Szukaj
Close this search box.

„Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie” Hervé Ghesquière, czyli spojrzenie na współczesną Bośnię i Hercegowinę

Wiele osób fascynujących się Bałkanami, a w szczególności Bośnią i Hercegowiną, mawia, że ma „syndrom Sarajewa”. Są od tego miasta uzależnione, odwiedzają je, kiedy tylko mogą, a także czytają wszystko, co na jego temat powstało. Nie da się ukryć, że Sarajewo ma bardzo trudną i bolesną historię, od której nie da się uciec. I choć stolica Bośni i Hercegowiny zdaje się coraz mocniej iść do przodu i rozwijać się, to ślady po kulach czy Sarajewskie Róże nie pozwalają zapomnieć o toczącej się tu tak niedawno wojnie. Jednak są to tylko powierzchowne ślady dziejącego się tu konfliktu. Dziennikarz Hervé Ghesquière postanawia spojrzeć na Bośnię i Hercegowinę oraz jej stolicę na nowo, po 20 latach od zakończenia wojny. „Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie” to książka, która daje wgląd w obecne podejście do przeszłości i przyszłości tego bałkańskiego kraju.

Kilka słów o Hervé Ghesquière

Zanim przejdę do meritum, czyli do samej książki, nie mogę nie wspomnieć choć trochę o jej autorze. Hervé Ghesquière to dziennikarz wojenny, który dla francuskich mediów relacjonował konflikty m.in. z byłej Jugosławii, Kambodży, Iraku czy Afganistanu. W 2009 roku wraz z innym, francuskim dziennikarzem został porwany przez talibów w Afganistanie, przez których przetrzymywany był ponad półtora roku. Będąc w niewoli rozmyślał o swym dotychczasowym życiu reporterskim i doszedł do wniosku, że jeśli tylko uda mu się uwolnić, to powróci do Sarajewa oraz Bośni i Hercegowiny, by zobaczyć, co się tam zmieniło. Udało mu się to w 2015 roku, a swoje spostrzeżenia i przemyślenia spisał na kartach książki „Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie”.

Początek tej historii

Hervé Ghesquière przebywał w Bośni i Hercegowinie jeszcze przed wybuchem konfliktu, zwanego „wojną ojczyźnianą”. W kwietniu 1992 roku udało mu się, dzięki długiej obserwacji i dozie sprytu, porozmawiać osobiście z Radovanem Karadżićem.

Na ogromnym stole rozłożona była wielka mapa. Karadżić wziął ołówek i zaczął kreślić długie linie. Na moich oczach rysował Bośnię ze swoich marzeń, czysty etnicznie kraj, którego 60% zajmowaliby Serbowie. Beznamiętnie przesuwał narody niczym zwykłe pionki na szachownicy, wydawało się, że przed sobą ma jedną z gier strategicznych, które wyciąga się w deszczowe dni. Potem wyjaśnił mi rzeczowo, że jego plan jest możliwy do zrealizowania. (s.18)

I choć francuskiemu dziennikarzowi początkowo wydawało się, że Karadżić dzieli się z nim swoimi fantasmagoriami, to dość szybko okazało się, że swój szalony plan postanowił wcielić w życie. A Europa oraz reszta świata miała się temu przyglądać z boku, uważając, że to problem krajów bałkańskich, który ich kompletnie nie dotyczy. Hervé Ghesquière w trakcie wojny stacjonował w Sarajewie, ale nie mieszkał w Hotelu Holiday Inn, jak wielu międzynarodowych korespondentów, lecz w sporo tańszym Hotelu Europe. Obecnie jest to nowoczesny i elegancki obiekt, lecz 20 lat temu oferował dużo niższy standard i sporo niższe ceny. Po mieście przemieszczał się swoim małym peugeotem 205, słuchając na okrągło piosenki The Show Must Go On, robiąc wszystko, by nie dać się ustrzelić snajperom. Wtedy nie miał zbytnio czasu, by zagłębić się w naturę konfliktu toczącego się na Bałkanach. Lecz po 20 latach postanowił do Bośni i Hercegowiny wrócić, by zrozumieć to, co się stało oraz sprawdzić, jak obecnie radzi sobie ten kraj.

Negacjonizm i nacjonalizm

W tych dwóch słowach zamknąć można współczesny obraz Bośni i Hercegowiny, jaki rysują przed dziennikarzem jego kolejni rozmówcy: przyjaciele sprzed lat, osoby napotkane przypadkiem oraz ci, którzy w konflikcie na Bałkanach brali czynny udział. Dodatkowo Hervé Ghesquière przygląda się strukturom samego kraju i to, co widzi, nie wzbudza jego entuzjazmu.

W praktyce Bośnią nie da się rządzić. Kraj jest spiętrzeniem niespójnych struktur. Federacją rządzą trzej prezydenci – Boszniak, Serb i Chorwat, którzy rzadko są tego samego dania. Do tego dochodzi jeszcze Rada Ministrów i dwa zgromadzenia. Republika Serbska i Federacja Bośni i Hercegowiny świadomie odwracają się od siebie plecami i samodzielnie rządzą swoimi terytoriami. Mają też swoich ministrów i zgromadzenia. Wreszcie, co jeszcze bardziej komplikuje sytuację, federacja podzielona jest na dziesięć kantonów, zamieszkanych przez ludność w większości boszniacką, w większości chorwacką lub mieszaną, rządzonych w myśl czysto nacjonalistycznych interesów. Kantony mają szersze kompetencje niż władza centralna w dziedzinie edukacji, gospodarski, ochrony zdrowia, policji i wymiaru sprawiedliwości. (s. 43)

Na pierwszy rzut oka Bośnia i Hercegowina wydaje się być krajem, który w miarę się rozwija. Owszem, są regiony, jak te w okolicach Derventy i Bosnianskiego Brodu, gdzie jadąc główną szosę w stronę granicy z Chorwacją, widzi się mnóstwo opustoszałych, zrujnowanych budynków. Kiedyś na terenie tym żyli Boszniacy, lecz obecnie znajduje się on w obrębie Republiki Serbskiej i wiele rodzin po prostu nie zdecydowało się tam powrócić. Jednak jeśli spojrzy się na Sarajewo, to widzi się tętniące życiem miasto, pełne ludzi z różnych zakątków świata, zadbane, gdzie tylko w niektórych miejscach dostrzec można ślady dawnego konfliktu. Z drugiej strony Bośnia i Hercegowina ma ponad 30% poziom bezrobocia, sporo, w szczególności młodych osób ucieka za lepszym bytem poza granice kraju, służba zdrowia kuleje, politycy i wszelkiego rodzaju służby porządku publicznego są skorumpowani. Całość tworzy mocno chaotyczną mieszankę, która na przyszłość nie wróży niczego dobrego.

Rany są nadal zbyt głębokie

Bo wciąż tkwią bardzo mocno w umysłach mieszkańców Bośni i Herceogwiny. I to zarówno u dorosłych, jak i bardzo młodych ludzi, którzy urodzili się już po wojnie. Autor z przerażeniem odkrywa, że młodzież powiela ksenofobiczne i nacjonalistyczne przekonania swych rodziców. Dodatkowo przyczynia się do tego szkolnictwo, gdzie Boszniacy, Chorwaci i Serbowie uczą się osobno. Nawet jeśli chodzą do jednej szkoły, to mają osobne zajęcia i generalnie jedynie mijają się na korytarzach, nie wchodząc zbytnio w jakiekolwiek interakcje. Oczywiście zdarzają się odstępstwa od tego stanu rzeczy, co podkreśla Hervé Ghesquière, jednak zdają się one jedynie potwierdzać smutną regułę. Ostatnio mieliśmy sporo okazji do rozmów z młodymi ludźmi. Większość z nich nie chciała dyskutować o wojnie w myśl zasady: „Pamiętamy o niej, wiemy, że się odbyła, ale chcemy iść na przód, patrzeć w przyszłość, a nie ciągle zwracać się ku przeszłości.” Mają jednak świadomość, że to z czym zmaga się ich kraj, jak i to z czym sami się zmagają, jest pokłosiem wojny. Narzekają więc na niski poziom wyższego szkolnictwa, brak perspektyw rozwoju, niskie płace i wszechobecną na każdym szczeblu życia korupcję. Z drugiej wszyscy, jak jeden mąż powtarzają, że kochają Bośnię i Hercegowinę, chcą dla niej jak najlepiej i wierzą, że kiedyś będzie dobrze.

„Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie” pesymistycznie z nutką nadziei

Książkę Hervé Ghesquière czytałam akurat w drodze powrotnej z Sarajewa do Polski. Po intensywnym pobycie w Bośni i Hercegowinie, pełnym pozytywnych emocji i doświadczeń, lektura ta dość mocno mnie zasmuciła. Oczywiście nie jest tak, że jeżdżąc do Bośni i Hercegowiny mieliśmy/mamy wyidealizowany obraz tego kraju. Jesteśmy świadomi, że to bałkańskie państwo czeka bardzo długa droga do względnej normalności. Lektura książki Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie po prostu dosadniej podkreśliła to, co i tak już wcześniej wiedzieliśmy. Dobrze nie jest. Ale może być dobrze. Nadzieja tkwi w młodym pokoleniu, które jeśli zacznie myśleć samodzielnie i przestanie opierać swojego światopoglądu na nacjonalistycznym bełkocie polityków/autorytetów/rodziców, to ma szansę pchnąć Bośnię i Hercegowinę ku lepszemu. Problem jest jednak taki, czy znajdzie się na tyle dużo osób, które będą chciały faktycznie coś zmienić. Bo może rany i zadry są już tak głębokie, zarówno w starszym, jak i młodszym pokoleniu, że nie uda się nic zrobić?

Najgorszym scenariuszem byłaby nowa wojna. Najlepszym mógłby być ostateczny zryw i prawdziwa chęć współdziałania. Bośnia ma jeszcze wybór, potem będzie już za późno.

Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie – Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2017 rok

 

 

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zobacz również

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.