Po jednodniowym pobycie w Bukareszcie ruszyliśmy w stronę wybrzeża Morza Czarnego. Rumuńska stolica połączona jest ze wschodem kraju autostradą. Jak wiadomo, w całej Rumunii obowiązuje winieta na wszystkie drogi. W przypadku jednak tej trasy dochodzi nam jeszcze opłata za przejazd mostem nad Dunajem, w wysokości 13RON. Oczywiście istnieje możliwość uiszczenia opłaty na bramkach, natomiast Rumunii mogą płacić przy pomocy smsów, o czym informują rozliczne bilbordy (które zresztą nas wpędziły w lekki popłoch, bo myśleliśmy, że chodzi o opłatę za autostradę).
Naszym pierwszym celem jest Konstanca (Constanța) największy port handlowy Rumunii, połączony kanałem z Dunajem, stanowiąc w ten sposób również port tranzytowy dla krajów naddunajskich. Miasto na pierwszy rzut oka robi dość dziwne wrażenie. Z jednej strony jest to kurort, o czym świadczą duże plaże miejskie, na których panuje względnie duży ruch. Z drugiej strony jest to port – po morzu kręcą się większe i mniejsze statki, a znaczną część horyzontu zajmują punkty przeładunkowe i wielkie żurawie. Z trzeciej Konstanca wygląda na mocno zaniedbaną – wiele wspaniałych, zabytkowych budynków jest w kompletnej ruinie.
Plaże Konstancy
Nieco zaniedbane, lecz klimatyczne uliczki Konstancy
Przede wszystkim jednak smuci widok wspaniałej, secesyjnej bryły Kasyna (Cazinoul), która również jest w bardzo złym stanie. Kasyno było powodem, dla którego odwiedziliśmy Konstancę. Jakiś czas temu bowiem internet obiegły zdjęcia tego obiektu, które z jednej strony zachwycały, a z drugiej zastanawiały, że tak piękny budynek niszczeje. Cazinoul powstał na początku XX wieku, a jego projektantem był D. Renard. W czasie I wojny światowej został przekształcony na wojskowy szpital i niestety zbombardowany. W latach 20tych został odnowiony. W teorii przez chwilę był dostępny dla zwiedzających, bo w jego wnętrzu działała kawiarnia (tak w każdym razie twierdzi przewodnik Bezdroży z 2011 roku). Obecnie do środka kasyna nie można wejść, gdyż pilnowany jest przez ochroniarza. Zapewne wynika to z fatalnego stanu budynku i faktu, że o ile bryła jest we względnie dobrym stanie, o tyle wnętrze jest bardzo mocno zniszczone.
Piękne, secesyjne kasyno
Do Kasyna prowadzi szeroka promenada, z której rozciąga się piękny widok na morze, port i samo kasyno. Stamtąd idziemy w okolice Muzeum Narodowego Historii i Archeologii. Gmach jest całkiem imponujący, jednak my nie decydujemy się na zapoznanie z jego zbiorami.
Nadmorska promenada w Konstancy
Z Konstancy wyruszamy dalej na południe, drogą wzdłuż wybrzeża. Naszym kolejnym celem jest plaża w okolicach Tuzli. Bardzo często w trakcie planowania naszych podróży, korzystamy z grafik Googla na mapach. Dzięki temu znajdujemy wiele widokowych miejsc, które nie są opisywane w przewodnikach. Sama Tuzla położona jest w pewnej odległości od morza. Do klifu prowadzi z miasta gliniasta droga pomiędzy polami słoneczników. U podnóża klifu znajduje się dość szeroka, piaszczysta plaża, na której znajdują się pojedyncze betonowe bunkry, a także parę niewielkich knajpek. Po okolicy kręci się raptem kilka osób, choć mamy lipiec, czyli szczyt sezonu. Nad klifami i plażą góruje fotogeniczna latarnia morska. Najpierw przespacerowaliśmy się w stronę latarni i polataliśmy dronem. Widoki są tam naprawdę piękne. Później zjeżdżamy Kianką bliżej plaży, by spędzić trochę czasu na kąpielach wodnych i słonecznych. To nasza pierwsze, tak bliskie spotkanie z Morzem Czarnym, które w promieniach lipcowego słońca jest bardziej zielone niż czarne. Woda jest mocno orzeźwiająca, lecz w panującym upale, nawet mnie niska temperatura morza kompletnie nie przeszkadza.
Latarnia morska i plaża obok Tuzli
Pobyt w Tuzli zaowocował małym filmowym plonem, pod postacią głównie dronowych ujęć.
Opuszczamy Tuzlę i jedziemy w stronę Vama Veche – nadmorskiego miasteczka, leżącego tuż przy granicy z Bułgarią. Sporo osób rekomendowało nam je jako dobre miejsce na dziki nocleg. Po drodze mijamy dwie intrygujące miejscowości: 23 August i 2 Mai. Nazwy kojarzą się bardziej z ulicami niż miasteczkami, ale najwyraźniej Rumunom w niczym to nie przeszkadza. W Mangalii zaś możemy przyjrzeć się stoczni Dawoo, która znajduje się tuż przy drodze.
Stocznia Dawoo w Mangalii
Kiedy docieramy do Vama Veche, odkrywamy spore tłumy obozujące na klifie wzdłuż wybrzeża. Praktycznie nie ma gdzie szpilki wcisnąć. Kiedy tak jedziemy wzdłuż tego niekończącego się obozowiska, nagle przekraczamy granicę. A orientujemy się wtedy, gdy na nasze spotkanie wychodzi dwóch pograniczników. Wycofujemy się stamtąd i decydujemy opuścić Rumunię, by noclegowego szczęścia poszukać w Bułgarii.
Rumuńskie wybrzeże zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie. Na pewno duża w tym zasługa samej Tuzli, w której panowała błoga cisza i spokój. Jak na szczyt sezonu, było tam naprawdę pusto, więc nie rozumieliśmy panującej wtedy w Polsce fascynacji jakimiś parawanami na nadbałtyckich plażach.
Zapisz
12 odpowiedzi
I pomyśleć, że gdzieś w szczycie sezonu są takie puste plaże..
Dokładnie! W okolicach Konstancy i Vama Veche plaże były bardziej zatłoczone, ale nadal nie jest to taka masakra, jak choćby na bułgarskim Słonecznym Brzegu czy w Złotych Piaskach.
O Konstancy słyszałam jedynie od rodziców, kiedy opowiadali mi o swojej wycieczce do Rumunii sprzed kilku dekad. Szkoda, że miasto tak niszczeje, ale ja mam jakiś sentyment do takich ruin 😛
Rumunia ostatnio znów wraca do łask i coraz więcej osób do niej wraca. Kiedyś Polacy częściej tam jeździli.
A co do Konstancy, to przez te ruiny ma dość ciekawy klimat 🙂
Nigdy bym nie wpadła na pomysł by do Rumunii jechać nad morze:), ale widoki całkiem ciekawie, głównie Konstanca i rzeczywiście podupadające na stanie fizycznym kasyno faktycznie niesamowite. Szkoda, że nic się z nim nie robi, by nadal mógł żyć ze swym pięknem.
Nam akurat morze było po drodze 😉 Fakt – więcej osób jeździ nad morze do Bułgarii, gdzie jest znacznie więcej kurortów, hoteli itd. niż w Rumunii. Niemniej w tej drugiej wydaje mi się być bardziej klimatycznie i znacznie mniej tłoczno.
To kasyno w widziałem już wiele razy i czytałem o nim sporo, aż dziw bierze że taki budynek niszczeje i nikt nic z tym nie robi… no cóż Rumunia to Rumunia, tak samo jak Rosja to stan umysłu…
Bałkany to też stan umysłu i swoisty klimat oraz podejście do wielu spraw. Mam nadzieję, że kasyno jednak całkiem nie zniknie z krajobrazu Konstancy, bo byłoby to ogromną stratą.
byłam w Konstanca dobre kilka lat temu i chyba nic się tam nie zmieniło 😉
W Rumunii czy Bułgarii nie widać jakiegoś szaleńczego tempa zmian.
Miałam tam być w tym roku, ale zostałyśmy z koleżanką dłużej w Grecji i odpuściłyśmy Rumunię. Fajnie w tej Tuzli, kasyno też robi wrażenie. I podoba mi się piosenka w filmiku 😉
Jakie monumentalne miejsce:) I takiej plaży jeszcze nie widziałam. W ogóle coraz bardziej przekonuję się co do Rumunii:)