Szukaj
Close this search box.

Bałkany 2010. Część 6 – Zielona Riła

Wpis ten ponownie dedykuję Tomaszowi oraz… morelkom 😉

7.09.10 Nocleg u Vasko miał wiele plusów, ale też jeden zasadniczy minus. Spałam na tapczanie, który miał sprężyny wielkości małych słoni, które zawodziły za każdym razem, gdy przekręcałam się z boku na bok. Efekt? Budziłam się zasadniczo co chwila, więc rano nie należałam do zbyt wypoczętych. Oboje z Tomaszem zwlekliśmy się koło 7, by pożegnać się z naszym gospodarzem, który jechał do pracy. My wychodzimy odrobinę później i klucze od domu zostawiamy pod wycieraczką.

Do Rilskiego Monastyru jedziemy w towarzystwie sporej grupy Bułgarów, a w sumie to głównie Bułgarek, które jak się za chwilę okaże, pracują w perełce tego regionu. Po podróży wijącą się drogą docieramy do celu. Ochów i Achów nie było końca, gdyż monastyr nie dość, że sam w sobie jest po prostu niesamowity, to jego położenie – tuż u podnóża gór Riła, zwala z nóg. Polecam zwiedzanie Rilskiego Monastyru z samego rana, gdyż panuje tam wtedy niesamowity wręcz spokój. Tego dnia byliśmy o tej wczesnej porze jedynymi turystami. Oprócz nas po dziedzińcu monastyru kręciło się paru pracowników, pop dźwigający jakieś butle oraz kilka, uroczych psiaków.

Z Tomaszem odwiedzamy muzeum (8 levów za bilet dla obcokrajowców). Znajduje się tam naprawdę sporo ciekawych eksponatów, które ukazują historyczne dziedzictwo tego miejsca. Osobiście jestem pod wrażeniem ręcznie rzeźbionego krzyża, zrobionego przez mnicha Rafaila. Zaintrygowała nas również pewna dość tajemnicza skrzynia, która miała 5 kłódek. Pięciu mnichów posiadało po jednym kluczu do każdej z kłódek, więc jeśli ktoś chciał otworzyć skrzynię, musieli stawić się wszyscy posiadacze kluczy.

Po zwiedzaniu robimy jeszcze małą sesję fotograficzną w monastyrze, kupujemy pamiątki i szykujemy się na podbój gór Riła. Idzie nam tak świetnie, że na dzień dobry mylimy drogi i zamiast na szlak niebieski, wchodzimy na czerwony. Szybka analiza mapy i obieramy właściwy kierunek na schronisko Maljowica. Dodatkowo tubylcy wskazują nam początek szlaku – należy przejść przez sypiącą się budowę i za nią skręcić w lewo przy potoku, później w prawo i do góry. Początkowo szlak wiedzie lasem mieszanym, w którym dominują buki i bardzo stare dęby. Ścieżka idzie dość stromo, więc momentami szoruję nosem po ziemi. Po pewnym czasie opuszczamy las i wychodzimy na trawiasto – chaszczowate zbocze. Trawy i zielska sięgają ponad moją głowę (co w sumie nie jest takie dziwne, bo nie należę do zbyt wysokich osób), słońce przypieka i ogólnie idzie się dość ciężko. Kiedy robimy sobie postój, z góry schodzi ekipa czterech Czechów, którzy z niedowierzaniem przyjmują nasze zapewnienie, że tą drogą chcemy dostać się na grań. Dopiero oni uświadomili nam, że musimy zrobić ponad 1600metrów przewyższenia, gdyż z 1100m n.p.m. musimy wtoczyć się na 2700m n.p.m. Od razu robi mi się słabiej. Podczas naszego postoju, Tomasz wcina zakupione wcześniej morelki, a ja orzechy. Jest to dość istotna informacja, gdyż za chwilę przekonamy się o zgubnym skutki jedzenia dużej ilości bakalii.

Dalsza część naszej wędrówki przebiega pod znakiem ogólnego wkurzenia. Droga wiedzie zboczem trawiastego kopczyka, który nie ma końca. Przewodnik raz jeden jedyny trafnie zauważył, że szlakiem tym nie należy iść po opadach deszczy, gdyż kopczyk zamienia się wtedy w śliskiego potwora. Nikt oprócz nas tą drogą nie podchodzi, jeśli już to mija nas kilka osób idących do Rilskiego Monastyru. W końcu po 4.5h marszu wdrapujemy się na przełęcz. W tym czasie Tomasz odkrywa przeczyszczające właściwości moreli, a ja przypomniałam sobie, że po orzechach boli mnie brzuch. Generalnie brawa dla nas!

Schodzimy granią po piarżystym zboczu. Na wysokości 2200m n.p.m rozbijamy obozowisko, gdzie ktoś z głazów zrobił stół i dwie ławeczki. Miejsce ma także spore walory estetyczne (zewsząd góry), jak i higieniczne (spływa w tym miejscu kilka strumyków, których można się wykąpać).

Teraz robimy sobie małą 1-2dniową przerwę od kolejnych części relacji. Ja wybieram się na wesele, więc pewnie dopiero w okolicach poniedziałku znajdę czas, by opisać kolejny etap wyprawy z 2010 roku. Dziś życzę Wam miłego, słonecznego weekendu!

Rozkład jazdy na dworcu w Rile (nie wiem na ile jest on po trzech latach aktualny, ale nie sądzę by mocno się zmienił).

SONY DSC

SONY DSC

W Rislkim Monastyrze

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

Hmm…gdzie by tu iść?

SONY DSC

Rilskie koniki

SONY DSC

Rilskie pejzaże

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

Nasza baza noclegowa

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

Zobacz również

Jedna odpowiedź

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.