Szukaj
Close this search box.

Bałkany 2010. Część 8 – na szczycie Bałkanów

10.09.10 Godzin 6 rano – pobudka. Budzi nas przewodnik Francuzów, gdyż okazało się, że o 7 gospodarz musi zejść do cywilizacji i zamyka schronisko. Po szybkim śniadaniu i dopakowaniu rzeczy, zaglądamy do namiotu Bułgarek i odkupujemy od nich bilety na kolejkę z Jarząbca do Borowca. One wjechały nią na górę, ale zmieniły swoje trekkingowi plany i nie wracają tą samą drogą. Dzięki temu one nie straciły kasy, a my mamy bilet w kieszeni.

Po 7 wyruszamy na szlak. Plan był taki, aby szutrem dojść na przełęcz, z której wczoraj zgoniła nas burza. Okazało się jednak, że droga jaką obraliśmy, to czerwony szlak, który również wiedzie na Musałę, tyle że nieco na około. Ten przypadkowy wybór był jednak jak najbardziej trafiony. Osiem kilometrów trawersowania stromych zboczy, które gdyby nie burza musielibyśmy wczoraj zdobyć. Pogoda rano jest taka sobie – zimno, wieje i idziemy w dość gęstej chmurze. Dopiero gdy kończymy trawers, odsłaniają się widoki. Na przełęczy opuszczamy nasz czerwony szlak i za zielonymi znaczkami skręcamy w lewo ku Musale. Strasznie wieje, ale słońce przyświeca i widoki  są naprawdę zacne. Docieramy wreszcie do połączenia szlaku zielonego i czerwonego graniowego, który doprowadzi nas na najwyższy, bałkański szczyt. Na początku idzie się całkiem dobrze, gdyż trawersujemy szczyty mające po ok. 2700m n.p.m. Najgorsze podejście czeka nas na Musałę, którego widok towarzyszył nam już od jakiegoś czasu. Droga na szczyt wydaje się niepozorna. Tomek maszeruje dziarsko pod górę, a ja mam ochotę wyjść z siebie, stanąć obok i zacząć stepować na kamieniach. Idzie mi się gorzej niż źle, a droga wydaje się nie mieć końca. Praktycznie czołgając się, zdobywam Musałę.

A na szczycie kogo spotykamy? Oczywiście naszą już dobrze znaną ekipę z Krakowa, z którą zresztą umawialiśmy się na Musale na wczoraj. Okazało się, że ani oni, ani my tam nie dotarliśmy właśnie z powodu szalejących burz. Generalnie w pewnym momencie to nie widoki stały się najważniejsze, lecz rudy kot, z którym każdy chciał się obfotografować. (Zdjęcia rudego kota znajdziecie we wpisie Bałkany=Koty.) Gdy w końcu dorwałam kota, ekipa krakowska uznała, że trzeba koniecznie uwiecznić dwa rudzielce na Musale.

Schodzimy z Musały ku Lendeto Ezero. Trasa to istna „ceprostrada”. Droga do Jarząbca do zbyt górskich również nie należy.

Zjeżdżamy kolejką do Borowca. Trwa to ok. 20min. My nie ogarniamy, że nie musimy przesiadać się z naszej gondoli na pośredniej stacji. Wywołujemy tym faktem lekkie zamieszanie, ale udaje nam się  z powrotem wskoczyć do naszego wagonika.

Borowiec to niewielka miejscowość nastawiona głównie na sezon zimowy, gdyż jest tam sporo wyciągów i tras narciarskich (najwięcej rejonie Jarząbca i Musały). W jednej z lokalnych knajpek konsumujemy obiad. Przy okazji widzimy, jak nasi krakowscy znajomi pakują się do autokaru. Co ciekawe, byli święcie przekonani, że my do poszczególnych miejsc docieramy na stopa lub za pomocą komunikacji. Dość mocno się zdziwili, gdy ich uświadomiliśmy, że od paru dni idziemy przez góry.

O 17:30 mamy autobus z Borowca do Samokova, skąd jeżdżą autobusy do Sofii. W Samokovie dowiadujemy się, że od 6 rano co pół godziny odjeżdżają autobusy do stolicy Bułgarii. Zadowoleni ze zdobytej informacji, ruszamy na poszukiwanie noclegu. Pierwszy hotel, do jakiego trafiamy, okazuje się być zbyt drogi – 30levów od osoby. Tomek postanawia zapytać się taksówkarzy, czy znają jakiś tani nocleg. Jeden z nich opisuje nam drogę do jednego z nich. Gdy tam zmierzamy, spotykamy dwóch gości z krakowskiej ekipy. Na nasz widok bardzo się cieszą. Okazuje się, że mają nocleg w Samokovie, w hotelu Zodiak. Stwierdzają, że musimy koniecznie iść z nimi, że na pewno znajdzie się dla nas miejsce. W hotelu, od sympatycznej włascicielki otrzymujemy za 20levów pokój  w sali fitness, gdzie mamy do dyspozycji dwie łazienki, sprzęt do ćwiczeń oraz solarium (akurat ten element najmniej nas interesuje). Kiedy szliśmy po schodach do naszego pokoju, wpadliśmy na pana przewodnika. Jego reakcja była bezbłędna:

„Jezus Maria! Znowu wy! Niedługo będę się bał, ze otworzę kibel i mi z niego wyskoczycie.”

Reszta krakowskiej ekipy również przecierała oczy ze zdziwienia. Ogólnie atmosfera była bardzo sympatyczna i wesoła. Po wspólnej kolacji nadszedł czas na imprezę. Niestety na nią nie dotarliśmy, gdyż zapadliśmy w sen szybciej, niż się tego spodziewaliśmy.

W tym miejscu serdecznie pozdrawiam Krakowski Klub Turystyki Górskiej PTTK!

I tak skończył się górski etap wyprawy przez Bułgarię. Od jutra – kierunek Czarnogóra!

Poranne chmury na szlaku

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

Tomasza odpoczynek

Tomasza odpoczynelMusała coraz bliżej

SONY DSC

SONY DSC

Rislka grań

Na najwyższym szczycie Bałkanów

SONY DSC

Musala peak

Na szczycie Musały

Kopczyk na Musale

Obserwatorium Meteo na Musale

Lendeto Ezero

W drodze do kolejki

Musalenski Ezera

Pożegnanie z Riłą

Z Jastrębca

Zobacz również

3 odpowiedzi

    1. Oj zgadzam się, że o Bałkanach mało się pisze, nie tylko w sieci, ale również i w czasopismach podróżniczych czy książkach. Dlatego trzeba to powoli zmieniać.
      PS. świetna nazwa dla bloga, uwielbiam szopską sałatę!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.