Szukaj
Close this search box.

Bałkany 2013. Część 5 – witaj, ach witaj Macedonio!

15 sierpień 2013

Okolice Rożenu i Melnika letnią porą już tak mają – rano jest bardzo gorąco. Upał wypędza nas z namiotu skoro świt. Okazuje się, że Mateusz również jest na nogach, gdyż jego namiot także postanowił zamienić się w piekarnik.

Kiedy ja szykuję posiłek, Marek zwija nasze obozowisko. Czas zmienić miejsce pobytu. W międzyczasie Mateusz wyrusza w drogę, a my chwilę później idziemy w jego ślady. Najpierw jednak dokonujemy małych zakupów spożywczych najpierw w Rożenie, a później w Melniku. Jeśli macie w planach zawitać w tamte strony, to koniecznie zaopatrzcie się w przepyszne dżemy i miody. My zakupiliśmy cały słoik poziomek zanurzonych w miodzie oraz kilka miodów z orzechami. Oczywiście nie mogło zabraknąć winnych zakupów, zarówno tych w szklanych butlach, wyglądających poważnie i dostojnie, jak i winogronowego trunku w plastikowych PETach. Po owocnych zakupach udaliśmy się w stronę Macedonii.

Na przejściu granicznym w Zlotarevie pogranicznicy są wyjątkowo mili i uprzejmi, a dodatkowo od Macedończyków otrzymujemy włożone w paszport zakładki do książek ze zdjęciami prezentującymi piękno tego niewielkiego kraju. Generalnie widać, że Macedonia szczyci się tym, że jest Macedonią. Wszędzie można natknąć się na ogromne flagi, a nawet pociągi pomalowane są w narodowych barwach, czyli w żółci i czerwieni. Jadąc przez ten kraj można odnieść wrażenie, że są tam same góry – skaliste na szczycie i krzaczasto – trawiaste w niższych partiach, a wśród nich wiją się drogi, jak na bałkańskie standardy naprawdę dobre.

Na macedońskich drogach źle nie jest!

Macedonia drogiNasza trasa przebiegała z przejścia granicznego do Bitoli, miasta obok którego znajdują się ruiny antycznego miasta, czyli Heraklea. Moi rodzice, będąc w Macedonii prawie 2 miesiące wcześniej na wycieczce zorganizowanej, mieli udać się do tych ruin. Mieli, bo ich współtowarzysze bardziej od zwiedzania woleli wlewać w siebie hektolitry rakii i fakultatywna wycieczka nie doszła do skutku. Wiadomo, każdy ma inne priorytety, ale niedosyt zwiedzania w rodzicach pozostał. Uznaliśmy więc, że my się tam udamy, zrobimy super zdjęcia i im później pokażemy. Jeśli chodzi o samą Bitolę, to jest to miasto zatłoczone, gwarne, z licznymi zajętymi do ostatniego miejsca mimo dość wczesnej pory knajpkami, kawiarniami i restauracjami. Usiłujemy w tym lekkim chaosie odnaleźć kantor lub informację turystyczną, ale ostatecznie nie znajdujemy ani jednego, ani drugiego. Ostatecznie uznałam, że w banku zazwyczaj można wymienić gotówkę, więc udaliśmy się do jednego z nich. Okazało się jednak, że procedura wymiany gotówki wymaga skserowania mojego paszportu, podpisania iluś świstków itd. Na szczęście miły pan bankowiec, łamaną angielszczyzną starał mi się wytłumaczyć, co i jak. Po wymianie 50EUR otrzymujemy 3080 macedońskich dinarów. Dostaję również świstek z numerem mojej transakcji, dzięki któremu jeśli chciałabym ponownie wymienić kasę w tej sieci baków, nie będę musiała przechodzić przez całą, skomplikowaną procedurę.

Spacer po zatłoczonej z lekka Bitoli

BitolaPo bankowych przejściach kupujemy w Bitoli niedobrą pizzę i jeszcze gorsze burki, które kosztowały nas wyjątkowo dużo. Cóż, nie powinno się kupować żarcia na starówce, bo zazwyczaj jest nastawione na niekoniecznie wymagających turystów, a nie na lokalsów, którzy by czegoś takiego do ust nie wzięli. Niestety wyszło tu nasze lenistwo, które sprawiło, że nie chciało nam się szukać bardziej lokalnej pekary. Po krótkim pobycie w Bitoli, udaliśmy się do Heraklei. I w tym momencie powinna opaść kurtyna, a pan w meloniku opowiedzieć jakiś dowcip lub dykteryjkę, bo zasadniczo nic ciekawego lub dobrego nie mam na temat tych ruin do powiedzenia. Moi rodzice absolutnie nie mają czego żałować, bo na Bałkanach można znaleźć milion razy ciekawsze miejsca niż to coś. Zacznijmy od tego, że ruiny w całości można obejrzeć zza płotu, który absolutnie niczego nie zasłania. Okolica ruin – jakieś domki działkowe i ogólny rozgardiasz, sprawia, że odechciewa się zwiedzania (nawet zza płotu). Strata czasu i pieniędzy (o ile ktoś zdecyduje się wejść za płot), lepiej już chyba udać się do Grecji lub do Starego Baru w Czarnogórze czy Butrintu w Albanii – ciekawiej, ładniej, bardziej fotogenicznie.

Piękne (?) ruiny

HerakleaBez większego żalu opuściliśmy Herakleę i pognaliśmy w stronę pasma górskiego Galicica. Najpierw w okolicach Resenu z lekka się pogubiliśmy, ale po chwili byliśmy już na właściwej drodze. Najpierw jedziemy nad Jeziorem Prespańskim, który od Jeziora Ohrydzkiego oddziela właśnie Galicica. Widać, że pierwszy ze zbiorników był kiedyś rejonem, do którego przyjeżdżali turyści. Teraz, cały ruch turystyczny skupia Ohryd, a nad Prespańskim znajdziemy tylko opuszczone, ogromne kompleksy hotelowe czy campingowe. Wygląda to dość ponuro.

Jezioro Prespańskie

PrespaDroga wije się serpentynami, aż osiąga przełęcz w paśmie Galicica, z której widać już Jezioro Ohrydzkie. Niestety widoczność jest gorzej niż słaba – wszystko przykrywa jakaś bliżej niezidentyfikowana mgiełka. Nas jednak intrygują same góry, które o dziwo są bardzo dobrze oznakowane, a przy wejściach na szlak znajdują się mapy całego pasma z narysowanymi wszystkimi szlakami (notabene te same mapy można kupić w wersji papierowe, co się absolutnie nie opłaca w momencie, gdy można zrobić dobre zdjęcie i za jego pomocą poradzić sobie w górach). Kiedy siedzimy na przełęczy i kontemplujemy nijaki widok na jezioro, poznajemy przy okazji grupkę Polaków, którzy też objazdowo zwiedzają Bałkany. Nagle go naszej rozmowy przyłącza się gość, który wcześniej wysiadł z samochodu na niemieckich blachach. Zadaje nam pytanie: jak daleko macie stąd do swoich domów. Zgodnie odpowiedzieliśmy, że ponad 1000. On stwierdził, że z nas wszystkich ma do domu najdalej, bo przybył tu aż z…. Australii. Szacun!

Na przełęczy nad Jeziorem Ohrydzkim

OhrydOhrydDroga wiodąca z pasma Galicica nad Jezioro Ohrydzkie

GalicicaZjeżdżamy do Jeziora Ohrydzkiego. Po drodze mijamy rewelacyjne wprost miejsce biwakowe – są wiatki, ławy, stoły, ogrodzone miejsce na rozbicie namiotów, źródełko z wodą. Nic tylko korzystać. Jest jednak pewne ALE:

Szanowna Pani,

Potwierdzamy, że informacje, które Pani uzyskała w sprawie meldunku w Macedonii są wiarygodne.

Poniżej podajemy fragment ze strony http://poradnik.poland.gov.pl/  odnośnie meldunku.

MELDUNEK

Jeżeli pobyt w Macedonii przekracza 24 godziny, należy dopełnić obowiązku meldunkowego. W przypadku noclegów organizowanych we własnym zakresie meldunku dokonuje się w najbliższym (właściwym terytorialnie) posterunku policji (mac. policiska stanica).W przypadku wizyt prywatnych, teoretycznie obowiązek meldunkowy spoczywa na osobie goszczącej. W innych sytuacjach obowiązek ten ciąży na właścicielu hotelu, pensjonatu, kempingu lub kwatery (w ciągu 12 godzin od przybycia cudzoziemca). Należy bezwzględnie zachować potwierdzenie dokonania meldunku, ponieważ konsekwencje jego nieposiadania spadają zwykle na cudzoziemca i są rygorystycznie penalizowane przez macedońskie służby graniczne i organy ścigania. Karą jest grzywna w wysokości 100-500 Euro wraz z dwuletnim zakazem wjazdu do Macedonii.

Z poważaniem,

Referent ds. konsularnych

Sekcja Konsularna
Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Skopje

Zatem, wybierając się do Macedonii należy mieć z tyłu głowy myśl, że nie mając tego meldunku, czy w hotelu, czy u policji, możemy mieć na przejściu granicznym problem (o ile komuś będzie się to chciało sprawdzać). Uprzedzając nieco fakty powiem, że nam nikt naszego meldunku nie sprawdzał na przejściu granicznym i znamy wiele historii, gdy ludzie nocowali w tym kraju na dziko, nigdzie się meldowali, nadal mają się dobrze. Jadąc teraz do Macedonii, zdecydowalibyśmy się na nocleg na dziko i na zameldowanie się na komisariacie policji.

W każdym razie my znacznie wcześniej ustaliliśmy, że będziemy nocować na jakimś campingu. Najpierw udajemy się do Gradiste – ogromnego i całkiem wypasionego campingu. W jego recepcji dowiaduję się, że za naszą trójkę musielibyśmy zapłacić 700dinarów. Postanowiliśmy przed podjęciem decyzji zapoznać się z tym, co tak naprawdę to miejsce oferuje. Kamp Gradiste jest ogromny – dominują tu stare przyczepy campingowe, oczywiście do wynajęcia i co ciekawe, cieszące się naprawdę dużym zainteresowaniem. Gdy docieramy nad samo jezioro okazuje się, że na camping składa się kilka plaż, a każda z nich oferuje inny rodzaj muzyki od techno po rock. Pomiędzy plażami przechodzi się po prowizorycznych mostkach, które wykonane są z tego, co akurat konstruktor miał pod ręką. Na każdej plaży są barki, leżaczki i drinki z palemką. Są też tłumy i to takie przez duże „T”, choć im dalej w głąb, tym mini plaże były mniej okupowane. Miejsce jest fajne, jeśli ktoś lubi poimprezować i wydać kupę kasy na drinki. Ponieważ z Markiem nie zaliczamy się do tej grupy, postanowiliśmy wybadać drug camping – Kamp Elseck. W recepcji dowiadujemy się, że doba na polu namiotowym kosztuje 440dinarów. Nie płaci się ani za zwierzaki (których i tak nie posiadaliśmy), ani za samochód (tu Kianka zastrzygła uszami…a raczej lusterkami). 28zł za nocleg dla dwóch osób? Musicie przyznać, że to całkiem tania opcja. I choć początkowo nie możemy się zdecydować, to ostatecznie wybieramy pozbawiony atrakcji i tłumów turystów Kamp Elseck. Cisza, spokój, niezbyt okazała plaża, ale przynajmniej oszczędność kasy. Rozstawiamy zatem namiot na niewielkiej polance obok restauracji, tuż przy obozowiskach Niemców i Estoczyków. Na obiad udajemy się do pekary, znajdującej się 200-300 metrów od wejścia na camping. Jest to lokalna piekarnia, kupują tam sami miejscowi, a dostać tam można prawdziwe burki, które kosztują jakieś śmieszne pieniądze. Po posiłku idziemy na spacer wzdłuż ohrydzkiego brzegu. Od razu rzuca nam się w oczy to, że miejskie plaże są naprawdę świetnie ogarnięte – jest czysto, a za darmo do dyspozycji turystów są leżaczki. Wszędzie oczywiście znajdziemy puby oferujące drinki, piwko, kawę i jakieś drobne przekąski. Niestety podobnie jak w Czarnogórze również w Macedonii sprzedają tylko piwa o pojemności 0.33l. Po większe gabaryty należy udać się do sklepu 😉 Dlatego najpierw pijemy kulturalnie browara w knajpce, a po zrobieniu sklepowego zaopatrzenia na kolejne degustacje lokalnych trunków poszliśmy na plażę. Siedząc na murku pod rozłożystą sosną siedzimy i gadamy, aż w końcu robi się ciemno. Fajne są takie chwile, gdy czas trochę zwalnia, człowiek może się rozkoszować chwilą i nie myśleć o tym, co będzie za chwilę…

Marka kąpiel w wyjątkowo ciepłych wodach Jeziora Ohrydzkiego

OhrydMiejskie plaże…nieco inne niż u nas

Ohryd[googlemaps https://www.google.com/maps/embed?pb=!1m41!1m12!1m3!1d1531857.927176003!2d22.08756525000001!3d41.41947201461029!2m3!1f0!2f0!3f0!3m2!1i1024!2i768!4f13.1!4m26!1i0!3e0!4m5!1s0x14abcd256fe9ef09%3A0xa00a014cd0d85f0!2sMelnik%2C+Bu%C5%82garia!3m2!1d41.5246053!2d23.3915096!4m5!1s0x13572451365fb6fd%3A0xfa67bbbf65bec948!2sBitola%2C+Macedonia+(BJRM)!3m2!1d41.0319444!2d21.334722199999998!4m5!1s0x1350d3cd33b9545f%3A0xe7ac20aca75900de!2sResen%2C+Macedonia+(BJRM)!3m2!1d41.088899999999995!2d21.0122!4m5!1s0x1350c130ef056b19%3A0x9146a092dd5efc21!2sGradiste!3m2!1d40.9966667!2d20.7977778!5e0!3m2!1spl!2spl!4v1401711272358&w=600&h=450]

Zobacz również

12 odpowiedzi

    1. O łóżku będzie jeszcze mowa w kolejnym wpisie 😉 Ale rezerwację na nie już Ci trzymam 😉

      Heh z książką to nie taka łatwa sprawa. Bo ktoś musiałby chcieć ją wydać, a później przeczytać 😛

    1. Całkiem możliwe. Zresztą czytając starsze przewodniki po różnych krajach (nie tylko bałkańskich) dość często przewija się motyw meldunku w danym kraju jeśli przebywamy tam dłużej niż 24h.

    1. Gneralnie pewnie trzeba mieć spore szczęście, żeby ktoś sprawdził ten nasz meldunek. Ale jeśli go nie mam, to czeka nas:
      – deportacja
      – kara pieniężna
      – iluś letni zakaz wjazdu do Macedonii
      Zatem nie warto ryzykować. A skoro Ambasada ma takie, a nie inne stanowisko w tej sprawie, to tym bardziej 😉

  1. Ja Macedonię wspominam bardzo dobrze, Heraklee też 🙂
    Właściwie moje ostatnie wakacje to 3tygodnie w Macedonii, przemieszczając się z miejsca na miejsce 🙂 Z meldunkiem problemu nie było – hostele i inne kwatery świadczące usługi noclegowe spisują dane z paszportu i załatwiają meldunek za nas 🙂
    Na deptaku w Bitoli mają za to najlepsze lody na świecie – NERO 🙂 Za to jakieś mini-zoo nas przeraziło, serce się krajało patrząc na te zwierzęta i warunki w jakich są trzymane…
    Wpis o Macedonii prędzej czy później pojawi się i na moim blogu 🙂
    http://geocachingpomojemu.blogspot.com/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.