Szukaj
Close this search box.

Bałkany 2012 – PODSUMOWANIE

Nadszedł czas na podsumowanie Bałkanów 2012. Na wstępie powiem, że kolejny raz potwierdza się swoista prawidłowość, że im bardziej spontaniczny wyjazd, tym bardziej udany. Decyzja o wyjeździe podejmowana przy grzanym winie. Głównym celem miała być Chorwacja, która dotąd była mi nieznana. Jak już sami wiecie, pogoda sama ułożyła dla nas plan działania, który nie za wiele miał z wcześniejszymi założeniami.

wieczorny połówIle trwała nasza wyprawa?

26 dni

Z tych 26 dni, 7 nocy spaliśmy w namiocie, a resztę w naszym uroczym, kiankowym camperze.

Ile kilometrów przejechaliśmy?

Licząc z i do Kielc – 6249km. Dodając do tego jeszcze trase tam i z powrotem do Kiełpina, to wyjdzie 6619km.

Ile krajów odwiedziliśmy?

W sumie 10. Najkrócej przebywaliśmy w Słowenii, bo raptem przejechaliśmy jej krótki, bo jakiś 10kilometrowy odcinek, między Węgrami a Chorwacją. Najwięcej czasu, bo aż 11 dni,  spędziliśmy w Albanii, która jak już doskonale wiecie, jest naszą bałkańską faworytką.

Gdzie najdalej dotarliśmy?

Naszym najbardziej wysuniętym na południe miejscem, były greckie Meteory. Według GoogleMaps, położone są 1900km od Warszawy. Nie przypuszczaliśmy, że w ogóle zawitamy do Grecji, ale odwiedzenie Meteorów było strzałem w dziesiątkę. Miejsce godne polecenia, ale warto odwiedzać je w miesiącach mniej turystycznych, jeśli chce się poczuć rzeczywisty klimat tam panujący.

Ile wydaliśmy?

To zazwyczaj najbardziej interesujący aspekt wyjazdów. Otóż na naszą trójkę, czyli na mnie, Marka i Kiankę wydaliśmy 3000zł. Warto jednak podkreślić, że znaczącą część tych pieniędzy przejadła sama Kianka, która choć nie należy do żarłocznych, to na górskich, bałkańskich drogach robiła się wygłodniała.

Jeśli chodzi o mnie i Marka, to najwięcej zaoszczędziliśmy na noclegach, które mieliśmy darmowe. Głównie nocowaliśmy w Kiance, lecz w paru miejscach, w tym na „naszej dzikiej plaży” mogliśmy w spokoju rozbić namiot i rozprostować kości.

Żywiliśmy się zapasami, które zabraliśmy z Polski, jednak na miejscu jedzenie jest na tyle tanie i dobre, że część zupek w proszku i innych tego typu produktów, wróciło z nami do kraju.

Generalnie nie przywieźliśmy z tego wyjazdu zbyt wielu pamiątek. Po pierwsze dlatego, że byliśmy poza sezonem i w wielu miejscach praktycznie nie było co kupić. Po drugie, oszczędzaliśmy i w ramach powyjazdowych prezentów i pamiątek przywieźliśmy po prostu spore zapasy alkoholu (głównie piwa).

Benzyna – tania czy droga?

W większości bałkańskich krajów benzyna jest tańsza niż w Polsce, lub ma porównywalne ceny. Najtaniej udało nam się zatankować w Serbii – 5.50zł/litr. Najdrożej było w Grecji – 7.88zł/litr. Generalnie w grupie najtańszych pod kątem paliwa krajów znajduje się jeszcze Albania oraz Bośnia i Hercegowina. W Czarnogórze ceny były stałe i wszędzie litr kosztował 1.38EUR. Chorwację natomiast zaliczyliśmy do droższych krajów pod kątem tankowania.

Jak radziliśmy sobie z różnymi walutami?

Część przygotowanej na wyjazd gotówki mieliśmy od razu wymienioną w Polsce na euro. Na Bałkanach nie ma problemów z wymianą euro. W większości krajów nie było również problemów z płaceniem kartą lub wypłatą pieniędzy z bankomatów. Wyjątkiem jest Albania, w której operuje się głównie gotówką i możliwość zapłacenia kartą graniczyło z cudem. Najbardziej było to kłopotliwe na stacjach benzynowych, ale dość szybko się przyzwyczailiśmy. W albańskich kantorach, które są uczciwe i rzetelne, nie mieliśmy najmniejszego kłopotu z wymianą euro na leków.

Ile razy zatrzymywała nas policja?

Generalnie 5 razy. Zazwyczaj policjanci chcieli sobie pogadać, albo dowiedzieć się czy aby na pewno Kianka do nas należy. Ponieważ bariera językowa była trudna do przeskoczenia, kończyło się na tym, że byliśmy dość szybko żegnani przez uśmiechniętych funkcjonariuszy. Jedynie w Bośni myśleliśmy, że naprawdę będziemy musieli zapłacić 25EUR za brak zimowych lub całorocznych opon. Na szczęście dzięki udanym „negocjacjom” Marka polegającym na wyjaśnieniu policjantowi, że nie jesteśmy z „Holand” a z „Poland” , mogliśmy w spokoju ruszyć w dalszą drogę.

Ile zrobiliśmy zdjęć?

Ok. 4000. Dodam, że byłoby ich więcej, gdyby nie zepsuł się pożyczony od rodziców Marka aparacik kompaktowy. Również mój aparat, a raczej jeden z obiektywów się obraził i na szczęście dopiero pod koniec wyjazdu się popsuł. Generalnie 4000 zdjęć to nie jest taka mała liczba, ale z perspektywy czasu stwierdzam, ze można było zrobić ich jeszcze więcej. Tylko, kto by to wszystko chciał później oglądać?

PaklenicaOprócz tego:

–  podczas wyjazdu doświadczyliśmy wszystkich czterech pór roku:

lato w Albanii i Grecji

jesień w Chorwacji

zimę i wiosnę w Czarnogórze

– zjedliśmy parę kilo burków z serem i ze szpinakiem;

– zostaliśmy mistrzami w wynajdowaniu „pekar”;

– Kianka okazała się być bezawaryjnym autem, potrafiącym wjechać a nawet te bardziej terenowe drogi;

– zakochaliśmy się w Albanii, a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że na Bałkany będę jeszcze wracać!

Wiem, że dla wielu osób, ten wyjazd/wyprawa, nie jest niczym nadzwyczajnym. Ot, dwie osoby wsiadły w samochód i pojechały na Bałkany. Sądzę jednak, że nasz sposób zwiedzania oraz oszczędzania kasy, może być dla niektórych dobrym przykładem na to, że wyprawy samochodowe nie muszą być nieziemsko drogie. Wszystko zależy od organizacji, ale i od samego auta i jego spalania. Kianka ma mały bak, jednak jej spalanie jest dość ekonomiczne, co pozwoliło nam przejechać ponad 6tys. kilometrów.

Bałkany znów pokazały mi swe zupełnie nowe oblicze, bardziej nieokiełznane, co głównie przejawiało się pod postacią pogodowych kaprysów. Mimo, że nie zobaczyliśmy wszystkiego, czego chcieliśmy, to dotarliśmy do takich miejsc, o których nawet nie myśleliśmy, że je odwiedzimy.

Chciałabym w tym miejscu podziękować paru osobom, bez których ten wyjazd nie wyglądałby tak, jak wygladał.

Po pierwsze, moim rodzicom, którzy wsparli naszą wyprawę zapasami jedzenia oraz drobnym zastrzykiem finansowym.

Po drugie, rodzicom Marka, którzy zajęli się naszymi kociakami i w trakcie naszego wyjazdu przechrzicili ich na „Pierwszego” i „Drugiego”.

Po trzecie, Katarzynie z bloga http://kuchniapysznosciowa.blogspot.com/, która nie tylko pożyczyła nam przewodnik po Albanii, ale również zachęciła do odwiedzenia tego pięknego kraju.

Po czwarte, Markowi, który jakoś wytrzymał ze mną ten zwariowany czas.

W ten sposób kończę relację z Bałkanów 2012. Już niedługo kolejne wspomnienia (nie tylko moje).

Pozdrawiam Was,

ruda

Tirana

Zapisz

Zobacz również

10 odpowiedzi

    1. Cóż, na Bałkanach również podczas rozmowy po angielsku może się okazać, że ktoś uzna nas za Holendrów, a nie za Polaków. Choć najczęściej z tym błędem w rozumieniu Poland/Holland spotykałam się w Austrii i we Włoszech 😉

  1. Co prawda nie posiadam większego doświadczenia w podróży po Bałkanach, ale byłam raz i się zakochałam- na pewno będzie to częsty kierunek naszych podróży! Wcześniej byłam 2 razy na Krymie- zwiedzony wzdłuż i wszerz. Kocham takie klimaty!
    Blog także ląduję na listę chętnie odwiedzanych 🙂
    Pozdrawiam
    jojcia

  2. Pozdrawiam kolejnych bałkanolubów; Gratuluję i utożsamiam się z tym wszystkim. Jeździmy w takim trybie z całą rodziną już 10 lat na 2 tygodniowe wakacje objazdowe. Co roku przerabiamy 4-5tyś km. Zawsze w sierpniu. Rewelacyjne rozwiązanie na tanie, ciekawe, wakacje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.