3 maj 2012 czyli kolejne święto, które spędzamy na Bałkanach.
Poranek jest nieco chłodniejszy niż dnia poprzedniego i góry są dość mocno zamglone. Marek nie jest w nastroju na wczesne wstawanie, ja natomiast będąc w rytmie porannych pobudek już od 7 jestem na nogach. Szykuję śniadanie i zrzędzę Markowi nad głową, by dotrzymał mi towarzystwa.
Poranna mgła
Po posiłku gramy w badmintona, a później idziemy posiedzieć bliżej morza. Jest paraliżujący wprost upał, a według prognoz miało być odrobinę chłodniej. Generalnie wysokie temperatury, w szczególności jeśli doświadczam ich w nadmiarze, niezbyt mi służą. I może nie byłoby ze mną tak źle, gdyby nasza plaża miała jakieś zacienione miejsca. Niestety „nasza dzika plaża” ma ten zasadniczy minus, że nie można na niej uciec od lejącego się z nieba żaru. Efekt jest taki, że przez większość dnia snuję się niezbyt przytomna z migreną oraz rozstrojem żołądka. Ostatecznie przed słońcem chowam się w Kiance i śpię tam kilka godzin. Chowanie się w nagrzanym samochodzie nie jest może wybitnym rozwiązaniem, ale przynajmniej słońce nie świeci mi na głowę. W tym czasie za to Marek używał życia nurkując i ogólnie taplając się w wodzie.
Góry nad obozowiskiem
Wieczorem dopiero odżywam. Temperatura trochę spada, więc mogę odrobinę odetchnąć. Idziemy na krótki spacer, w przeciwną niż ostatnio stronę. Po drodze mijamy grupkę rybaków, którzy kończą właśnie swoje połowy i zaczynają zbierać swoje rzeczy. Są tutaj codziennie od samego rana, aż do zmierzchu. My natomiast wchodzimy na niewielkie skałki i przypatrujemy się krabom oraz rozpryskującym się sporym falom.
Popołudniowa plaża
Rybacy
Marek i rybacy
Dwie strefy
Wracając powoli w stronę obozowiska, zauważamy koryto wyschniętego potoku. Postanawiamy nim kawałek podejść pod górę. W efekcie natrafiamy na kapliczkę, w której wnętrzu wisi kilka starych ikon. Miejsce jest zaniedbane, ale mimo wszystko widać, iż ktoś tutaj zagląda. Wskazywała na to wydeptana ścieżka, która schodziła łagodnie do samej plaży. Wracamy nią na dół i idziemy do naszego obozowiska.
Tam gdzieś ukryta jest kapliczka
Kapliczka z zewnątrz
Kapliczka w środku
Wieczorna plaża
Jemy lekką kolację i uciekamy do namiotu przed stadem rozwścieczonych i wygłodniałych komarów. Zastanawiamy się, skąd te cholery nagle się tutaj wzięły. Przecież przez ostatnie dwie noce, jak i podczas naszego wcześniejszego pobytu na plaży, nie uświadczyliśmy obecności tych małych krwiopijców. W efekcie, dzięki komarom idziemy bardzo wcześnie spać ze świadomością, że od jutra zaczynamy nasz powrót do Polski…
Wieczór na plaży
Zapisz
4 odpowiedzi
Ta Wasza dzika plaża mnie naprawdę urzekła 🙂
Buziaki.
Niestety już nie dzika.. Od 2013 zaczęli ja „cywilizować” 🙁
zasadniczo to od 2014. W 2013 gdy tam nocowaliśmy, było sporo ludzi, pojawil się pierwszy „barek” ale była cisza i spokój. W 2014 funkcjonowała dyskoteka, do tego zrobiona była asfaltowa droga prowadząca na samą plażę. Jaki był tego efekt, łatwo się domyślić – tłumy ludzi, syf i imprezy do białego rana.
W 2014 nie zjechałem nawet na dół widząc jak to teraz wygląda 😉 a szkoda, bo miejscówka była idealna. Dawniej zjazd oraz wyjazd były bardziej wymagające, przez co mniej osób się tam zapuszczało. Ja od 2011 jeżdżę po Bałkanach ale motocyklem. W tym roku planuję pierwszy raz pojechać tam autem.