17.04.2012 Jeśli napiszę, że obudził nas deszcz bębniący o szyby, to raczej nikogo to nie zdziwi. Oczywiście wiatr hula jak oszalały (prawie jak podczas dzisiejszego ataku orkanu na Polskę). Zastanawiamy się jak w tej ulewie mamy zwiedzać Dubrownik.
Poranny widok na Dubrownik
Zapada w końcu decyzja – zjeżdżamy do miasta i szukamy darmowego miejsca parkingowego. Niestety nie jest to takie proste, gdyż wszędzie są płatne strefy parkowania. Parking przy Konzumie również jest płatny – pierwsze 90 minut dla klientów sklepu jest darmowe. Nie chcąc już zbytnio kombinować i tracić czasu oraz nie narażać Kianki na odholowanie lub mandat, porzucamy ją na publicznym, podziemnym parkingu. Koszt: 7kun za godzinę. Wypłacamy pieniądze z bankomatu i za strzałkami podążamy do centrum miasta czyli Stari Gradu. Ta malownicza, położona nad brzegiem morza starówka, przyciąga rzesze turystów, również w kwietniu. Zaskoczeni tłumami, usiłujemy odnaleźć się w tej nowej dla nas rzeczywistości i szukamy jakiegoś mniej zaludnionego terenu.
Stari Grad
Początkowo chcemy przespacerować się po zewnętrznej stronie murów starówki, ale Adriatyk jest tego dnia wyjątkowo wzburzony, a fale osiągały wielkość 2 metrów. W takich warunkach niestety nasz plan kompletnie nie wypalił.
Na zewnętrznej części murów
Wybieramy opcję szwędania się po samej starówce. Zagłębiamy się w uliczki, do których nie zapuszczają się turyści, którzy buszują wśród sklepów z pamiątkami. Wychodzimy na punkt widokowy położony nad samym morzem. W lecie musi to być świetna miejscówka, jednak w kwietniu zalewana była przez fale. Mnie towarzyszą tam dwa gołębie, które drepczą za mną niczym kury.
Zaczyna padać coraz bardziej (trochę staje się to monotematyczne). Szukamy jakiegoś miejsca, by schronić się przed coraz bardziej napierającym deszczem. Lądujemy w Cafe Glam, gdzie jest w końcu normalne, darmowe WiFi. Wreszcie możemy połączyć się ze światem, zaktualizować Kiankowy profil na facebooku oraz sprawdzić prognozy pogody. Mówią one, że od jutra ma być ładnie, ale od czwartku znów bardziej pochmurno. Decydujemy się przejechać do Czarnogóry i tam szukać szczęścia pogodowego. Dopijamy herbatę i gorącą czekoladę, wysyłamy ostatnie maile, gdy nad miastem przetacza się kolejne oberwanie chmury. Gdy z nieba leję się odrobinę mniej, ruszamy jeszcze na spacer, by wolnym krokiem wrócić do Kianki.
W szalejącym deszczu jedziemy w stronę przejścia granicznego Debeli Brijeg. Trasa w stronę Czarnogóry jest w remoncie, co za chwilę stanie się nową, świecką, bałkańską tradycją, ale o tym później.
Remont drogi
Na przejściu nikt od nas niczego nie chce, nawet teoretycznej opłaty 10EUR, o której czytaliśmy swego czasu. Opłata miała się tyczyć użytkowania samochodu na terenie Montenegro, a co za tym idzie emisji spalin wśród gór i akwenów tego urokliwego kraju. Zadowoleni ruszamy w stronę Herceg Novi. Rozglądamy się powoli za miejscem na nocleg. Najpierw jedziemy wzdłuż wybrzeża, ale nawet campingi w tym czasie są pozamykane. Mijamy Bijela, gdzie kursują promy. W 2010 roku miałam okazję nim płynąć autokarem z Sofii do Hercev Novi (opis znajdziecie tutaj). Za miejscowością Kostanijca skręcamy w wiodącą ku górze drogę. Po ujechaniu niecałego kilometra zostajemy zatrzymani przez rzekę, która utworzyła się na obranej przez nas trasie.
Drogowa rzeka
Postanawiamy zawrócić w rejon Herceg Novi i gdzieś tam poszukać miejsca na camping. Za Igalo wjeżdżamy w drogę wiodącą do przejścia granicznego na półwyspie, który Montenegro dzieli z Chorwacją. Odbijamy w drogę na jakąś cerkiwe i po stromych, górskich zakrętach docieramy do zabudowań. Cofamy się nieco niżej, do jednego z zakrętów, przy którym możemy dogodnie zaparkować Kiankę. Mamy piękny widok na zatokę Hercego Novi i pozostałe miejscowości, a także pasmo Lovćen górujące nad Boką Kotorską. Po 17 nad zatoką świeci słońce, deszcz przestaje padać i widoki odsłaniają się jeszcze bardziej. Dla zabicia czasu czytamy przewodniki, by lepiej zaplanować sobie czas w Czarnogórze, tak aby mieć warianty wycieczek na różne typy pogody. Pijemy bośniackie piwo PAN, robimy nocne fotografie zatoki. Gdy coraz bardziej się ściemnia, na wzgórzu za nami zaczynają wyć jakieś zwierzaki. Psy? Wilki? Kojoty? Mało istotne. Po obejrzeniu filmu „The Grey” („Przetrwanie”) człowiekowi robi się gorzej, gdy słyszy takie dźwięki.
Nasza campingowa miejscówka
Słońce!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Lovocen
Herceg Novi by night
Nasza chorwacko – czarnogórska trasa
[googlemaps https://maps.google.pl/maps?f=d&source=s_d&saddr=Srd,+Dubrownik,+Chorwacja&daddr=Dubrownik,+Chorwacja+to:Kostanjica,+Czarnog%C3%B3ra+to:%C5%BDvinje+%D0%B4%D1%80%D1%83%D0%BC&hl=pl&geocode=FT7SigId2VEUASk1dx6Nz3RMEzHvvprSNqQ6lQ%3BFSXMigIdWBkUASl96DUIootLEzEA1SuGUK0ABA%3BFYs8iAId08IcASl1FH3p2TZMEzFmyOnxoXqFWA%3BFbGjhwIdh1waAQ&aq=0&oq=Iga&sll=42.454542,18.503337&sspn=0.015689,0.026157&mra=pr&ie=UTF8&ll=42.544932,18.387652&spn=0.215362,0.597487&t=m&output=embed&w=425&h=350]
4 odpowiedzi
taaaa, drogę na granicę też (boleśnie) pamiętamy – byliśmy wtedy w sporym niedoczasie
Naszą tradycją stanie się to, że ile razy będziemy jechać na lub z granicy, tyle razt będziemy trafiać na jakieś remonty, szalone tiry i inne ciekawostki.
Bardzo ciekawe ujęcia! ;D
A z taką drogową rzeką spotkałem się na Węgrzech 😉
Drogowa rzeka była sporym zaskoczeniem, ale jadąc w kwietniu na Bałkany można się takich niespodzianek spodziewać (choć wtedy przestają być niespodzianką) 😀