Szukaj
Close this search box.

Bałkany 2013. Część 7 – do Albanii!

17 sierpień 2013

Pomimo złowrogich prognoz dotyczących burz, poranek jest całkiem pogodny. W nocy na camping przybywa grupa czterech Polek, które słyszę, gdy rozbijają swoje obozowisko koło północy. My po wydostaniu się z namiotu zaczynamy pakowanie, Marek idzie jeszcze popływać, a później udajemy się na burki.

Tuż przed opuszczeniem campingu kupujemy w lokalnym sklepiku zapas winnych baniaczków. Później możemy już spokojnie wyruszyć w góry Galicica. Niestety widoków znów brak – wszystko jest strasznie przyćmione i z przełęczy ledwo co widać Jezioro Ohrydzkie.

Początek szlaku G6

GalicicaPorzucamy Kiankę na przełęczy i szlakiem G6 wyruszamy w stronę szczytu Magaro. Niestety mnie dopada wyjątkowo wredna migrena, więc po dotarciu do miejsca, w którym szlak się rozchodzi by stworzyć w paśmie górskim pętlę, ja stwierdzam, że zostaję. Marek idzie jeszcze nieco wyżej, by cyknąć kilka zdjęć.

Widoki z Galicicy

GalicicaPięknie opisane szlaki to standard w Galicicy

GalicicaSchodzimy do Kianki, a ja dalej walczę z gigantycznym bólem głowy. Wyruszamy do naszej ukochanej już Albanii. Po drodze mamy nawet zamiar zajechać do św. Nauma, ale kiedy okazuje się, że należy zapłacić za parking, rezygnujemy z tego pomysłu. Na granicy wszystko przebiega całkiem sprawnie, a Macedończycy nawet nie sprawdzają, czy byliśmy jakoś zameldowani w ich ojczyźnie. Albańczycy w ekspresowym tempie przeglądają nasze paszporty i po chwili jesteśmy już w kraju dwugłowego, czarnego orła.

Piękna, albańska flaga

albańska flagaJedziemy znaną nam już dobrze drogą wzdłuż Jeziora Ohrydzkiego, która od zeszłego roku praktycznie w ogóle się nie zmieniła – jest tak samo dziurawa i nadal występują tam chwilowe braki asfaltu. Jeśli dodać do tego, że trwa tam cały czas remont i panuje ogólne zamieszanie, to podróż jest w stanie dostarczyć sporej ilości drogowych wrażeń.

Fast food po albańskiej stronie Jeziora Ohrydzkiego 😉

albaniaZaczynamy oddalać się od jeziora, by udać się w stronę Elbasanu. Droga ta od zeszłego roku nic się nie zmieniła – ani nie pogorszyła, ani nie polepszyła. Tuż za samym Elbasanem dopada nas gigantyczna burza – pioruny walą gdzieś w naszym pobliżu, a huk grzmotów niesie się złowrogo wśród wzgórz. Kiankę zalewają ściany wody, a wycieraczki ledwo nadążają z oczyszczaniem szyby. Po 20km docieramy do autostrady biegnącej wzdłuż wybrzeża, gdzie podróż mija nam całkiem sprawnie. Jeśli jeszcze się nie domyślacie, gdzie podążamy, to napiszę tylko trzy słowa: „nasza dzika plaża”.

We Vlorze bezbłędnie trafiamy na Rruga Kosova, gdzie w naszej ulubionej piekarni kupujemy zapas pieczywa oraz burków, a w sklepiku po drugiej stronie ulicy robimy zakupy spożywcze (zapas składników na szopską sałatę, worek winogron oraz napoje). We Vlorze panuje całkiem spory ruch, gdyż trafiamy na godzinę powrotu Albańczyków z plaży. Na drodze wiodącej z tego portowego miasta do Orikum trafiamy na gigantyczny korek, na szczęście w przeciwną stronę niż ta, w którą zmierzamy. Dalej wjeżdżamy na górską trasę na przełęcz Llogarase. Kiedy na nią docieramy okazuje się, że panuje tam dość rześka temperatura, a przez samą przełęcz przetaczają się chmury. Z góry przyglądamy się naszej plaży i dopatrujemy się tam kilku samochodów i camperów.

Zjeżdżamy widokowymi serpentynami ciesząc się, że po roku udało nam się znów tu dotrzeć. Niestety jednak standard szutrowej drogi na plażę znacznie się pogorszył. Gdy jedziemy w dół, natrafiamy na dość intrygującą scenę. Kilka osób stoi z boku drogi, a dwa auta usiłują podjechać pod stromy odcinek drogi. Ostatecznie udaje im się ta sztuka, a my bez przeszkód możemy ich wyminąć i zjechać na sam dół. A tam… no cóż, nasza dzika plaża okazała się nie być już tak dziką. Wszędzie stały jeepy, campery, auta różnej maści i rozmiarów, namioty itd. Na plaży powstały również dwie, dość prowizoryczne, jednak działające knajpki. Są też ekipy z Polski. Obok jednej z nich rozbijamy nasze obozowisko. Niestety ponieważ mnie nadal boli głowa, dość wcześnie kładę się spać. Plażą nacieszę się jutro!

Chmura na Przełęczy Llogarase

przełęcz Llogaraseprzełęcz llogarase[googlemaps https://www.google.com/maps/embed?pb=!1m45!1m12!1m3!1d1545305.682174258!2d20.130688200000012!3d40.84607795521758!2m3!1f0!2f0!3f0!3m2!1i1024!2i768!4f13.1!4m30!1i0!3e0!4m5!1s0x1350c4043865ac39%3A0x45a6d2acd2f3baa!2sE%C5%82szani%2C+Macedonia+(BJRM)!3m2!1d41.0269159!2d20.8158039!4m5!1s0x1350942d2e4f34ad%3A0xe81dc7f7ce42bb29!2sPogradec%2C+Albania!3m2!1d40.9!2d20.65!4m5!1s0x135043008278d315%3A0x4243327c8f696e0a!2sOkr%C4%99g+Elbasan%2C+Albania!3m2!1d41.11023!2d20.086655399999998!4m5!1s0x134533f1e8cc1895%3A0xd31099af13e0e86!2sWlora%2C+Albania!3m2!1d40.449999999999996!2d19.483333299999998!4m3!3m2!1d40.1681832!2d19.586458399999998!5e0!3m2!1spl!2spl!4v1402821368647&w=600&h=450]

Zobacz również

8 odpowiedzi

    1. Problem w tym, że w Albanii nie ma ani jednego McDonalda czy KFC, są ewentualnie podróbki fastfoodów, np. Samway zamiast Subway. Ale Tirana jest jedyną stolicą europejską, w której nie znajdziesz Mc Donalda 😉

      1. Nie! nie! nie! To już naprawdę musi być dziki kraj skoro nie ma tam podstawowego symbolu konsumpcjonizmu i globalizacji w jednym 🙂 Prawdę powiedziawszy dla mnie Mc Donald’s albo KFC to taki swoisty wyznacznik cen w danym kraju. Wiadomo, że cennik w takim fast foodzie musi być dostosowany do warunków ekonomicznych panujących w danym kraju, a dzięki temu można dokonać łatwego porównania z Polską.
        A co do podróbek to myślałam, że przodownikiem na tym polu zawsze były i będą Chiny. Ale widać konkurencja nie śpi 🙂 Kto wie, może Albania wyrasta na kolejną potęgę gospodarczą 🙂

        1. Tu raczej chodzi o to, że od 1978r. Albania była odizolowana od reszty Europy, dzięki dyktaturze Enwera Hodży. Wtedy to powstało ponad 700tys.bunkrów. Hodża obawiał się wszystkiego, co nie pochodzi z jego kraju, co może być imperialistyczne czyt. groźne dla społeczeństwa, a za takie można uznać zachodnie marki. W 1985r. jego dyktatura się skończyła, ale Albania jeszcze długo odczuwała jej skutki, jak choćby spore problemy gospodarcze i zacofanie względem innych europejskich krajów. Teraz się to zmienia, w Albanii znajdziemy sporo tych samych sklepów co i w Polsce, ale nadal jest tego mało i tylko w niektórych rejonach kraju. Ma to swój klimat, bo człowiek nie jest z każdej strony zasypywany tym samym co i w rodzimym kraju i może od tego odpocząć. A co do Chin i Albanii to te dwa kraje za czasów Hodży współpracowały ze sobą.

  1. Galicica wygląda interesująco… Oprócz tego są jeszcze góry Pelister między Resenem a Bitolą, ale ogólnie bałkańskie góry (w odróżnieniu od Tatr) mają to coś w sobie 🙂
    Dość podobna do niektórych rumuńskich szczytów (mniejsza wersja) jest Babia Góra 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.