20.09.10 Całą noc nad Sinjajeviną szaleją burze. Dzięki temu, że rozstawiliśmy namiot pod wiatą, nie odfrunęliśmy w siną dal.
Poranek nie wita nas pięknym wschodem słońca, lecz wszechogarniającą, oblepiającą wszystko mgłą i przenikliwym zimnem. Nie nastraja nas to zbytnio optymistycznie, w szczególności, że przypominamy sobie słowa gospodyni w odwiedzonego przez nas wczoraj katunu. Gdy w Sinjajevinie jest deszcz i mgła, lepiej po tych górach nie wędrować. Rzeczywiście, w takie dni jak ten, nawigowanie w tym regionie jest zasadniczo niemożliwe lub po prostu silnie utrudnione.
Mgliście

W gościnnym katunie
Tak powstaje KAJMAK
Mgła zaczęła się powoli unosić. W kolejnym katunie ponownie dopytujemy się o drogę i stromą, dobrze oznakowaną ścieżką wędrujemy dalej. Droga początkowo wiedzie dnem strumyka, który o tej porze roku jest wyschnięty. Idąc tam w deszczu trzeba uważać na śliskie kamienie i korzenie.
Do Bistricy docieramy po 2h dość szybkiego marszu. Na drodze przelotowej z Mojkovaca do Żablijaka usiłujemy złapać stopa. Po kilku nieudanych próbach zatrzymujemy busa, którego kierowca jedzie do miejscowości położonej przed Żablijakiem. Mkniemy po bardzo krętej drodze, wzdłuż malowniczego Kanionu Tary. Nagle nasz kierowca wyciąga ze schowka paluszki i nas nimi częstuje. Zastanawiamy się, czy wyglądamy na jakiś niedożywionych.
W oczekiwaniu na autostop
Po chwili dalszej jazdy zatrzymujemy się na poboczu i nasz kierowca pokazuje nam jakąś ścieżkę w dół. Na początku nie chcemy zostawić go samego z naszymi bagażami. Kierowca rozumiejąc nasze obawy, schodzi z nami i docieramy do wiszącego nad Tarą mostka. Kanion jest wyjątkowo malowniczy.
Kanion Tary
Ruszamy w dalszą drogę, przejeżdżając przez skalne tunele. Następny postój mamy przy słynnym moście na Tarze. Chwila dla fotoreporterów i jedziemy dalej do Żablijaka. Gdy jesteśmy niecałe 10km od naszego celu, kierowca busa stwierdza, że może padać, więc podrzuci nas do centrum Żablijaka. Autostop połączone ze zwiedzaniem i to za darmo. Da się? Da!
Most na Tarze
Jesteśmy w Żablijaku, który można porównać do takiego Zakopanego Durmitoru. Siadamy w knajpie na piwie i przez dwie godziny medytujemy nad jakimś planem. Postanawiamy zbunkrować się na jakimś polu namiotowym, by przeczekać na rozwój pogodowy. Niestety informacja turystyczna jest zamknięta na cztery spusty. Widać, że jest mocno po sezonie, gdyż Żablijak świeci pustkami. Po drodze na camping Ivan Do kupujemy mapy Durmitoru w budce jakiejś agencji zajmującej się wycieczkami i spływami na Tarze. Idąc dalej, mijamy grupę turystów, którzy słysząc, iż mówimy po polsku, stwierdzają: „O! Wreszcie jacyś normalni turyści.” Hmmm… ciekawe.
Docieramy do campingu Ivan Do. Kręci się tam parę osób, ale nijak nie możemy się dopatrzeć kogoś, do kogo cały ten majdan należy. W oczekiwaniu na właściciela otwieramy po puszce „Niekrzycza” i zaprzyjaźniamy się z lokalnymi psami, a w szczególności z kotami. Powoli jednak zniecierpliwienie wzięło górę i zaczynamy dopytywać się ludzi na campingu ile kosztuje rozstawienie namiotu. Z Niemcami jakoś nie udaje mi się dogadać, a dowiaduję się tylko, że przyjechali z daleka. No.. bardzo odkrywcze.
Mamy też campingowych Czechów, czterech gości, którzy tak samo jak i my chcieli się dowiedzieć, ile kosztuje nocleg. W końcu dostąpiliśmy zaszczytu i pojawił się właściciel. Koszt noclegu od osoby – 3EUR. Jest ciepła woda, prysznice, więc wszystko to, co zmęczonemu człowiekowi do szczęścia potrzebne. Rozstawiamy namiot, gdzie później leżakuję z kotem o czym pisałam we wpisie Bałkany=Koty.










2 Responses
znów znajome widoki 🙂 Tylko… my mieliśmy lepszą pogodę 😉
Jeszcze będą ładniejsze widoki, bo nie mogliśmy się powstrzymać i wróciliśmy w Sinjajevinę 🙂 ale o tym w następnych wpisach 🙂