Szukaj
Close this search box.

Pozdrowienia z Albanii vol 2

Witajcie ponownie. Tak jak wspominałam na facebooku przebywamy obecnie na farmie Sotire, położonej na 15stym kilometrze między Leskovcem a Erseke. Znajduje się ona na wysokości 1100m n.p.m. Znana jest z hodowli ryb, knajpki przyrządzającej je w wersji bardzo na świeżo (wyławiane są praktycznie przy kliencie).

Jest tu również camping z basenem oraz kilka domków letniskowych. To nasz ostatni noclegowy przystanek w Albanii (ostatni lub przedostatni jeszcze w sumie nie wiemy, czy jutro będziemy w Albanii czy już w Macedonii) i powoli szykujemy się do drogi powrotnej do kraju. Ale zanim o powrocie, parę słów o tym, co działo się u nad od ostatniego wpisu na blogu.

Po pobycie na Caravan Campingu udaliśmy się do Beratu czyli miasta tysiąca okien. Parę godzin błąkaliśmy się po niewielkich uliczkach tego miasta, odwiedziliśmy zamek górujący nad miastem i nawet nie wybiliśmy sobie zębów na stromej, kamiennej i śliskiej drodze wiodącej do niego.

Panorama Beratu z zamku

Berat

Tego samego dnia udaliśmy się do Vlory (zahaczając po drodze o Gomisteri, żeby naprawić kiankową oponę, w którą wbił się gwóźdź). Z Vlory udaliśmy się od razu na nie-naszą i już nie-dziką plażę, do której doprowadzono asfalt, wybudowano dyskotekę oraz zrobiono z tego miejsca straszny śmietnik. Po ciężkiej, dyskotekowej nocy pod namiotem wybraliśmy się do miejsca na plaży, w którym Marek rok temu mi się oświadczył.

Full romantica

albania romantica

Następnego dnia, po ciężkiej dyskotekowej nocy rozważamy pozostanie na plaży, jednak z racji szalonej pogody (czasem słońce, czasem deszcz, non stop wichura) decydujemy się na przeniesienie do Ksamilu. Po drodze zajeżdżamy, a raczej zachodzimy do plaży Gjipe – znajdują się tam jedne z bardziej znanych ścian wspinaczkowych Albanii, których część ulokowana jest tuż nad piękną plażą, a większość z nich rozmieszczona jest na ścianach kanionu rzeki, która latem jest wyschnięta. Tam spotykamy ekipę z Polski – Ankę i Mateusza, z którymi mailowałam przed naszym i ich wyjazdem. Później nasza podróż do Ksamilu zahacza o zamek Himare oraz Porto Palermo. W samym Ksamilu pierwszą noc spędzamy na campingu (choć camping to w sumie za dużo powiedziane). Następnego dnia mamy chill out nadmorski, pływamy na delfinkach, taplamy się w wodzie (głównie Marek) oraz włóczymy się po kurorcie. Wieczór spędzamy już na dzikiej miejscówce noclegowej (cypel) przy winie, desce serów i oliwkach świętując rocznicę zaręczyn. To zacne wydarzenie uświetnia nam zespół Weekend, Łzy oraz parę innych zespołów znanych z polskiej sceny muzycznej, które grane były w lokalnej dyskotece. Polacy stanowią jednak sporą część turystów odwiedzających Ksamil.

Ściany wspinaczkowe przy plaży Gjipe

Gjipe

Chill out w Ksamilu

Ksamil

Kolejnego dnia mamy małą objazdówkę – Syri i Kalter, Phinik oraz Sarande (pełna Polaków). Wieczór znów spędzamy w Ksamilu, w którym straszą mnie myszy i żaby (skąd żaby nad morzem??). Dziś z rana rozpoczęliśmy kierować się w stronę Gjirokastry. Najpierw jednak odwiedzamy Libohove, gdzie znajduje się ponad 500letni platan, którym zachwycał się sam Lord Byron. Później zajeżdżamy do miasta srebrnych dachów czyli Gjirokastrę. Szczerze mówiąc miasto to nas jakoś wybitnie nie zachwyca, w szczególności gdy w twierdzy, chcą od nas wziąć 1000lek (30zł) za możliwość fotografowania (dodajmy, że z twierdzy rozciąga się piękny widok na miasto i góry, a w środku nigdzie nie znajdują się jakieś cenne eksponaty pokroju wiekowych obrazów czy ikon). Później czekała nas dość żmudna trasa do naszej obecnej destynacji, lecz bardzo widokowa i górska.

A co dalej???

Jutro prawdopodobnie przenosimy się do Macedonii, później czeka nas jazda przez Serbię i Węgry (mamy w planach zajrzeć do Budapesztu) no i później droga do Polski. Musimy być w domu 24.08, gdyż wtedy rodzice Marka wybywają na 3 tygodnie na Bałkany, a nam zostaje spory zwierzyniec pod opieką. Czas strasznie szybko płynie. Dopiero co wyruszaliśmy, a tu już trzeba wracać. No ale nic to, przynajmniej po tej podróży krystalizują się pomysły na kolejne, bałkańskie wojaże.

Z albańskim pozdrowieniem,

ruda&Marek

Zapisz

Zobacz również

8 odpowiedzi

    1. Te 1000lek było wywieszone na kasie i bileterka upierała się,że jak foto to musimy pay.Oczywiście robiliśmy zdjęcia bez płacenia bo z całym szacunkiem to lekkie przegięcie.Zrozumiałabym 100lek ale nie 1000lek..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.