Szukaj
Close this search box.

Psychodietetyk w podróży w kieleckiej restauracji Rozmaryn

Tak to bywa, że psychodietetyk w podróży zawędruje czasem do jakiejś restauracji. Zapewne domyślacie się, iż moim celem są zazwyczaj knajpki oferujące dania bałkańskie. Wczoraj również tak było, ponieważ wraz z rodzicami wybraliśmy się do kieleckiej restauracji Rozmaryn, oferującej chorwackie menu.

Nastawiona byłam bardzo pozytywnie, bo miałam sporą przerwę od bałkańskich potraw. Zacznę od lokalizacji restauracji – samo centrum miasta, przy rynku. Szyld jest może trochę mało widoczny, ale spostrzegawczość mojego padre sprawiła, że udało nam się tam trafić. Rozmaryn w nazwie sugerowałby, iż znajdziemy go sporo we wnętrzu restauracji. Niestety, rozmarynu nigdzie nie było widać, ani tym bardziej nie było czuć jego zapachu, więc szczerze mówiąc nie wiem, czemu akurat taka nazwa, która mnie osobiście bardziej kojarzy się z Prowansją niż Chorwacją. Co więcej, wystrój restauracji jest mocno ascetyczny. Owszem, na ścianach wiszą pojedyncze zdjęcia z Chorwacji, ale brakuje żywej kolorystyki, która jest nieodłącznym elementem wszystkich, bałkańskich krajów. A w Rozmarynie jest po prostu biało.

Oczami również człowiek je, ale jednak to zapach i smak powinny się w tym miejscu liczyć. Zasiadamy zatem do stołu, otrzymujemy kartę i … pierwsze niemiłe zaskoczenie. Burek nie dość, że kosztuje 17zł, to aby go zjeść, należy złożyć zamówienie dzień wcześniej. Może to wynikać z faktu, że część osób nie ma pojęcia, czym jest ta potrawa. Burek kojarzy się jednak w Polsce z podwórkowym psem, który pilnuje obejścia, a nie z przepysznym ciastem filo, nadziewanym mięsem czy szpinakiem. Druga sprawa, to cena samej potrawy. Na Bałkanach zdarzało mi się kupować burki po 1-2 zł, które prezentowały naprawdę spore rozmiary. No ale ponieważ i tak musiałam obejść się smakiem, nie będę tego wątku rozwijać. Dalsza analiza karty doprowadziła mnie prawie do łez, bo potraw wege praktycznie w ogóle nie było. Z przystawek i dodatków do dań, skomponowałam coś, co pozwoli mi się względnie najeść, czyli ziemniaki z cukinią oraz grillowane warzywa. Moi rodzice wybrali natomiast Pljeskavicę oraz gulasz warzywny.W karcie dań znajdziemy również spory wybór pizz, w końcu z Chorwacji do Włoch nie jest wcale tak daleko, kultury zatem się przenikają. Jedyny plus jest taki, że ciasto wypieka się tam w piecu.

Oczekiwanie na dania umilała nam chorwacka muzyka płynąca z głośników. Za to również plus dla właścicieli, którzy choć nie zadbali o wystrój, to chociaż zadbali o atmosferę. Na nasz posiłek nie musieliśmy zbyt długo czekać, a może po prostu czas nam szybko upłynął na rodzinnych pogawędkach. Cóż, moje grillowane warzywa nie były zbyt imponujące. Dostałam raptem dwa plasterki cukinii, dwa plasterki pomidora i ćwiartkę czerwonej cebuli. Ta ostatnia trochę mnie przerosła i porzuciłam ją na talerzu. Natomiast ziemniaków z cukinią było całkiem sporo. Jeśli chodzi o sam smak potraw, to byłam zachwycona. Oliwa i świeże zioła zrobiły swoje, nadając warzywom niesamowitej lekkości i aromatu. Byłam w stanie naprawdę najeść się zamówionymi przez siebie daniami. Moi rodzice również nie mieli powodów do narzekań, gdyż ich Pljeskavice były rzeczywiście imponujące i aromatyczne. Bułki wypiekane na świeżo w piecu, do tego ostry sos i dobrze przyprawiony gulasz warzywny, który z moją mamą uznałyśmy po prostu za ratatouille. Mięsa nie spróbowałam z oczywistych powodów, ale ponieważ szybko zniknęło z ich talerzy, domyślam się, iż było pyszne.

Za obiad dla trzech osób, w tym jakieś piwka, zapłaciliśmy w sumie 75zł. Czy jest to dużo, czy jest to mało na kieleckie warunki? Tak naprawdę ciężko stwierdzić. Według mnie jest to całkiem dobra kwota, za te naprawdę smaczne dania, które mogą choć trochę przybliżyć Polakom kawałek bałkańskiej kuchni. Co ciekawe w Rozmarynie cały czas był ruch, więc widać, iż kielczanom przypadły do gustu oferowane przez nich potrawy. A warto zaznaczyć, że nie widziałam, aby ktoś jadł tam pizzę.

Podsumowując, dobrze, że takie miejsca powstają w polskich miastach. Sam Rozmaryn ma jeszcze nad czym pracować (w szczególności nad wystrojem), ale jeśli ktoś byłby w Kielcach przejazdem i dopadł go mały lub większy głód, to powinien tam zajrzeć.

Zobacz również

2 odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.