Pomimo złowrogich prognoz dotyczących burz, poranek jest całkiem pogodny. W nocy na camping przybywa grupa czterech Polek, które słyszę, gdy rozbijają swoje obozowisko koło północy. My po wydostaniu się z namiotu zaczynamy pakowanie, Marek idzie jeszcze popływać, a później udajemy się na burki.
Tuż przed opuszczeniem campingu kupujemy w lokalnym sklepiku zapas winnych baniaczków. Później możemy już spokojnie wyruszyć w góry Galicica. Niestety widoków znów brak – wszystko jest strasznie przyćmione i z przełęczy ledwo co widać Jezioro Ohrydzkie.
Początek szlaku G6
Porzucamy Kiankę na przełęczy i szlakiem G6 wyruszamy w stronę szczytu Magaro. Niestety mnie dopada wyjątkowo wredna migrena, więc po dotarciu do miejsca, w którym szlak się rozchodzi by stworzyć w paśmie górskim pętlę, ja stwierdzam, że zostaję. Marek idzie jeszcze nieco wyżej, by cyknąć kilka zdjęć.
Widoki z Galicicy
Pięknie opisane szlaki to standard w Galicicy
Schodzimy do Kianki, a ja dalej walczę z gigantycznym bólem głowy. Wyruszamy do naszej ukochanej już Albanii. Po drodze mamy nawet zamiar zajechać do św. Nauma, ale kiedy okazuje się, że należy zapłacić za parking, rezygnujemy z tego pomysłu. Na granicy wszystko przebiega całkiem sprawnie, a Macedończycy nawet nie sprawdzają, czy byliśmy jakoś zameldowani w ich ojczyźnie. Albańczycy w ekspresowym tempie przeglądają nasze paszporty i po chwili jesteśmy już w kraju dwugłowego, czarnego orła.
Piękna, albańska flaga
Jedziemy znaną nam już dobrze drogą wzdłuż Jeziora Ohrydzkiego, która od zeszłego roku praktycznie w ogóle się nie zmieniła – jest tak samo dziurawa i nadal występują tam chwilowe braki asfaltu. Jeśli dodać do tego, że trwa tam cały czas remont i panuje ogólne zamieszanie, to podróż jest w stanie dostarczyć sporej ilości drogowych wrażeń.
Fast food po albańskiej stronie Jeziora Ohrydzkiego 😉
Zaczynamy oddalać się od jeziora, by udać się w stronę Elbasanu. Droga ta od zeszłego roku nic się nie zmieniła – ani nie pogorszyła, ani nie polepszyła. Tuż za samym Elbasanem dopada nas gigantyczna burza – pioruny walą gdzieś w naszym pobliżu, a huk grzmotów niesie się złowrogo wśród wzgórz. Kiankę zalewają ściany wody, a wycieraczki ledwo nadążają z oczyszczaniem szyby. Po 20km docieramy do autostrady biegnącej wzdłuż wybrzeża, gdzie podróż mija nam całkiem sprawnie. Jeśli jeszcze się nie domyślacie, gdzie podążamy, to napiszę tylko trzy słowa: „nasza dzika plaża”.
We Vlorze bezbłędnie trafiamy na Rruga Kosova, gdzie w naszej ulubionej piekarni kupujemy zapas pieczywa oraz burków, a w sklepiku po drugiej stronie ulicy robimy zakupy spożywcze (zapas składników na szopską sałatę, worek winogron oraz napoje). We Vlorze panuje całkiem spory ruch, gdyż trafiamy na godzinę powrotu Albańczyków z plaży. Na drodze wiodącej z tego portowego miasta do Orikum trafiamy na gigantyczny korek, na szczęście w przeciwną stronę niż ta, w którą zmierzamy. Dalej wjeżdżamy na górską trasę na przełęcz Llogarase. Kiedy na nią docieramy okazuje się, że panuje tam dość rześka temperatura, a przez samą przełęcz przetaczają się chmury. Z góry przyglądamy się naszej plaży i dopatrujemy się tam kilku samochodów i camperów.
Zjeżdżamy widokowymi serpentynami ciesząc się, że po roku udało nam się znów tu dotrzeć. Niestety jednak standard szutrowej drogi na plażę znacznie się pogorszył. Gdy jedziemy w dół, natrafiamy na dość intrygującą scenę. Kilka osób stoi z boku drogi, a dwa auta usiłują podjechać pod stromy odcinek drogi. Ostatecznie udaje im się ta sztuka, a my bez przeszkód możemy ich wyminąć i zjechać na sam dół. A tam… no cóż, nasza dzika plaża okazała się nie być już tak dziką. Wszędzie stały jeepy, campery, auta różnej maści i rozmiarów, namioty itd. Na plaży powstały również dwie, dość prowizoryczne, jednak działające knajpki. Są też ekipy z Polski. Obok jednej z nich rozbijamy nasze obozowisko. Niestety ponieważ mnie nadal boli głowa, dość wcześnie kładę się spać. Plażą nacieszę się jutro!
Problem w tym, że w Albanii nie ma ani jednego McDonalda czy KFC, są ewentualnie podróbki fastfoodów, np. Samway zamiast Subway. Ale Tirana jest jedyną stolicą europejską, w której nie znajdziesz Mc Donalda 😉
Nie! nie! nie! To już naprawdę musi być dziki kraj skoro nie ma tam podstawowego symbolu konsumpcjonizmu i globalizacji w jednym 🙂 Prawdę powiedziawszy dla mnie Mc Donald’s albo KFC to taki swoisty wyznacznik cen w danym kraju. Wiadomo, że cennik w takim fast foodzie musi być dostosowany do warunków ekonomicznych panujących w danym kraju, a dzięki temu można dokonać łatwego porównania z Polską.
A co do podróbek to myślałam, że przodownikiem na tym polu zawsze były i będą Chiny. Ale widać konkurencja nie śpi 🙂 Kto wie, może Albania wyrasta na kolejną potęgę gospodarczą 🙂
Tu raczej chodzi o to, że od 1978r. Albania była odizolowana od reszty Europy, dzięki dyktaturze Enwera Hodży. Wtedy to powstało ponad 700tys.bunkrów. Hodża obawiał się wszystkiego, co nie pochodzi z jego kraju, co może być imperialistyczne czyt. groźne dla społeczeństwa, a za takie można uznać zachodnie marki. W 1985r. jego dyktatura się skończyła, ale Albania jeszcze długo odczuwała jej skutki, jak choćby spore problemy gospodarcze i zacofanie względem innych europejskich krajów. Teraz się to zmienia, w Albanii znajdziemy sporo tych samych sklepów co i w Polsce, ale nadal jest tego mało i tylko w niektórych rejonach kraju. Ma to swój klimat, bo człowiek nie jest z każdej strony zasypywany tym samym co i w rodzimym kraju i może od tego odpocząć. A co do Chin i Albanii to te dwa kraje za czasów Hodży współpracowały ze sobą.
Galicica wygląda interesująco… Oprócz tego są jeszcze góry Pelister między Resenem a Bitolą, ale ogólnie bałkańskie góry (w odróżnieniu od Tatr) mają to coś w sobie 🙂
Dość podobna do niektórych rumuńskich szczytów (mniejsza wersja) jest Babia Góra 🙂
Informujemy, iż w celu realizacji usług dostępnych w naszym serwisie internetowym, optymalizacji jego treści, dostosowania serwisu do Państwa indywidualnych potrzeb oraz personalizacji wyświetlanych reklam w ramach zewnętrznych sieci remarketingowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Szanujemy Twoją prywatność, dlatego umożliwiamy Ci wybór Twoich preferencji odnośnie cookies. Skorzystaj z przycisku „Akceptuję wszystkie” aby włączyć wszystkie rodzaje plików cookies lub „Ustawienia”, aby dokonać wyboru i udzielić zgód jedynie na wybrane kategorie plików cookies. Możesz cofnąć lub zmienić zgody w dowolnym momencie. Wystarczy, że wybierzesz „Ustawienia plików cookies” w stopce każdej z naszych podstron. Więcej informacji znajdziesz w naszej polityce prywatności.
Pliki cookies, które są skategoryzowane jako niezbędne, są zapisywane na Twoim urządzeniu, ponieważ potrzebne do bezpiecznego działania naszego serwisu i jego podstawowych funkcji. Są one zawsze aktywne i nie możesz z nich zrezygnować.
Używamy również plików cookies, które pomagają nam analizować i zrozumieć sposób, w jaki korzystasz z tej witryny. Te pliki cookies są zapisywane w przeglądarce tylko za Twoją zgodą i poniżej możesz zdecydować czy my lub nasi partnerzy możemy z nich korzystać.
Te pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie poprawnego i bezpiecznego korzystania z naszej witryny i jej podstawowych funkcji. Pozwalają nam m. in. na zapamiętanie Twoich preferencji odnośnie stosowania pozostałych rodzajów plików cookies.
Analityczne pliki cookie są wykorzystywane do zrozumienia, w jaki sposób Ty i inni odwiedzający wchodzą w interakcję z naszą witryną. Pomagają dostarczyć informacji na temat liczby odwiedzających, współczynnika odrzuceń, źródła ruchu, itp.
Marketingowe pliki cookie są wykorzystywane do zbierania informacji o Twojej aktywności w naszej witrynie co pozwala nam na dopasowanie reklam do Twoich potrzeb i zainteresowań.
8 Responses
Widać, że lokalne fast foody nie wytrzymały konkurencji Mc Donald’s i KFC 🙂
Problem w tym, że w Albanii nie ma ani jednego McDonalda czy KFC, są ewentualnie podróbki fastfoodów, np. Samway zamiast Subway. Ale Tirana jest jedyną stolicą europejską, w której nie znajdziesz Mc Donalda 😉
Nie! nie! nie! To już naprawdę musi być dziki kraj skoro nie ma tam podstawowego symbolu konsumpcjonizmu i globalizacji w jednym 🙂 Prawdę powiedziawszy dla mnie Mc Donald’s albo KFC to taki swoisty wyznacznik cen w danym kraju. Wiadomo, że cennik w takim fast foodzie musi być dostosowany do warunków ekonomicznych panujących w danym kraju, a dzięki temu można dokonać łatwego porównania z Polską.
A co do podróbek to myślałam, że przodownikiem na tym polu zawsze były i będą Chiny. Ale widać konkurencja nie śpi 🙂 Kto wie, może Albania wyrasta na kolejną potęgę gospodarczą 🙂
Tu raczej chodzi o to, że od 1978r. Albania była odizolowana od reszty Europy, dzięki dyktaturze Enwera Hodży. Wtedy to powstało ponad 700tys.bunkrów. Hodża obawiał się wszystkiego, co nie pochodzi z jego kraju, co może być imperialistyczne czyt. groźne dla społeczeństwa, a za takie można uznać zachodnie marki. W 1985r. jego dyktatura się skończyła, ale Albania jeszcze długo odczuwała jej skutki, jak choćby spore problemy gospodarcze i zacofanie względem innych europejskich krajów. Teraz się to zmienia, w Albanii znajdziemy sporo tych samych sklepów co i w Polsce, ale nadal jest tego mało i tylko w niektórych rejonach kraju. Ma to swój klimat, bo człowiek nie jest z każdej strony zasypywany tym samym co i w rodzimym kraju i może od tego odpocząć. A co do Chin i Albanii to te dwa kraje za czasów Hodży współpracowały ze sobą.
Ta plaża to pierwszy zjazd szutrówką w prawo za Logarą, prawda?
Tak dokładnie
mnie też migreny popsuły niejeden dzień 🙁
Ale teraz (gdy są za często) wypowiadam im walkę… zaczynam leczyć.
Galicica wygląda interesująco… Oprócz tego są jeszcze góry Pelister między Resenem a Bitolą, ale ogólnie bałkańskie góry (w odróżnieniu od Tatr) mają to coś w sobie 🙂
Dość podobna do niektórych rumuńskich szczytów (mniejsza wersja) jest Babia Góra 🙂