Trasa SH20, łącząca Vermosh z okolicami Jeziora Szkoderskiego, jeszcze do niedawna przejezdna była tylko dla aut z napędem 4×4. W 2016 roku rozpoczęły się prace nad jej modernizacją. Jeszcze w tym samym roku mieliśmy okazję przejechać drogą SH20 od Hani i Hotit do Tamarë. Wróciliśmy tam ponownie w 2017 r., gdy zakończono prace nad asfaltowaniem szosy. Zapraszamy Was na krótką relację z tego, jak droga SH20 zmieniła się na przestrzeni roku.
O trasie tej przeczytasz również w naszej najnowszej książce – „Bałkany. Podróż w mniej znane”. Kupisz ją w -> Bałkańskim Sklepie.
2016 rok
SH20 i smutek offroadowców
Niewątpliwie modernizacja szosy SH20 wiele osób cieszy, m.in. nas, bo nie posiadamy auta do terenowej jazdy. Kianka jest w stanie wiele przetrwać, ale kilku dziesięciokilometrowa jazda po szutrze, dziurach i kamieniach mogłaby jej się nie spodobać. Natomiast z faktu tego nie cieszą się offroadowcy – motocykliści i posiadacze terenówek, którzy przez lata jako jedyni byli w stanie bez większego problemu pokonać tę trasę (no dobra, nie jedyni, bo większość jeżdżących tamtędy Albańczyków też nie posiada aut z napędem 4×4, ale oni nieco mniej martwią się o swoje auta, a i do swoich mechaników mają bliżej, niż my). Ta grupa kierowców dała upust swojemu niezadowoleniu na licznych forach internetowych, na które trafiłam szukając informacji na temat SH20. Że po co ten asfalt, że przecież wcale ta droga nie musiała być modernizowana, że teraz nie mają po co jeździć do Albanii. Z drugiej strony nie biorą pod uwagę, że jest to droga łącząca Albanię i Czarnogórę i, że może mieszkańcy chcieliby poruszać się po dobrych i bezpiecznych arteriach. Bo to co dla jednych jest rozrywką i atrakcją, dla innych mogło być szalenie uciążliwe. No ale jeśli patrzy się tylko z jednej perspektywy, wtedy ogląd sytuacji ma się bardzo wąski.
Gdzie góry spotykają się z niebem
Przejazd szosą SH20 zaczynamy w Hani i Hotit. Tak, tym samym, w którym znajduje się albańsko-czarnogórskie przejście graniczne. Przez pierwsze kilometry droga SH20 wspina się łagodnie. Kiedy pojawiają się pierwsze, górskie zakręty, możemy podziwiać coraz ciekawszą panoramę okolicy. Pierwszy punkt widokowy znajduje się w połowie górskiego zbocza z serpentynami. W oddali możemy dostrzec Jezioro Szkoderskie.
Kolejny przystanek robimy na słynnej przełęczy Leqet e Hotit. To właśnie stamtąd pochodzi najwięcej zdjęć ukazujących drogę SH20. Rozciąga się stamtąd fenomenalny widok na położoną poniżej Dolinę Kelmend, a także serpentyny, które schodzą do niej z przełęczy. Oszklony taras, który już wtedy był z lekka zdewastowany, pozwala jeszcze mocniej „wczuć” się te krajobrazy.
Dolina Kelmend
Z przełęczy Leqet e Hotit rozpoczynamy fenomenalny zjazd do Doliny Kelmend. Na trasie jest pusto, więc serpentyny mamy tylko dla siebie. Zachwytów nad widokami praktycznie nie ma końca. Marek jest tylko nieco zły, że z powodu dość silnego wiatru nie może zbyt długo polatać dronem. Ale na tak zwaną siłę wyższą nie wiele można poradzić. Docieramy na dno doliny. Zatrzymujemy się na moment przy kolejnym punkcie z tablicami informacyjnymi, które opisują zagranicznych podróżników, którzy na przełomie XIX-XX wieku odwiedzali Albanię. Przy tablicach trafiamy na grupkę sympatycznych krów, które chyba również postanowiły zgłębić swoją wiedzę na temat regionu.
Tamarë
Kolejnym punktem, do jakiego dotarliśmy w 2016 roku była miejscowość Tamarë. To wyjątkowo urocza miejscowość, pięknie wyremontowana. Po zaparkowaniu przy szosie SH20 kierujemy się do budynku lokalnej organizacji turystycznej. Trafiamy tam na Albańczyka, mniej więcej w naszym wieku. Szybko nam wytłumaczył, że nie jest pracownikiem informacji turystycznej, ale czasem im pomaga. Zresztą, budynek, do którego trafiliśmy należał do organizacji, która skupia się na promowaniu turystycznego potencjału regionu Kelmend. Natomiast przy małym rynku w Tamarë działa „regularna” informacja turystyczna. Tam zresztą kupujemy całkiem niezłą rakiję jagodową. Poznanego Albańczyka dopytujemy także o to, co można porabiać w okolicy. Podrzuca nam kilka pomysłów, m.in. szlak wiodący ze wsi Selcë.
Zmiana planów
Z Tamarë jedziemy w kierunku miejscowości Selcë. Jednak równie szybko, jak zaczynamy podróż, tak szybko ją kończymy. Bowiem trafiamy na prac budowlane, jakie prowadzone są na wciąż niewyasfaltowanym odcinku szosy SH20. Ogólnie pewnie dałoby radę tamtędy przejechać, gdyby nie fakt, że pewne auto osobowe zawisło na progu skalnym. Próbuję podpytać robotników, czy mamy szansę tamtędy przejechać. Panowie jednak zgodnie stwierdzają, że za godzinę droga powinna być drożna. Nie możemy i nie chcemy tyle czekać. Kombinujemy, co tu ze sobą począć. Ostatecznie, postanawiamy zrelaksować się nad rzeką. Wjeżdżając do Tamarë od strony przełęczy, zauważyliśmy małą plażę nad rzeką, nieopodal mostu. Tam też od razu się udajemy.
Gościnność po albańsku
Auto zostawiamy powyżej rzeki. Na plażę udajemy się stromą, nieco kamienistą drogą. Okazuje się, że nie będziemy tam sami. Na plaży bowiem wypoczywała albańska rodzina. Siadamy więc w pewnym oddaleniu, żeby każdy miał trochę przestrzeni tylko dla siebie. Obserwujemy, jak Albańczycy pluskają się w wodach potoku. Postanawiamy iść w ich ślady, bo tego dnia jest bardzo ciepło. Jednak kiedy tylko wchodzę do wody od razu stwierdzam, że nie chcę dostać odmrożeń. Cóż… górski potok okazuje się lodowaty. Marek też długo zbiera się do tego, by wskoczyć do wody. Ostatecznie mu się to udaje, ale nawet jak dla niego jest tam ciut za zimno.
Po orzeźwiających ablucjach wygrzewamy się na plaży. A jak wiadomo „woda wyciąga”, więc Marek zrobił się głodny. Zaczyna mu burczeć w brzuchy również dlatego, że albańska rodzinka odpaliła grilla. Marek stwierdza, że chętnie pochłonąłby takie grillowane mięsko. Cóż, jego prośby zostały wysłuchane. Po nie minęło kilka minut, gdy w naszą stronę szła para nastolatków. Wręczyła nam talerz z mięsem, serem, kukurydzianym chlebkiem i owocami. Stwierdzili, że muszą się z nami podzielić jedzeniem, bo przecież nie będą jedli sami. Mamy nadzieję, że będziecie pamiętali o albańskiej gościnności! Oj będziemy. W podziękowaniu wręczamy im polskie piwa, które na tego typu i inne okazje zawsze zabieramy ze sobą w podróż.
Pożegnanie z rejonem Kelmend i drogą SH20
Nie chce nam się opuszczać gościnnego rejonu Kelmend, ale tego samego dnia czeka nas jeszcze przejazd do Theth. Jadąc szosą w stronę Jeziora Szkoderskiego dyskutujemy o tym, że z roku na rok Albania odkrywa przed turystami coraz to nowsze atrakcje i miejsca, które do tej pory dostępne były tylko wybranym. Ciągle mamy w tym kraju co robić, co oglądać i co zwiedzać, gdyż wciąż jeszcze nie widzieliśmy wszystkiego. Nie wiem, czy da się zobaczyć wszystko, ale na pewno do Albanii wracać będziemy, by np. pobyć nieco dłużej w rejonie Kelmend, który jawi nam się, jako idealne miejsce dla tych, którzy potrzebują nieco więcej ciszy, spokoju i odcięcia się od głównego, turystycznego ruchu. Jeśli poszukujecie informacji na temat tych terenów, koniecznie wejdźcie na stronę: www.kelmend-shkrel.org.
Tak szosa SH20 prezentowała się w 2016 roku. Zobaczycie w nim nie tylko szosę SH20 ale również camping Shkodra Lake Resort oraz kilka ujęć z samej Szkodry. Parę dronowych kadrów również się znajdzie.
Update 2017
W 2017 roku szosa SH20 została ukończona. Teraz od granicy z Czarnogórą aż nad Jezioro Szkoderskie można przejechać piękną, asfaltową drogą, która dostarcza niezapomnianych widoków. W sierpniu 2017 wjechaliśmy na trasę od strony Czarnogóry. Za przejściem granicznym Vermosh – Guci (na którym trzeba chwilę odstać, bo nie mają tam systemu komputerowego i każdą osobę muszą wpisać ręcznie do kajetu) ciągnie się 500-metrowy odcinek drogi bez nawierzchni. Później zaczyna się asfalt oraz kilka drewnianych mostków, które nie wyglądają na super stabilne konstrukcje, ale można po nich bezpiecznie przejechać.
Vermosh
Zanim wyruszymy w głąb gór zaglądamy na chwilę do Vermosh, gdzie również wiedzie droga o dobrej nawierzchni. Wstępnie zakładaliśmy, że po okolicy wsi pojeździmy na rowerach. Ostatecznie się na to nie decydujemy, przez wzgląd na niepewną pogodę. Nad okolicę nadciągnęły szare chmury, z których mogło popadać. Dodatkowo, byliśmy mocno zmęczeni po trekkingu i rowerowej wyciecze, jakie zaliczyliśmy w Dolinie Grebaje dnia poprzedniego. A wracając do Vermosh, to działa tam kilka małych kempingów, są też kwatery prywatne. Jednak tłumu turystów brak. Vermosh wygląda odrobinę, jakby było wymarłe.
Jedziemy w stronę znanej nam już z poprzedniego roku Tamarë. Widoki powalają. Mijamy ogromne, skalne ściany i groźnie wyglądające szczyty. Choć pogoda nie jest idealna, to i tak jest pięknie.
Z Selcë do wodospadu
Dzięki temu, że cała szosa SH20 jest wyasfaltowana, możemy podjąć się realizacji planu z 2016 roku, który uniemożliwił nam remont drogi. Jedziemy więc do Selcë, gdzie zaczyna się szlak do wodospadu. Kiankę parkujemy przy szosie SH20. Początkowo widzimy oznaczenia szlaku. Ścieżka trawersuje górskie zbocze. Ogólnie, według mapy, powinniśmy wędrować wzdłuż potoku. Niestety lato jest bardzo suche i po wodzie nie ma śladu. Choć to złe sformułowanie. Bo woda jest, owszem, ale w poprowadzonych tamtędy betonowych akweduktach. Po mniej więcej pół godzinie marszu orientujemy się, że nie jesteśmy na szlaku. W lekkim popłochu szukamy biało-czerwonych kropek, lecz nigdzie nie możemy ich namierzyć. Marek w końcu wykazuje się spostrzegawczością i namierza dróżkę, poprowadzoną sporo powyżej nas. Docieramy do niej przechodząc przez dość kujące zarośla. Po ok. 15-20 min niezbyt przyjemnego marszu dochodzimy do skrzyżowania dwóch dróg. Postanawiamy skręcić w lewo, ku betonowym akweduktom, a następnie schodzimy bezpośrednio do Kianki. Doszliśmy do wniosku, że upał oraz niezbyt ciekawy teren nie są dla nas odpowiednią motywacją do dalszej wędrówki do wodospadu.
Drogą SH20 nad Jezioro Szkoderskie
Po powrocie do auta chwilę odpoczywamy, a następnie jedziemy w kierunku Jeziora Szkoderskiego. Oczywiście mijamy po drodze Tamarë, gdzie zauważamy kilka aut z zagranicznymi tablicami rejestracyjnymi. Jak widać, powoli do regionu zaczynają też docierać goście spoza Albanii. Jedziemy dalej, ku przełęczy Leqet e Hotit. Choć widoczność jest słaba i tak zatrzymujemy się tam na krótką sesję fotograficzną. Z góry możemy się przyjrzeć budowie drogi do przyszłego przejścia granicznego z Czarnogórą Grabom (Malësi e Madhe) – Cijevna (w 2017 r. nie było ono jeszcze gotowe).
Z przełęczy zjeżdżamy bezpośrednio nad Jezioro Szkoderskie. Oczywiście robimy krótki przystanek na punkcie widokowym. Przejrzystość powietrza jest marna. Prawdopodobnie przez wzgląd na pożary, jakie w tym czasie trawiły Albanię. Żegnamy się z szosą SH20 ciesząc się, że mogliśmy ją w całości przejechać. Jest naprawdę świetnie poprowadzona. Choć nie wszystkie jej odcinki są mega spektakularne, to jeśli lubicie góry, to koniecznie na niej zawitajcie. Nie będziecie żałować.
Zapisz
Zapisz
Zapisz
Zapisz
18 odpowiedzi
Modernizacja całkiem spoko. Droga dostępna dla wszystkich, bezpieczna, widokowa… Jest to następstwo postępu i dążenia do standardów Europejskich… Za kilkanaście, jak nie kilka lat Bałkany przestaną być tym miejscem za które kochamy je teraz. Zatracą tą dzikość i pierwotność… Tylko gdzie my wtedy będziemy jeździć?
Pozdrawiam
http://www.sebazwiedza.pl
Ja na modernizacje, które przeprowadzane są na Bałkanach zapatruję się nieco inaczej. Przede wszystkim patrzę z perspektywy mieszkających tam ludzi. Dla nas szutrowe czy dziurawe drogi mogą stanowić ciekawostkę/atrakcję/odskocznię itp. Dla mieszkańców to chleb powszedni, dość czerstwy i raczej taki, z którym muszą się zmagać, a niekoniecznie się z niego cieszą. Bałkany zmieniają się i będą się zmieniać, bo mamy XXI wiek i postępu nie da się zatrzymać. Jednak to przede wszystkim ludzie, ale również i krajobrazy stanowią o atmosferze tego regionu. I jak dla mnie, to ten aspekt się bardzo długo nie zmieni 😉
Fiu, fiu! Jestem pod wrażeniem. Ciekawi mnie w jakim języku rozmawialiście z tą rodziną, która was częstowała posiłkiem? Tak ogólnie: jak tam się porozumiewać i jak wygląda ruch samochodowy. Czy przepisy drogowe podobne są do naszych?
Rozmawialiśmy po angielsku 🙂 Generalnie znajomość tego języka wśród Albańczyków jest dość spora, więc nigdy nie mieliśmy kłopotów komunikacyjnych. Znacznie więcej osób zna tam również włoski, z racji tego, że był to jeden z pierwszych krajów, do którego emigrowali. Część osób zna też niemiecki. Rośnie też znajomość pojedynczych słów po polsku, gdyż coraz więcej naszych rodaków tam zagląda, w szczególności na Albańską Riwierę.
Jeśli chodzi o ruch drogowy – przepisy są mniej więcej takie, jak u nas. Z ich przestrzeganiem jednak bywa różnie. Ale, choć wiele różnych opinii krąży na temat Albanii, to jeździ się tam całkiem bezpiecznie. Nigdy nie widzieliśmy tam poważniejszego wypadku (jakieś drobne stłuczki natomiast tak), zaś w Polsce, wracając ostatnio z Bałkanów, na trasie Żywiec – Warszawa, trafiliśmy na 10 poważnych wypadków, w których musiało interweniować pogotowie oraz straż pożarna. Wniosek z tego jeden – drogi mamy lepsze, ale kierowców niestety do bani.
Ekstra! My często zmieniamy trasę na rzecz właśnie takich dróg i krajobrazów 🙂 Aż chciałabym się tam znaleźć z samochodem ;P
Dla takich dróg warto czasem zboczyć z trasy. Widoki warte są bowiem wszystkiego 🙂
Polecam Albanię wszystkim, którzy lubują się w roadtripach, czy to samochodowych czy motocyklowych, bo naprawdę jest tam co oglądać i podziwiać 🙂
Przepiękne widoki! Faktycznie Albania ma wiele do zaoferowania. Niedawno wróciłam z tygodniowej podróży po tym kraju i chętnie bym tam jeszcze wróciła. Tym bardziej, kiedy nie jest jeszcze tak oblegana przez turystów 🙂
Albania wciąż się pod kątem turystycznym rozwija. Są mniej i bardziej oblegane miejsca. Północ wciąż jest nieco bardziej „kameralna” 🙂
Przepiękne górzyste tereny i – tak jak piszecie – właśnie ta przestrzeń robi potężne wrażenie i przyciąga jak magnes! Ale i kontakty z ludźmi są zawsze niezwykle ważnym elementem podróży i tutaj Albańczycy zaplusowali nie tylko Wam gościnnością, ale zapewne też wszystkim czytającym 😀 aż poczułam zapach tych grillowanych rzeczy! 😉
Właśnie jeżdżenie do mniej turystycznych rejonów Albanii pozwala na kontakt z jej mieszkańcami. Bo na południowym wybrzeżu raczej taka miła niespodzianka pod postacią poczęstunku raczej by nam się nie przytrafiła. A Albanię kochamy właśnie za ludzi i niesamowite, górskie widoki. 🙂
Lubię takie trasy i zakręty i widoki! Swoją drogą kemping również jest niczego sobie! Kolejny raz utwierdzacie mnie w przekonaniu, że muszę znów odwiedzić Albanię 😉
Kemping jest naprawdę jednym z lepszych w całej Albanii i szczerze go polecamy.
Albania na Ciebie czeka i nie będziesz żałować, jeśli w najbliższym czasie się do niej wybierzesz 🙂
Widoki robią wrażenie! Nawet jeśli jakość drogi nie do końca jest zadowalająca, to patrząc wstecz chyba ma się poczucie, że warto. Już nie pamięta się trudów drogi, zostają tylko te ujęcia.
Akurat szosa SH20 jest nowiutka, tylko póki co się urywa mniej więcej w połowie i dalej trwa jej modernizacja. Jest to obecnie jedna z piękniejszych dróg w Albanii, dość mocno promowana przez jej premiera. Ale nie ma się czemu dziwić, bo naprawdę jest widokowa 🙂
wow, nieźle się to zapowiada! możliwe, że w 2017 znowu zawitam na Bałkanach to będzie i okazja żeby wypróbować nową drogę. ;-D
Jak trasę Sh20 skończą, to naprawdę będzie COŚ, także my również planujemy się tam wybrać, jak już będzie przejezdna dla wszystkich, a nie tylko dla wybranych 😉
przełęcz Leqet e Hotit wygląda po prostu nieziemsko! nie wiem, czy tylko mi, ale od razu skojarzyła mi się z Trasą Transfogaraską 🙂 z drugiej strony bardzo miły gest ze strony Albańczyków nad jeziorkiem, ja niestety nie mam specjalnie dobrych wspomnień z kontaktów z nimi, spotkałam głównie tych, którzy chcieli od nas jak najwięcej kasy wyciągnąć…
W sumie porównanie do Transfogaraskiej całkiem trafione, aczkolwiek pejzaże zupełnie inne, choć też górskie. 😉
Jeśli chodzi o kontakty z Albańczykami, to im mniej popularne miejsce, tym ludzie są bardziej otwarci. Aczkolwiek np. rejon Kelmend, który dopiero się pod kątem turystyki rozwija, jest mniej nastawiony na wyciąganie od ludzi kasy, niż choćby Theth, który też położony jest w górach Prokletije, lecz skupia się na masowej turystyce. W tym roku doświadczyliśmy zarówno przemiłych spotkań z Albańczykami, jak i niemiłego wyciągania od nas kasy za nic (np. za parkowanie na terenie, który nawet nie był oznaczony jako „Private”).