Szukaj
Close this search box.

Egipskie wakacje – Aurora Bay, Port Ghalib, Luksor, Hamata

Jak już doskonale wiecie, mieliśmy okazję pojechać na wakacje all inclusive do Egiptu. Jednak, postanowiliśmy nie tylko odpocząć na przyhotelowej plaży, ale również choć trochę pozwiedzać. Przy tygodniowym pobycie nie mieliśmy może zbyt wiele czasu na eksplorowanie Egiptu. Niemniej udało nam się spędzić cudowny czas w Aurora bay, odwiedzić Port Ghalib, Luksor oraz Hamatę. Niedużo, ale zawsze coś. I na pewno tych kilka miejsc zaostrzyło nasz apetyt na ponowne odwiedziny w Egipcie.


Marsa Alam i Aurora Bay

Zacznijmy od tego, że w trakcie pobytu Egipcie zależało nam na zobaczeniu rafy koralowej. I to właśnie ona była głównym wyznacznikiem, który przyświecał nam podczas poszukiwania odpowiedniego hotelu. Zdecydowaliśmy się na rejon Marsa Alam i Hotel Aurora Bay. Większość opinii w internecie koncentrowała się właśnie na zatoce z rafą. Pierwszego dnia po przyjeździe od razu się tam wybraliśmy. Wąska zatoka zrobiła na nas bardzo pozytywne wrażenie. Dodatkowo z ciągnących się wzdłuż niej klifów można podziwiać piękną panoramę pustyni i gór na horyzoncie. Decydując się na urlop w rejonie Marsa Alam musicie pamiętać, że codziennie bardzo mocno tam wieje. W efekcie, na otwartym morzu tworzą się bardzo wysokie fale. Natomiast w Aurora Bay było zacisznie, co pozwalało na spokojne i bezpieczne obserwacje podwodnego życia.

Rafa koralowa (by Marek)

Moi rodzice, którzy wcześniej byli już 2 razy w Egipcie, zawsze powtarzali, że owszem, w Albanii czy Chorwacji też fajnie jest pooglądać, co tam jest pod wodą, ale rafy Morza Czerwonego są po prostu inną ligą. Już pierwszego dnia po przylocie, pomimo późnej pory, szybko udaliśmy się zobaczyć, jak prezentuje się Aurora Bay pod powierzchnią wody. Mimo kiepskiego światła podwodny świat od razu nas oczarował i wiedzieliśmy, że przez tych kilka dni będziemy mieli tu co robić. Gdy wracaliśmy do hotelu usłyszeliśmy, że aby zobaczyć tu żółwie morskie, najlepiej jest przyjść bardzo wcześnie rano. Spore było moje zdziwienie, gdy mój ojciec, który raczej lubi pospać mając w perspektywie wolny dzień, zaproponował aby w takim razie wstać o 6 rano i pójść popływać jeszcze przed śniadaniem. I tak się stało! Praktycznie każdego dnia budziliśmy się o 6, aby zobaczyć naszą hotelową zatokę w najlepszych warunkach (Dodam, że panowie chodzili pływać o 6 rano. Ja wolałam pospać, bo oglądanie podwodnego świata kompletnie mnie nie interesowało. przypisek ruda). Zatoka Aurora ma na prawdę dużo do zaoferowania jeśli chodzi o kąpiele. Plaża znajduje się w wąskiej zatoce, w miarę dobrze osłoniętej od wiatru. Do wody wchodzimy po piaszczystym bardzo łagodnie opadającym dnie. W głębi jest jedno załamanie dna, na którym widać kawałki koralowców i dalej zaczyna się podwodna piaszczysta płaszczyzna. Natomiast wzdłuż tego załamania po obu stronach zatoki ciągnie się rafa koralowa wraz z niesamowitymi formacjami skalnymi. Warto dodać że na prawo od głównego wejścia rozwieszone są bojki, które otaczają chroniony teren, rafy na który nie można wejść ani wpływać. Natomiast zza liny można obserwować ten niesamowity świat, w którym pełno jest różnego rodzaju koralowców i różnego rodzaju ryb. Druga strona zatoki jest natomiast cała otwarta i tam możemy bez ograniczeń wpływać w każdy zakątek.

Życie na rafie

Nie jestem ekspertem od podwodnego życia,  ale w 100% zgodzę się z moimi rodzicami, że rafę w Egipcie po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy. Ogromne wrażenie robią nie tylko pojawiające się tu żółwie morskie, czy płaszczki, ale cała masa innych stworzeń, jaka pojawia się na rafia. Leżakując na wodzie trochę jak z perspektywy drona można obserwować dziesiątki, a czasem nawet setki, małych kolorowych rybek kłębiących się wokół koralowców. Większe okazy chowają się w dziurach, aby za chwile wypłynąć gdzieś w zupełnie innym miejscu. Do tego wszystko jest na wyciągnięcie ręki, a większość podwodnych mieszkańców nie ucieka na widok ludzi. Niektórzy wręcz podpływają do samej maski. Klimatu dodaje niesamowity kontrast, pomiędzy pustynnym, suchym i nieco monotonnym krajobrazem, a kolorowym i intensywnym światem, oraz życiem pod wodą. Teren zatoki nie jest jakiś niesamowicie ogromny i przez te parę dni teoretycznie pływaliśmy po tych samych miejscach. Jednak właśnie też po tym dobrze widać jak cała rafa żyje i się zmienia. Za każdym razem można zaobserwować coś nowego, a czasem dzieje się tu tyle, że ciężko się skupić tylko na jednym. Do długich obserwacji zachęca też temperatura wody, przez co zazwyczaj jedno „przepłynięcie się” trwało ok. 2-3 godzin. Niestety poprzez mocny wiatr i fale na pełnym morzu woda nie była idealnie przejrzysta, a czasem i delikatnie zmącona. Najspokojniej rzeczywiście było z samego rana, a popołudniami bliżej ujścia zatoki potrafiły tworzyć się na prawdę mocne i wysokie fale. Ponoć można tu też spotkać krowy morskie, ale ich akurat nie widzieliśmy. Z perspektywy czasu, Aurora Bay okazała się wymarzonym miejscem do oglądania rafy i wypoczynku. Widząc inne hotele, z których większość położona jest przy otwartym morzu, doszliśmy do wniosku, że przez wiatr i fale nie mielibyśmy tam dużo opcji do spokojnego oglądania tego niesamowitego podwodnego świata. Podobno często pomosty, które wychodzą wgłąb morza są zamykane, ponieważ fale stają się zbyt niebezpieczne. Czytaliśmy też, że lokalne agencje przy hotelach np. w Port Ghalib, oferują płatne wycieczki na rafę właśnie do „naszej” Aurora Bay. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to po drugiej stronie zatoki niż hotelowa plaża znajduje się też baza nurkowa, w której można przejść pełny kurs nurkowy. Podsumowując zdecydowanie polecam, a to co jest na zdjęciach czy filmie, to tylko ułamek tego, co można tam zobaczyć pod wodą.

Port Ghalib

Jednym z pierwszych miejsc, jakie odwiedziliśmy poza Aurora Bay, był Port Ghalib. Wypad do niego dostaliśmy w gratisie po wykupieniu wycieczki do Luksoru. Port Ghalib to tak naprawdę ogromny kompleks hotelowy, położony w bliskim sąsiedztwie lotniska Marsa Alam. Jest to dość specyficzne miejsce. Trochę taki sztuczny twór, który powstał tylko i wyłącznie z myślą o turystach. Jest tam nadmorska promenada, jest też coś na kształt targowej uliczki, wzdłuż której działają liczne sklepy z pamiątkami. Są oczywiście knajpki i kluby. Z Portu Ghalib wypływają także statki wycieczkowe. Oferty rejsów zwykle można wykupić w okolicznych hotelach. W Porcie Ghalib spędzamy ok. 2 godziny, trochę spacerując, a trochę sącząc drinka bez palemki. Na pewno cieszymy się, że nie zdecydowaliśmy się na jeden z tamtejszych hoteli (a przez chwilę je rozważaliśmy), bo dużo bardziej przypadł nam do gustu nasz hotel na odludziu (w przenośni i dosłownie).

Luksor

Niewątpliwie wycieczka do Luksoru była naszym najbardziej ambitnym przedsięwzięciem podczas pobytu w Egipcie. Wykupiliśmy ją nie u rezydenta, a w agencji turystycznej reklamującej się w naszym hotelu. Dzięki temu, zamiast jechać autobusem z 40-50 innymi osobami, mieliśmy we czwórkę prywatnego kierowcę i busa tylko dla siebie. Natomiast na miejscu miał na nas czekać polskojęzyczny przewodnik. Aby dojechać z Marsa Alam do Luksoru musieliśmy wyruszyć ok. 4 rano. Do pokonania mieliśmy ok. 400 km i to w jedną stronę. Jak na jednodniową wycieczkę, to sporo. Ale z drugiej strony być w Egipcie i nie zobaczyć chociaż części z jego najważniejszych zabytków? To byłby grzech!

Karnak

W Luksorze spotykamy się z Hamdim – naszym przewodnikiem. Jestem pod wrażeniem tego, jak świetnie mówi po polsku. Okazało się, że… nauczył się go w parę miesięcy podczas kursu organizowanego w Kairze. Hamdi ma oczywiście ogromną wiedzę i jest przesympatyczną osobą. Ciągle zadaje nam różnego rodzaju zagadki, za które dostajemy cukierki i inne drobiazgi, jeśli uda nam się prawidłowo odpowiedzieć. Niestety największym przegranym tego pojedynku jest Marek, któremu ani razu nie udaje się niczego odgadnąć. Karnak jest jedną z największych atrakcji w obrębie Luksoru. Znajduje się tam kompleks świątyń. Jedna z nich, czyli świątynia Amona-Re posiada salę kolumnową, dzięki której jest największym tego typu obiektem na świecie. I kiedy tak oglądamy te niesamowite zabytki, dopadają nas rozważania, co mogłoby po naszej cywilizacji pozostać. I dochodzimy do smutnego wniosku, że tyle wieków mógłby przetrwać tylko eternit i kostka Bauma…

Rejs po Nilu i Wyspa Bananowa

Kto z nas nie uczył się o Nilu? Jednak czym innym jest oglądanie jego zdjęć, a czym innym zobaczenie go na żywo. Muszę przyznać, że Nil i to, co się na nim dzieje, zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Rzeka żyje, panuje na niej spory ruch. I podobnie, jak w przypadku Bosforu, mogłabym godzinami siedzieć i obserwować Nil. Ciekawostką jest to, że w obrębie Luksoru nie ma żadnego mostu. Ten znajduje się kawałek na południe od miasta. W efekcie, mieszkańcy głównie korzystają z łodzi, dzięki którym mogą przeprawić się na drugi brzeg. My płyniemy na krótką wycieczkę na Wyspę Bananową. Pierwszy raz widziałam bananowce rosnące sobie ot tak, po prostu, a nie w jakiejś palmiarni czy innym ogrodzie botanicznym. Mogliśmy oczywiście najeść się bananami oraz spróbować lemoniady z trzciny cukrowej.

Świątynia Hatszepsut, Dolina Królowych

Po Nilu przyszedł czas na bardziej upalną część zwiedzania, czyli wizytę w Świątyni Hatszepsut oraz Dolinie Królowych. Z racji tego, że mieliśmy indywidualną wycieczkę, mogliśmy dopasować jej plan do naszych potrzeb. Dlatego zdecydowaliśmy się na Dolinę Królowych, a nie Królów. Rodzice Marka byli wcześniej w tej drugiej i uznali, że lepiej będzie zobaczyć coś innego. Jeśli chodzi o świątynię, to chyba największe wrażenie zrobiła na nas jej lokalizacja. Budowla nie tylko jest ogromna, ale również niesamowicie komponuje się ze skalnymi ścianami, jakie je otaczają. Dolina Nilu wyglądała stamtąd jak zielone morze. Kolejnym punktem zwiedzania była Dolina Królowych. Znajdują się tam grobowce żon faraonów oraz kobiet pochodzących z wyższych warstw społecznych. Teren ten zwiedzamy praktycznie sami. Odkryto tu prawie setkę grobowców, lecz tylko kilka z nich udostępniono zwiedzającym. Najpiękniejszy jest podobno grobowiec Nefretari, ale był on dodatkowo (i to nie mało) płatny. Stąd nie zdecydowaliśmy się do niego zajrzeć. Prawda jest taka, że te grobowce, które zobaczyliśmy i tak nas zachwyciły.

Kolosy Memmona i pożegnanie z Luksorem i droga powrotna

Naszą wycieczkę kończymy odwiedzinami przy Kolosach Memnona. Rzeczywiście słowo „kolos” nie zostało w ich przypadku użyte nad wyraz. Niestety po wcześniejszym zwiedzaniu jesteśmy już tak ugotowaniu, że z klimatyzowanego wnętrza naszego busa wyskakujemy do nich dosłownie na chwilę i uciekamy z powrotem do auta. Przed opuszczeniem Luksoru mamy zaplanowany obiad. Hamdi zabiera nas do restauracji, która na pierwszy rzut oka nie robi na nas jakiegoś wielkiego wrażenia. Do czasu! Okazuje się bowiem, że zlokalizowana jest na dachu, skąd rozpościera się przepiękny widok na Nil. Dodatkowo zaserwowano nam tam absolutnie przepyszny obiad. Zupa z soczewicy, masa warzyw, było również mięso (które podobno również było niezłe). Generalnie żadne z nas nie wyszło stamtąd z pustym żołądkiem. Po posiłku żegnamy się z przesympatycznym Hamdim. Jeśli traficie do niego na wycieczkę, to na pewno nie będziecie się nudzić. Fakt faktem, po całym dniu słuchania o egipskich bogach, możecie mieć lekki mętlik w głowach.

Hamata – Egipskie Malediwy

Nasza zatoka przy hotelu Aurora Bay oferowała nam już piękną rafę, ale stwierdziliśmy, że jednak dobrze by było zobaczyć też coś innego. Jedną z bardziej polecanych atrakcji w okolicy były rejsy. Po przeanalizowaniu opinii w internecie zdecydowaliśmy się na wycieczkę na Egipskie Malediwy. Wyjechaliśmy z hotelu wczesnym rankiem i udaliśmy się busem na południe. Po drodze przejechaliśmy przez miasto Marsa Alam, w którym rzeczywiście raczej brak jakichkolwiek ciekawostek czy atrakcji. Następnie przejechaliśmy trasą wzdłuż morza przez Park Narodowy Wadi el Gemal. Park ten nawet zza szyby wydawał się ciekawy. Po około 1,5 godz. jazdy dotarliśmy do portu Hamata. Nie jest to bardzo okazałe miejsce, ale stamtąd wyruszał nasz statek, którym po krótkim czasie dopłynęliśmy do archipelagu małych wysepek oraz niesamowitych raf koralowych. Najpierw zacumowaliśmy w miejscu, gdzie nie było lądu. Ale już pokładu mogliśmy dostrzec znajdującą się tu rafę. Tzw „snurkowanie” (czyli po prostu pływanie z maską z rurką) zorganizowane było w grupie i cały czas nad naszym bezpieczeństwem czuwali lokalni przewodnicy. Gdy ktoś nie umiał pływać lub miał jakieś obawy, to albo był holowany, albo ubierany w kamizelkę. (Ja generalnie w ogóle nie chciałam płynąć na wycieczkę, bo nie miałam zamiaru pływać z maską i rurką. Więc spędziłam cały dzień na pokładzie. przypisek ruda) Mi osobiście na samym początku trochę przeszkadzało pływanie w grupie, ale już po chwili rozpłynęliśmy się nieco na boki i na spokojnie każdy mógł sobie podziwiać swój kawałek rafy. Podwodny świat był tu inny niż w naszej zatoce i również bardzo dużo się tu działo. Mówiąc szczerze nie wywołał u nas efektu wow.

Następnym przystankiem była za to wyspa Suyul, która rzeczywiście, dzięki białemu piaskowi, już z daleka kojarzyła się z egzotycznymi obrazkami z Malediwów. Zacumowaliśmy tym razem przy jej brzegu. Najpierw w planie była kolejna wycieczka snurkowa wzdłuż wybrzeża i rafy łagodnie opadającej w wielką niebieską głębie. Tu naprawdę było co pooglądać. Miejsce wywarło na nas duże wrażenie. Następnie przerwa na jachcie, gdzie czekał na nas całkiem niezły obiad. Po posiłku mieliśmy jeszcze czas wolny, by na spokojnie każdy mógł sobie wyjść na wyspę, poleżeć na niesamowitym białym piasku, lub pooglądać jeszcze więcej rafy. Nas zaskoczyła trochę płaszczka, która leżała tuż obok nas w wodzie głębokiej na pół łydki. Później czekał nas już tylko rejs pomiędzy rafami i kolejnymi małymi wyspami do portu i powrót busem. Podsumowując wycieczka była bardzo fajna, dobrze zorganizowana i pokazała nam kolejną ciekawą część Egiptu. Wyspy i kolory wody, która je otaczała są niesamowite, a rezerwat Suyul rzeczywiście zasługuje na miano Egipskich Malediwów!

Artykuł zawiera link sponsorowany (na początku tekstu).

Zobacz również

9 odpowiedzi

  1. Przepiękne miejsce! Powiedz kiedy to byliście w Egipcie? Jaka była temperatura? I co z bezpieczeństwem na miejscu. Zastanawialiśmy się też nad wyjazdem w grudniu ale zrezygnowaliśmy bo jednak stchórzyłam.

    1. W Egipcie byliśmy na początku września. Ogólnie temperatury były cały czas powyżej 30 stopni. Przy czym osoby mieszkające na miejscu twierdziły, że już robi się „chłodno”. Woda była cieplutka. Co do bezpieczeństwa, to mieszkaliśmy na odludziu – dosłownie i w przenośni, więc czuliśmy się bardzo bezpiecznie. Również czuliśmy się bezpiecznie podczas jazdy do Luksoru. Główne niebezpieczeństwo, jakie może być obecnie związane z Egiptem, to protesty w Kairze. I wycieczki do piramid odbywają się konwoju. My konwoju nie potrzebowaliśmy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.