Sierpniowy wyjazd na Bałkany 2014, choć trwał ponad dwa tygodnie, to stanowczo za szybko się dla nas skończył. Tym razem pogoda dopisała nam w 100% (żadna burza czy inne załamanie pogody nie przegoniło nas z miejsca, które chcieliśmy zobaczyć, jak się zdarzyło choćby w 2013 roku w górach Prokletije), udało nam się zrealizować praktycznie wszystkie punkty z wcześniej założonego planu, a ja po raz pierwszy nie wróciłam z Bałkanów z poparzeniem słonecznym (co zasadniczo uważam za mój osobisty sukces).
Nasza mała wyprawa skoncentrowana była głównie na Albanii, w której chcieliśmy odwiedzić te miejsca, które do tej pory omijaliśmy lub były nam nie po drodze. Jednak zanim przeszliśmy do typowej objazdówki i zwiedzania, skupiliśmy się na górach. Pierwszy tydzień naszego pobytu w Albanii spędziliśmy najpierw w Dolinie Valbony w Górach Prokletije, a następnie przenieśliśmy się do Radomire u stóp najwyższego szczytu Albanii i Macedonii, czyli Maja e Korabit. Niestety, z powodu mojego zezowatego szczęścia i nieuwagi nie dotarliśmy z Valbonu do Thethu, ale jak to się mawia: „do czterech razy sztuka” (czy jakoś tak). Pech odpuścił podczas zdobywania najwyższego szczytu dwóch krajów i 14 sierpnia 2014 stanęliśmy na wierzchołku Maja e Korabit. Do tej pory miło wspominamy ten treking, który choć długi i męczący, okraszony był wspaniałymi widokami oraz adrenaliną związaną z psami pasterskimi, które co jakiś czas chciały zrobić z nas swój obiad.
Po górskim tygodniu zaczęliśmy się kierować w stronę nieco większej, bo miejskiej cywilizacji. Najpierw była Tirana i Góra Dajti (przyznaję – ciężko nam było tak całkiem rozstać się z górami, zresztą w Albanii jest to prawie niemożliwe, ale tym razem zamiast trekingu, była przejażdżka koleją gondolową), później zamek Petrele oraz przejazd w okolice Beratu, który zwiedzaliśmy następnego, mocno upalnego dnia. Ze środka kraju przenieśliśmy się nad morze, by wylądować na nie-naszej i nie-dzikiej plaży. To piękne i niegdyś dzikie miejsce, dzięki doprowadzeniu do niego asfaltu, stało się śmietniskiem połączonym z wyjątkowo głośnymi dyskotekami. Niestety postęp nie zawsze niesie ze sobą same pozytywy. W sumie nad morzem i w jego okolicach spędzamy cztery dni, z czego dwa w Ksamilu, które okazało się być najbardziej polskim miastem w całej Albanii.
Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy i musieliśmy wyruszyć w drogę powrotną do kraju. Po drodze zajrzeliśmy do najstarszego platana, miasta Srebrnych Dachów oraz rybnej farmy. Zanim całkiem pożegnaliśmy się z Albanią, przekonaliśmy się jak wygląda jeden z tamtejszych „kurortów narciarskich” oraz zajrzeliśmy do miasta piwa i katedry czyli Korczy. Następnie spędziliśmy półtora dnia w Macedonii, nocując nad J. Ochrydzkim oraz odwiedzając miasto pomników czyli Skopje. Później czekał nas przejazd przez Serbię, połączony z noclegiem na enigmatycznym campingu, odwiedzinami w Niszu oraz staniem w kolejkach, jak nie do bramek na autostradzie, to do granicy. A dalej był już przejazd przez Węgry i Słowację do Polski. Choć nasz wyjazd miał dość napięty grafik, to nie czuliśmy tego owczego pędu, który nieco nam doskwierał w 2013 roku. Mogliśmy się również zrelaksować i odpocząć, a nie tylko gnać przed siebie. Przy okazji odwiedziliśmy sporo nowych miejsc i odwiedzić kilka dobrze nam już znanych, które w przeciągu ostatnich lat nieco się zmieniły.
Ile dni zajęła nam wyprawa?
Wyjechaliśmy 9 sierpnia, a do domu wróciliśmy 24 sierpnia, czyli w sumie w podróży byliśmy 16 dni.
Ile krajów odwiedziliśmy?
Tym razem głównie skupiliśmy się na Albanii i to ona była główną bohaterką naszej wyprawy. Ale w trakcie przejechaliśmy przez Słowację, Węgry, Bośnię i Hercegowinę (1 nocleg), Czarnogórę (przejazd przez Kanion Pivy), Macedonię (J.Ochrydzkie, Skopje), Serbię (Vlasinskie Jezero, Nisz). Łącznie 7 krajów.
Jak i gdzie nocowaliśmy?
6 razy na dziko
3 razy na oficjalnych campingach
4 razy na campingach, które albo były darmowe (Valbona), albo enigmatyczne (pierwsza noc w Ksamilu, nocleg nad Vlasinskim Jezerem).
1 raz w pensjonacie (w drodze powrotnej przez Budapeszt)
Ile kilometrów przejechaliśmy?
ok. 5000km
Co było najmniej miłym zaskoczeniem tego wyjazdu?
Niewątpliwie to, co stało się z naszą niegdyś dziką plażą. Oczywiście to, że w końcu i tam Albańczycy zaczną coś robić, było do przewidzenia. Niestety zamiast zadbać o to piękne i magiczne miejsce, zrobili z niego śmietnisko, a odbywające się tam dyskoteki mogłyby obudzić nawet umarłych. Owszem, super, że do plaży doprowadzili asfalt, bo droga z roku na rok stawała się coraz mniej przejezdna, w szczególności dla Kianki. Niestety łatwość dojazdu sprawiła, że przyjeżdżają tam tłumy, które wieczorami dodatkowo chcą imprezować. Ponieważ miejsce oddalone jest od miast czy miasteczek, organizatorzy dyskotek nie muszą się martwić, że jest za głośno i że komuś będą przeszkadzać. Pomijam tych, którzy tak jak i my postanowili akurat biwakować na plaży, w nocy z soboty na niedzielę. Ci mieli przerąbane (żeby nie napisać mocniej). Docelowo na plaży tej ma powstać cały ośrodek wypoczynkowy, jednak my zapamiętamy to miejsce, jako jedno z najpiękniejszych niegdyś w Albanii.
Co było najmilszym zaskoczeniem tego wyjazdu?
Na pewno pobyt w górach, które okazały się być niesamowicie gościnne. Zarówno Valbona, jak i Radomire sprawiły, że chętnie byśmy tam jeszcze wrócili. W szczególności do tej pierwszej, gdyż w Prokletije mamy nadal sporo do zdobycia.
Czy mamy jeszcze po co wracać do Albanii?
To pytanie może zadać każdy, kto mniej lub bardziej śledzi nasze bałkańskie podróże. W końcu, ile razy można jeździć do tego samego kraju? Jak już doskonale wiecie, do Albanii wróciliśmy w grudniu 2014 roku, by spędzić tam sylwestra. I nawet podczas tego krótkiego, zimowego pobytu w tym kraju, poznaliśmy nowe, dotąd nieodwiedzane miejsca. Zatem pewnie jeszcze długo będziemy mogli przyjeżdżać do Albanii i odkrywać w niej coś dla siebie, coś czego wcześniej nie widzieliśmy. Na pewno, wrócimy do niej by zebrać materiały na przewodnik (skoncentrowany głównie na wybrzeżu, ale nie tylko). Przy okazji uchylę rąbka tajemnicy, że w tym roku pojawi się mój pierwszy przewodnik, na temat jednej z bałkańskich stolic. Bądźcie czujni, na pewno więcej informacji na ten temat pojawi się wkrótce 😉
I tak dotarliśmy do końca letniej relacji z Bałkanów. Przed nami wspólna wyprawa na zimowy Półwysep, pełen pięknych, ośnieżonych krajobrazów, idealny na zbliżającą się wiosnę oraz lato.
Z bałkańskim pozdrowieniem,
ruad&Marek
17 odpowiedzi
Jednym słowem – piękny wyjazd Wam się udał 🙂
Jednym słowem tak 😉
Gratki za zdobycie szczytu! 🙂 A z takimi miejscami kiedyś dzikimi, a dziś śmietniskami, niestety coraz częściej. Sama miałam okazję zobaczyć rozwój infrastruktury turystycznej choćby na Krecie (W Grecji byłam kilkanaście razy i w zasadzie każdego roku tam jeżdżę i widzę jak to się wszystko tam zmienia). Kiedyś urocza i dzika wioska, dziś duży kurort… Żal się robi…
Dziękujemy 🙂
Postęp ma dobre i złe strony. Ja sobie powtarzam, że z drugiej strony dla mieszkańców to lepiej, że budują się drogi, rozwija się infrastruktura itd. To, co dla nas jest kolorytem i klimatem danego miejsca, dla mieszkańców może być siermiężne i niewygodne.
Bałkany to region, który na razie omijam, zostawiając go na tzw. „później”. Muszę mocno pomysleć nad tym „pozniej” i zamienic go na „teraz” 🙂
Pozdrawiam
http://olazplecakiem.blogspot.com/
A tak z ciekawości – dlaczego je „omijasz”? Za blisko? Za mało egzotyczne? (choć to ostatnie często może zaskoczyć, bo Bałkany często nijak się mają do ogólnych wyobrażeń na ich temat) 😉
Wyjazdy często są 'za krótkie’.
Podobają mi się wasze powroty – ja sobie często obiecuję, że gdzieś wrócę, ale niestety rzadko to wychodzi.
My lubimy wracać na Bałkany, a w Albanii czujemy się trochę jak w domu. Obserwujemy dobrze znane „kąty”, sprawdzamy co się zmieniło na gorsze/lepsze. To moim zdaniem ciekawe doświadczenie.
W majówkę wybieram się stopem do Grecji i coś czuję, że przez Wasze wpisy o Bałkanach nie uda mi się szybko wrócić, bo na pewno gdzieś przejadę się dodatkowo. Może właśnie Albania? 🙂
Skoro Grecja, to po drodze koniecznie Macedonia, a Albania też będzie rzut beretem, więc do obu krajów możesz spokojnie zawitać 🙂 W razie jakichkolwiek pytań, wiesz gdzie mnie szukać 😉
Jasne, że wiem 😀 mam nadzieje, że starczy mi czasu 😉
Albania od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie, tylko w tym roku już nie damy rady… ale może w przyszłym? przyda się Twój wpis.
Albanię polecam, a w jej temacie oczywiście służę radą 🙂
W tym roku między innymi mamy plan przejścia trasy „Bałkańskich szczytów”, więc trochę podepczemy waszym śladem po góach 😉
Nęci mnie ta Albania, ale przyjaciele namawiają mnie na początku czerwca na Hvar.
Pozdrawiam
Kris
Hejo ! 🙂
Chciałabym się zapytać o wbijanie pieczątek do paszportów na granicach,ponieważ je „kolekcjonuję” :). Czy na wszytskich granicach Wam je wbijano? A jak poprosić o wbicie pieczątki gdyby nie została wbita ?
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Hej hej, generalnie wbijano nam pieczątki tam, gdzie w szczególności pilnują obowiązku meldunkowego, czyli w Macedonii i Czarnogórze, natomiast rzadziej wbijano nam pieczątki w Cro, BiH czy Albanii. Inna sprawa, że we wszystkich bałkańskich krajach można przekraczać granicę na dowód osobisty, więc pogranicznikom nie zawsze się pieczątki wbijać lub o nich nie pamiętają. Czy jak się ich zapytasz o pieczątkę, to ją wbiją? Wydaje mi się, że nie powinno być problemu.
Pozdrawiam ciepło!