30.12.13 Jak można spędzić przedostatni dzień roku? Oczywiście jak najbardziej intensywnie. Do dzisiejszej wycieczki przygotowaliśmy się dość skrupulatnie – wybranie odpowiednich geocachingowych celów oraz zaplanowanie trasy. Mobilizacja jest tym większa, że pogoda nas rozpieszcza i znów mamy słoneczny, piękny dzień.
Na dobry początek, odwiedzamy Ochodzitą, by w spokoju bezwietrznych warunków, porobić zdjęcia na szczycie. Co więcej, znajduje się tam jedna ze skrytek, więc przy okazji połączyliśmy przyjemne z pożytecznym.
Słoneczny, wiosenny, choć zimowy widok z Ochodzitej
ruda wypełniająca Logbook
Marka relaks na Ochodzitej
Nostalgicznie na Ochodzitej
Po chwili relaksu na Ochodzitej, ruszamy w stronę Jaworzynki. Najpierw zatrzymujemy się przy keszu Wawrzaczów Groń http://www.geocaching.com/geocache/GC3X67B_wawrzaczow-gron , skąd mamy piękny widok na okolicę.
Wypełniając w skupieniu Logbook…
BBK – Bardzo Brudna Kianka
Następnie udajemy się do centrum Jaworzynki, gdzie przy rondzie poniżej kościoła parkujemy Kiankę i wyruszamy na szlak w stronę Trójstyku zwanego również Trzycatkiem/ Trojmezi. Jest to miejsce styku trzech granic: polskiej, czeskiej i słowackiej. Znajdują się tam symboliczne obeliski z godłem każdego z tych krajów. Tam również ulokowany jest kolejny kesz na naszej geocachingowej trasie. Z pewnością parę osób mogło się zdziwić, gdy Marek dyskutował z mostem… pod którym wpisywałam się do logbooka. Ponieważ kręciło się tam dość sporo ludzi, gdyż miejsce to cieszy się sporą popularnością, w szczególności podczas bezśnieżnej zimy, musieliśmy uważać, by nie spalić miejsca ukrycia kesza.
W skrytce na Trzycatku spotkaliśmy pierwszego Travel Buga. Czym jest wędrujący robal? Otóż jest to przedmiot (dowolny, byleby nie za duży), do którego dołączona jest plakietka z kodem. Kod, po wpisaniu na portalu geocaching.com, przenosi nas na stronę, gdzie możemy dowiedzieć się, jakie zadanie ma Travel Bug. Może to być np. podróż dookoła świata, dotarcie do konkretnego kraju czy odwiedzenie jak największej ilości miejsc i pokonanie jak największego dystansu. Oczywiście robaczki mogą tego dokonać dzięki Geocacherom, którzy będą ich przenosić do kolejnych skrytek, rozrzuconych po całym świecie. Jak się później okaże nasz TB zowie się Gormit i uczestniczy w wyścigu, w którym musi zalogować się w jak największej ilości keszy i pokonać jak największy dystans.
Robaczek
Opuszczamy Trzycatek i podchodzimy do Jablunkovskich Szańców, gdzie znajduje się kolejny kesz – Valy http://www.geocaching.com/geocache/GC1PRA2_valy . Skrytkę znajdujemy bez większych komplikacji. Dzięki słońcu, temperatura robi się iście wiosenna i czujemy się jakby był marzec albo kwiecień, a nie końcówka grudnia.
Opuszczamy Valy i schodzimy z powrotem do Trzycatka i teoretycznie drogą wzdłuż granicy, idziemy w stronę naszych kolejnych, geocachingowych celów. Teoretycznie mieliśmy iść żółtym szlakiem, jednak w praktyce obraliśmy niewłaściwą drogę. Jednak zbytnio się tym nie przejęliśmy, ponieważ widoki był cudowne, a to że później musieliśmy przedzierać się przez krzaki, było tylko niewielką niedogodnością. Znów się śmieję, że nawet z gpsem mylimy ścieżki.
Na w teorii niewłaściwej ścieżce, ale patrząc na to zdjęcie, stwierdzam, że znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu i o własciwej porze!
Będąc już na odpowiedniej drodze i szlaku, dotarliśmy do Hrcavy – malowniczo położonej miejscowości, która reklamuje się, że ma swoje własne, Hrcavskie Piwo. Niestety nie mamy czasu, by go skosztować. Postanowimy zostawić sobie tę przyjemność na okres letni, kiedy planujemy przybyć w ten rejon z rowerami.
Widok w stronę Polski
To, co bardzo lubię u Czechów i Słowaków. Świetnie wyznaczone szlaki, dobrze opisane, bez podawania czasu przejścia, a z podaniem dystansu. Jasno, prosto i na temat!
Asfaltową drogą docieramy do granicy z Polską, skąd można w linii prostej powędrować do Jaworzynki. My jednak nie zamierzamy jeszcze wracać i wzdłuż pasa granicznego idziemy dalej. Wraz z żółtym szlakiem, odbijamy bardziej w głąb Czech i docieramy na Komorovsky Grun, gdzie znajduje się nasz kolejny, geocachingowy cel.
Zmieniająca się pogoda
http://www.geocaching.com/geocache/GC2JPTJ_beskydmountains-komorovsky-grun-732-m Początkowo poszukiwania idą nam trochę kiepsko, bo kręcimy się pod niewłaściwym drzewem. Ostatecznie udaje nam się namierzyć kesza. Pogoda niestety postanowiła przestać nas rozpieszczać i słońce skryło się pod gęstą warstwą chmur. Temperatura też od razu spadła, więc próba posiedzenia w jednym miejscu i pokontemplowania widoków, kończy się zanim na dobre się zaczęła.
Geocoin
Ruszamy w dalszą drogę, by wspiąć się na szczyt Girovej, na której ma znajdować się następna skrytka. http://www.geocaching.com/geocache/GC3HYK6_girova-na-vrcholu Przysparza nam ona sporo kłopotów i frustracji, sprawiając, że przeczesujemy wszystkie drzewa, jakie znajdują się w promieniu kilku metrów od punktu wyznaczonego przez gpsa. Kesz w końcu zostaje dostrzeżony przez Marka. Nie wpadliśmy na to, że skrytkę można zrobić ze starego termosu i zawiesić go pod jedną z rozłożystych, sosnowych gałęzi. Cóż, widać musimy się jeszcze sporo nauczyć, jeśli chodzi o Geocaching.
Opuszczamy szczyt Girovej, z której pod wieczór widać nawet Małą Fatrę. Niestety brak statywu sprawia, że nie możemy zrobić dobrych zdjęć. Schodzimy do Chaty Girova, przy której odbijamy w prawo i kierujemy się nieoznakowaną ścieżką do ostatniego na dziś kesza – Certuv Mlyn. http://www.geocaching.com/geocache/GC13C7J_girova-certuv-mlyn Bardzo żałowaliśmy, że nie udało nam się tam dotrzeć za widoku, gdyż miejsce okazało się być sporej wielkości kompleksem skalnym. Gorzej, że w tym labiryncie mieliśmy odnaleźć skrytkę. Po długich i niezbyt bezpiecznych poszukiwaniach (stromo, ślisko i ciemno), dajemy za wygraną. Jak się później okaże, Marek dobrze kombinował, że skrytka znajduje się w jednej z jaskiń, jednak z powodu mało sprzyjających warunków, wycofał się z dalszych prób wchodzenia do niej.
Krótki dzień grudniowy sprawił, że o godzinie 16 jest ciemno, jak w nocy. Przy świetle czołówki wracamy powoli do Jaworzynki. Idzie nam się całkiem przyjemnie, głównie dlatego, że teren po którym się poruszamy, nie jest zbyt trudny.
Kiedy docieramy do Jaworzynki okazuje się, że na parkingu obok ronda pozostała już tylko Kianka. Porywamy ją ze sobą i wracamy do Koniakowa. Tego dnia przemierzyliśmy ponad 17km, częściowo po szlakach, częściowo poza nimi. Było intensywnie, z przygodami ale na pewno nie nudno 🙂
Zapisz
Zapisz
2 odpowiedzi
Na Trzycatku byliśmy w czerwcu, ale patrząc po tym, co Wy mieliście, to chyba było zimniej, a na pewno – brzydziej z pogodą.
Strasznie mi się za górami tęskni.
Te ostatnie dni 2013 roku były naprawdę przyjemne jeśli chodzi o pogodę i z zimą miały absolutnie niewiele wspólnego.
A co do tęsknoty za górami, to doskonale znam to uczucie. Ale już niedługo będziecie śmigać po górach we czwórkę 🙂