później zakupy. Robimy zapasy w świetnej „pekarze”, która ma ogromne burki z serem. Próbujemy także znaleźć tani sposób na powrót w Sinjajevinę. Uznaliśmy, że odczuwamy niedosyt tych gór, dlatego musimy jeszcze tam połazić. Desant w Sinjajevinę się udał, ale za 18km zapłaciliśmy taksówkarzowi całe 10EUR. Trochę dużo, ale cóż… za oszczędność czasu trzeba niekiedy zapłacić.

Docieramy do miejscowości Njegovuda, skąd mamy zamiar ruszyć w Sinjajevinę. Znów mała sprzeczka o to, którą drogą mamy się udać. Po tym, jak Tomasz dopytuje się miejscowych o to, którędy mam się udać, wychodzi znów na to, że miałam rację.

Idziemy w stronę Rużicy. Po drodze jednak postanawiamy dopytać się raz jeszcze, czy aby na pewno idziemy we właściwym kierunku. Mijając mały domek, zobaczyłam na ścieżce przepięknego i uroczego kociaka. Zajęłam się kotem, którego porwałam na ręce, a w tym czasie pojawił się właściciel zwierzaka. Tomasz pokazał mu naszą prowizoryczną mapę, a gość wskazał nam, że istnieje droga tam, gdzie według mapy jest pusta przestrzeń. Po chwili jednak jego uwagę przykuła moja osoba i dlatego rozpoczął dość ciekawą konwersację z Tomaszem.

Gość: Czy to jest twoja dziewczyna?

Tomasz: Yyyy…nie, to jest moja siostra. (Tę taktykę postanowiliśmy przyjąć po dziwnej rozmowie z gościem wiozącym nas do Gusinje, twierdzącym, że jestem tą trzecią.)

G: Bardzo mi się podoba twoja siostra.

Ja: (śmiech)

G: To ty idź sam, na piechotę do Rużicy, a siostrę mi tutaj zostaw.

T: Nie mogę zostawić siostry.

Ja: (jeszcze większy śmiech)

G: No ale pomyśl: ty – Polak, ja – Czarnogórzec, twoja siostra tu, w Czarnogórze.

Ja: (lekka konsternacja ukryta pod salwami niepowstrzymanego śmiechu)

G: A jak ty masz na imię?

Ja: Ola

G: Pięknie, a ty?

T: Tomasz.

G: Tomasz, ale mi się twoja siostra podoba. (do mnie) Mogę ci zrobić zdjęcie?

Ja: (konsternacja osiągnęła punkt krytyczny) Yyyy… ok.!

Koniec końców opuszczamy naszego rozmownego Czarnogórca z jego uroczym kotkiem. Idąc z mym bratem, nagle słyszę od niego: „A mogłem zrobić interes życia i cię tu zostawić!” Taaa no super. Moi rodzice na pewno byliby zachwyceni!

Po tym interesującym spotkaniu, w radosnych nastrojach, docieramy przez las do miejscowości Pribranci, w której mamy w planach przenocować. Po drodze, w pierwszym mijanym domu, nabieramy wody. Ze zdziwieniem odkrywamy, że przez miejscowość przechodzi normalna, asfaltowa droga. Tego oczywiście nasza wspaniała, schematyczna mapa nie uwzględniała. Rozbijamy namiot na pierwszym, nieogrodzonym polu i wygrzewamy się w ostatnich promieniach słonecznych. Idziemy spać wyjątkowo wcześnie, przeczuwając chyba, że jutro czeka nas naprawdę długi dzień!

Zapisz

Zobacz również

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.