Zapraszam Was na blogową nowość, czyli Występy Gościnne. Na występach pojawiać się będą osoby, które chcą się z Wami podzielić swoimi bałkańskimi doświadczeniami, a np. odwiedzali miejsca, w których ja nie byłam lub byłam zbyt krótko, by móc pochwalić się jakąś szerszą wiedzą i doświadczeniem. Moi goście będą się też starali pokazać inne spojrzenie na Bałkany, co mam nadzieję wzbogaci nie tylko mojego bloga, ale również pozwoli Wam zobaczyć ten region Europy z innej perspektywy.
Na pierwszy ogień idzie Szymon z bloga Za miedzą i dalej, którego mogę chyba śmiało określić mianem „bałkanofila”. Nawet Marek nie przeczytał wszystkich moich wpisów, a Szymon, mam wrażenie, że tak 😉 Dziś przed Wami Transalpinae, druga po Trasie Transfogaraskiej najpopularniejsza, górska droga w Rumunii. Ja niestety nie miałam okazji nią jechać, ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się to nadrobić!
TRANSALPINA – NAJ, NAJ I NAJ W RUMUNII…
Transalpina – czyli nazwa – symbol, kojarzy się z Alpami, czyli najwyższymi górami w Europie. Sama trasa leży w Rumunii i również jest swego rodzaju naj:
Trasa jest najwyższa w Rumunii – ok. 2100 m.n.p.m. Jest jedną z najbardziej widokowych i najmniej komercyjnych dróg Europy – jednocześnie łączy najbardziej przemysłowy region Rumunii z regionem o największych wpływach węgierskich… czyli dużo tych „naj” i „naj”. Wyjątkowości Transalpiny sprzyja fakt, że jest ona górską, momentami niebezpieczną (brak barierek) i bardzo krętą drogą. Poprowadzona jest przez najwyższe partie gór, co obdarowuje podróżników pięknymi widokami ;). Czas przejazdu drogi wynosi, w zależności od tempa, mniej więcej 4 godziny; większość gór wokół szosy nie nadaje się do wspinaczki, z powodu słabej dostępności z Transalpiny. Trasa ma ok. 200 km długości, łączy Horezu i Sebes
Komercja transalpińska (ja to tak żartobliwie nazwałem) jest w zasadzie zerowa – „lokalsi” sprzedają m.in. miód przy trasie, ale to element lokalnego folkloru ;).
Po przejechaniu szosy od strony Horezu (4h wystarczą) można udać się np. do Sybina (56 km), Sighisoary (133 km), Alby Iulii (17 km), lub Aradu (214 km). Osobiście wybrałem trasę do Aradu – przez ok. 60 km jedzie się bezpłatną autostradą o świetnym standardzie. Co do samego Aradu – miasto jest piękne, park miejski z fontanną podświetlony wygląda fenomenalnie, miejscowość godna odwiedzenia. Prawdopodobnie będzie to nasza ostatnia destynacja w Rumunii, więc można zanocować w mieście, lub pojechać na Węgry (40 km) i tam znaleźć nocleg – ja znalazłem go na polu kukurydzy 25 km od granicy, na Węgrzech. Więcej zdjęć znajdziecie tutaj 😉
Szymon (Za miedzą i dalej)
Zapisz
8 odpowiedzi
Ciekawa trasa ,koło mnie jest podobna ,cudowne widoki i choć mieszkam 50 km od morza przy dobrej pogodzie widać morze …ach ,dla takich miejsc warto żyć.
Dla takich miejsc warto żyć i warto w nie podróżować 🙂
Dokładnie 🙂
🙂 nie mylisz się – przeczytałem wszystkie wpisy na „Bałkanach Rudej” 🙂
A Twój wpis u mnie pojawi się… jeszcze dzisiaj 🙂
Bałkanofilem (i podróżofilem!)… jestem ;).
No to mój narzeczony ma się czego wstydzić, bo on nawet o samym sobie nie ma motywacji czytać. Eh faceci 😛
Relacja u mnie już jest – jest do przyjęcia? 😛
http://zamiedzaidalej.blogspot.com/2014/10/albania-asfalt-leki-i-gory.html 😉
No trasa jest świetna, a co do Bałkanów, to zapraszam do siebie, niebawem kilka nowych wpisów z Czarnogóry i Słowenii. Może też jakaś wymiana? 🙂
Oj, no to czekam na maila 🙂
A info odnośnie „wymiany artykułów” znajdziesz u mnie (i Rudej):
http://balkanyrudej.wordpress.com/wspolpraca/ – Ruda
http://zamiedzaidalej.blogspot.com/p/wspopraca.html – ja
Kontakt mailem 😀
A co do trasy – dzięki, mam podobne odczucia 😉