Szukaj
Close this search box.

Na plaży Palasë, czyli jak zmieniła się Nasza Dzika Plaża oraz wizyta w Gjilekë i Dhërmi

Myślę, że możemy o nas śmiało napisać, że jesteśmy sentymentalni. Lubimy wracać do miejsc, z którymi wiążemy konkretne wspomnienia, emocje czy uczucia. Niewątpliwie w naszej wspólnej historii, zarówno tej podróżniczej, jak i tej jako pary, plaża Palasë odgrywa ogromną rolę. To ona sprawiła, że zakochaliśmy się w Albanii po uszy. To na niej się zaręczyliśmy. Podczas naszego sierpniowego pobytu postanowiliśmy ją ponownie odwiedzić, by sprawdzić, co w ostatnim czasie się na niej zmieniło.

Najpierw Llogara, póżniej plaża Palasë

Po opuszczeniu Orikum skierowaliśmy się na przełęcz Llogara. Towarzyszą nam szare, wyglądające na burzowe chmury, co nie do końca nastraja nas optymistycznie. Na szczęście nie pada, a droga na przełęcz przebiega sprawnie. Choć jechaliśmy tędy nie raz, to dopiero teraz postanowiliśmy się zatrzymać obok Pisha flamur, czyli sosny, której korona układa się w kształt dwugłowego orła z albańskiej flagi. Trochę czasu nam zajęło odnalezienie tego podobieństwa. Po krótkiej przerwie dojeżdżamy bezpośrednio przełęcz. Zatrzymujemy się nieco poniżej restauracji Panorama. Marek ponownie wypuszcza drona. Niestety widoczność jest dość słaba – szare chmury, brak słońca i ogólnie burzowa atmosfera. Mimo wszystko na trasie jest tłoczno, a najbardziej okupowanym miejscem jest nowo powstały punkt widokowy, z którego startują również paralotnie, stanowiące ogromną atrakcję Llogary. My jednak jedziemy nieco niżej i przy zrujnowanym budynku, który stoi nieco powyżej ogromnego bunkra, robimy mały postój. Siadamy tam i jemy drugi śniadanie. Spoglądamy z góry na Naszą Dzikę Plażę i toczącą się na niej budowę ośrodka wypoczynkowego Green Coast Resort. Z naszej perspektywy plaża wygląda na dość pustą, co mocno nas dziwi, gdyż w poprzednich latach zawsze było na niej tłoczno. Co więcej, nie możemy dostrzec, czy znajduje się na niej ogromna dyskoteka, która w 2014 roku „umiliła” nam nocleg. Nie pozostaje nam nic innego, jak zjechać na plażę i przekonać się, jakie zmiany na niej zaszły.

Llogara

Llogara

Znów prawie jak dzika

Zjeżdżamy na Naszą Dziką Plażę, do której od 2014 prowadzi asfaltowa droga. Oprócz nas kręci się w tej okolicy raptem kilka osób. Budowa Green Coast Resort trwa w najlepsze, jedziemy więc w stronę północnej części plaży, gdzie znajduje się restauracja Dhraleo. Stawiamy auto na płatnym parkingu (200 leków za całą dobę), który przylega do knajpki oraz leżaków i parasoli. Za nie płacić nie trzeba. Zamawiamy piwko i po prostu się relaksujemy. O pływaniu trochę nie ma mowy, bo fale są bardzo wysokie, a woda mocno orzeźwiająca. Co jakiś czas znad Llogary dochodzi do nas dudnienie burzy, a nawet przez chwilę kropi deszcz. Generalnie sporo się na plaży Palasë zmieniło. Zniknęła wielka dyskoteka, która w 2014 roku doprowadziła nas do załamania nerwowego. Owszem, na plaży jest inna dyskoteka, ale generalnie nie była czynna podczas naszego pobytu. Na Palasë funkcjonuje kilka niewielkich barków, ale prawdopodobnie z powodu trwającej budowy kompleksu wypoczynkowego, wielu turystów to miejsce omija. A prawda jest taka, że siedząc na północnym krańcu plaży w ogóle nie słychać maszyn budowlanych, ani ich tym bardziej nie widać. Oczywiście Palasë nie jest tak samo dzika, jak w 2012 roku, gdy prowadziła do niej wyboista, kamienista droga i nie było na niej żadnej knajpki. Niemniej ponownie nas zachwyciła, czego nie mogliśmy powiedzieć po pobycie w 2014 roku.

Nasza Dzika Plaża

Palase

Nasza Dzika Plaża

Palase

Romantyczny, sentymentalny spacer do Gjilekë i burzowa noc

Będąc na plaży Palasë nie mogliśmy nie udać się na nasz standardowy spacer do Gjilekë. Niewątpliwie teraz był to również spacer sentymentalny, gdyż nieopodal przewróconego do góry dnem bunkra, znajdującego się mniej więcej w połowie drogi między jednym miejscem a drugim, 3 lata temu Marek mi się oświadczył. Chcieliśmy również zobaczyć nasze ulubione skalne okno oraz znajdujące się nieopodal niego niewielkie plaże ukryte wśród sporych skał. Początkowo idziemy wzdłuż plaży, mijamy „nasz bunkier” oraz miejsce, do którego można bez problemu dojechać terenówką i rozbić obozowisko z dala od ludzi. Z opcji tej korzystają dwie ekipy, które machają nam na powitanie, gdy ich mijamy. Następnie zaczynamy przedzierać się przez skały, które w ostatnich latach dość mocno się zawaliły, w efekcie zamiast labiryntu, przez który trzeba się było przeciskać, czekała nas momentami dość ambitna wspinaczka. Niestety nie mieliśmy odpowiedniego obuwia i wędrówka w japonkach dostarczyła nam nieco emocji. Po przejściu przez skalne okno znajdujemy się w tętniącym życiem Gjilekë. Kręci się tu dużo młodych ludzi, a gdy zaczyna zmierzchać ogromna dyskoteka zaczyna umilać czas donośnym dudnieniem. Po krótkim spacerze wzdłuż plaży rozpoczynamy powrót do Palasë. Wybieramy nieco okrężną drogę, by nie musieć znów wspinać się po skałkach. Przy okazji pogoda zaczyna się coraz szybciej zmieniać. Wieje porywisty wiatr, a od południa nadciągają burzowe chmury, błyska się i grzmi. Po dotarciu na Naszą Dziką Plażę, rozbijamy namiot i okopujemy go kamieniami, gdyż podmuchy wiatru są naprawdę silne. W nocy przychodzi burza, na szczęście niezbyt intensywna i dość krótka.

Palase

Palase

Gjileke

Gjileke

Gjileke

Gjileke

Gjileke

„To jest Wasz piąty raz w Albanii?”

Poranek na plaży Palasë jest pogodny i słoneczny. Oprócz nas obozowała tu jedynie ekipa pracująca w jednym z barków oraz kilka osób w camperach, zaparkowanych przy parkingu na końcu asfaltowej drogi. Po zwinięciu namiotu idziemy jeszcze na pożegnalny spacer. Zaglądamy m.in. do niewielkiego kościółka, który znajduje się nieco powyżej restauracji Dhraleo. Spoglądamy z góry na plażę i niesamowicie niebieską toń morskiej wody. Choć Palasë zmieniła się dość mocno i zmieniać się jeszcze będzie, to podczas tego wyjazdu nasz sentyment do niej znów wzrósł.

Palase

Palase

Ale póki co żegnamy się z nią i jedziemy do Dhërmi. O ile w samej miejscowości byliśmy już parę razy, o tyle na plażę nigdy nie zjeżdżaliśmy. Tym razem postanowiliśmy się na nią udać. Parkujemy przy samej plaży, nieopodal restauracji Pastarella. Gotujemy sobie śniadanie i obserwujemy sporej wielkości obozowisko rozstawione przez albańską rodzinę. Oprócz dużego namiotu mają też swoje skutery, które zaparkowane są nieopodal nas. Po zjedzonym posiłku Marek wypuszcza drona. W przeciągu sekundy pojawiają się obok nas dzieciaki, które zainteresowane są dronem. Z racji tego, że my nie mówimy po albańsku, a dzieci po polsku/angielsku pozostaje im tylko obserwowanie tego, co robi Marek i dron. Po tym, jak kończy filmować okolicę, idziemy na spacer ku południowemu krańcowi plaży. Tam, wśród skał, ja chwilę relaksuję się w promieniach słońca, a Marek pluska się w morzu.

Dhermi

Dhermi

Dhermi

Dhermi

Widokowe Dhërmi

Każdy kto jedzie szosą SH8 łączącą Vlorę z Sarandą przejeżdża przez nieco starszą część Dhërmi. Jednak mało kto udaje się w górę miasteczka, do niewielkiego kościółka Shen Marise. Od głównej szosy kierują do niego znaki, choć najczęściej pewnie nikt nie zwraca na nie uwagi. Wąska droga stromo pnie się ku górze i doprowadza do małego parkingu znajdującego się nieco poniżej świątyni. Dalej należy wspiąć się po schodach, które doprowadzają do terenu kościoła. W obrębach murów znajduje się mały cmentarz oraz sama świątynia. Kiedy tam jesteśmy nie można wejść do środka, gdyż drzwi są po prostu zamknięte. Jednak nie jesteśmy zasmuceni tym faktem, bo widoki rozciągające się z okolic kościoła są po prostu genialne. Możemy podziwiać przełęcz Llogarę, plażę Dhërmi czy okolice Gjilekë. Aż dziw bierze, że dotarliśmy tu dopiero teraz, a w końcu znani jesteśmy z wyszukiwania punktów widokowych.

Shen Marise

Shen Marise

Dhermi

Gjileke

Shen Marise

Co zmieniło się na tym odcinku Albańskiej Riwiery?

Generalnie całkiem sporo. Przede wszystkim na zjeździe z Llogary powstał nowy punkt widokowy, skąd startują paralotniarze. Niestety w sezonie nie udało nam się tam zatrzymać, bo był tak obstawiony samochodami, że tworzyły się lekkie zatory i woleliśmy zjechać niżej do zrujnowanego budynku, skąd również są ładne widoki. Jeśli chodzi o Naszą Dziką Plażę, to przede wszystkim rozpoczęła się budowa Green Coast Resort. Krajobraz nieco się tu zmieni, gdyż stok schodzący do plaży został wyprofilowany i przygotowany pod budowę domów. Ciężarówki przemieszczają się tylko po fragmencie plaży. Po minięciu budowy dociera się na północny kraniec plaży, gdzie jest już cisza i spokój. Tam też, oprócz wspomnianej we wpisie restauracji Dhraleo, znaleźć można prysznice ze słodką wodą oraz toaletę. A tego wcześniej na tej plaży nie było. Jeśli chodzi o Gjilekë to mamy wrażenie, że przybyło w nim turystów względem lat poprzednich. I to głównie turystów młodych, nastawionych na imprezowanie. Nie powinno to dziwić, skoro w miasteczku noce umila dudniąca dyskoteka. W Dhërmi spodziewaliśmy się większych tłumów, a tak naprawdę było tam dość kameralnie. Zapewne dzięki temu, że plaża jest tam naprawdę duża, a ludzie mają szansę się rozejść w różne strony i nie wchodzić sobie w drogę.

Llogara, Palasë i Dhërmi z drona

Musimy przyznać, że nie mogliśmy się doczekać, aż na Albańską Riwierę pojedziemy z dronem. Przez ostatni rok oglądaliśmy mnóstwo filmów, które zostały nakręcone w okolicach Naszej Dzikiej Plaży lub Dhërmi. Wiedzieliśmy, że z tej części albańskiego wybrzeża, po prostu nie da się przywieźć złego materiału. Mamy nadzieję, że i Wam spodobają się ujęcia, jakie uchwyciliśmy za pomocą drona. Myślę, że zachęcą Was do udania się do Albanii i zobaczenia tych miejsc na żywo.

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zobacz również

3 odpowiedzi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.