Szukaj
Close this search box.

Weganka w podróży. Prolog

Jak doskonale wiecie od prawie 10 lat jestem wegetarianką. Zrezygnowanie z mięsa nie było dla mnie niczym trudnym. Po prostu pewnego dnia podjęłam decyzję i pozostałam przy niej przez tyle lat. W międzyczasie miałam półroczny epizod weganizmu, jednak nie był to najlepszy moment na zmianę nawyków żywieniowych. Byłam na studiach, nie miałam czasu gotować, w efekcie żywiłam się mrożonymi warzywami i jabłkami. Nuda. Wróciłam do nieco „łatwiejszego” wegetarianizmu, lecz ostatnio znów zaczęłam się zastanawiać nad zrezygnowaniem ze wszystkiego, co pochodzi od zwierząt.

Do tej pory uważałam, że nie będę w stanie zrezygnować z ulubionych serów czy jogurtów. Aż w styczniu stwierdziłam, że jednak chcę przejść na dietę w 100% roślinną. Dlaczego? Może trochę z przekory, by przekonać się czy dam radę, czy będę w tym wytrwała. A z drugiej strony, chciałam się zmobilizować do gotowania nowych, do tej pory nieprzetestowanych potraw. I o ile dla mnie nowy styl żywienia nie był i nie jest problemem, o tyle dla mojego otoczenia okazało się to bardziej kłopotliwe.

Muffet, CC BY 2.0, https://www.flickr.com/photos/calliope/130384035/sizes/l
Muffet, CC BY 2.0, https://www.flickr.com/photos/calliope/130384035/sizes/l

„Zwariowałaś? Po co ci to?” „Weganizm? Nudzi ci się w życiu?” „Weganizm jest przecież niezdrowy!” „Kolejna fanaberia…” „Zamiana diety przed weselem? Przecież to kłopot! „itd. itd. Ogólnie gdybym ogłosiła, że zmieniam płeć, chyba reakcje byłyby bardziej stonowane. Wiele osób uważa, że jak pod swoim dachem gości weganina, to ten na pewno będzie wymagał od gospodarzy, że na stole znajdzie się coś wegańskiego. Nic bardziej mylnego. Skoro ja nie gotuję mięsa i go nikomu nie podaję (tak, Markowi również nie przyrządzam mięsnych potraw, więc albo je wegańskie żarcie, albo stołuje się piętro niżej u rodziców), to nie wymagam znajomości potraw kuchni wegańskiej. Dla mnie to nie problem, w szczególności, że idąc w gości staram się zawsze przynieść jakieś danie ze sobą. Niemniej jednak hasło „weganizm” wzbudza jakieś skrajne emocje i przyprawia o dreszcze, choć tak naprawdę jest to wyjątkowo prosta i tania dieta.

Wśród wegańskich malkontentów znalazły się również osoby, które stwierdziły, że zima to nie najlepsza pora na przechodzenie na taki styl żywienia. Poniekąd mogę się z tym zgodzić, gdyż dostęp do świeżych owoców i warzyw jest ograniczony, a dodatkowo ich ceny są czasem dość wygórowane. Na szczęście są mrożonki, które nie tracą swych wartości odżywczych i choć nie są tak samo aromatyczne jak świeże produkty, to pozwalają przetrwać okres zimy.

Jedno z najciekawszych wymian zdań na temat weganizmu miałam na temat „zamienników” w diecie. Owszem, można się spotkać z „flaczkami sojowymi”, serami roślinnymi czy smalczykiem roślinnym. Ja osobiście traktuję je jako swoistą ciekawostkę, ale nie coś, co pojawia się w moim menu codziennie. Ba! Nie pojawia się praktycznie wcale. Nie rozumiem, dlaczego spora grupa ludzi uważa, że weganie tęsknią za mięsem, rybami i serami i muszą raczyć się produktami udającymi „pierwowzory”. Owszem, czasami używam tofu, bo po prostu mi smakuję ale nie myślę o nim jako o substytucie białego sera, a po prostu jako o urozmaiceniu mojej diety. Natomiast wegańskie salami czy tuńczyk? Nie, to nie dla mnie i sądzę, że dla 90% wegan również nie są to produkty numer jeden. Ktoś te zamienniki stworzył i pewnie trzepie na tym sporą kasę, ale zapewne sięgają po nie osoby, które z dnia na dzień z diety mięsnej przeszły na weganizm, nie dając sobie szansy na stopniową zmianę nawyków żywieniowych.

Dla mnie ideałem wege-odżywiania są potrawy prezentowane na dwóch blogach, czyli znanej i lubianej przez wielu Jadłonomii oraz Olga Smile (nie wszystkie przepisy są w 100% roślinne, ale generalnie wege inspiracji tam nie brakuje). Wchodząc na obie te strony po prostu pochłaniam ogromną dawkę kulinarnych inspiracji, dzięki którym moje śniadania, obiady i kolacje są dużo bardziej urozmaicone, smaczne i ciekawe.

No dobrze, a co się zmieniło odkąd przeszłam na weganizm? W sumie – niewiele. Niewątpliwie zostałam mistrzynią robienia warzywnych past kanapkowych na bazie przeróżnych produktów. Moje dwie najbardziej ulubione to pasta z czerwonej fasoli z suszonymi pomidorami, cebulką i ostrą papryką oraz pasta z pieczonych bakłażanów, czerwonej papryki i kaszy jaglanej. Świetnie smakują ze zwykłym chlebem oraz pieczywem ryżowym, a także mogą stanowić zamiennik majonezowych dipów podczas imprez. Zaczęłam też ostatnio gotować więcej zup. O dziwo, kompletnie nie ciągnie mnie do jogurtów, serów czy jajek (do tych ostatnich nie ciągnęło mnie już od bardzo dawna). Myślałam, że będzie mi ich brakować, a tu proszę – niespodzianka.

rick ligthelm, CC BY 2.0, https://www.flickr.com/photos/ligthelm/10866943666/sizes/l
rick ligthelm, CC BY 2.0, https://www.flickr.com/photos/ligthelm/10866943666/sizes/l

Niemniej jednak, choć weganizm okazał się być strzałem w dziesiątkę, pojawiło się kilka kwestii, nad którymi zaczęłam się dość mocno zastanawiać. Przede wszystkim jak będzie wyglądało moje żywienie podczas wyjazdów. I tu od razu muszę przeprosić wszystkich restrykcyjnych i ideologicznych wegan za to, co zaraz napiszę. Akurat w podróży mam zamiar jeść i próbować tego, na co będę miała ochotę (oprócz mięsa, bo od niego mnie odrzuca, dosłownie i w przenośni). Być na Bałkanach i nie zjeść burka z serem i szpinakiem? Być na Bałkanach i nie zjeść kajmaku ze świeżym chlebem? Nie móc spróbować wielu innych potraw tylko dlatego, że jest w nich ser, mleko czy jajka?? O ile na co dzień jestem w stanie przygotowywać sobie przeróżne wege potrawy o tyle w podróży po pierwsze mam do tego mniejszą motywację, a po drugie nieodłącznym elementem wypraw jest próbowanie nowych smaków. Nie mogę sobie tego odmówić. Podróże będą formą „wakacji od weganizmu”, ale nie na zasadzie „objem się serem i mlekiem na zapas, na kolejny rok”. Oczywiście, gdy wybierzemy się z Markiem w jakąś dłuższą podróż okaże się, jak mój weganizm będzie rzeczywiście wyglądał, a może po prostu do tego czasu kompletnie nie będzie mnie ciągnąć do potraw np. z serem?

Ostatnio zaczęłam też dostawać pytania, czy moje i Marka wesele będzie wegańskie/wegetariańskie. Popadam oczywiście w spore zadziwienie, gdyż nie widzę powodu, by jednostka narzucała swoje nawyki żywieniowe wszystkim gościom. Uważam, że byłoby to z mojej strony okazanie braku szacunku i zastanawiam się, dlaczego część osób uważa, że byłabym do tego zdolna. Inna sprawa, że gdybym naszej ekspertce od ciast powiedziała, że ma zrobić wegański tort, to najpierw dostałaby zawału, a później odesłała by mnie do wszystkich diabłów. Nie ma sensu popadać w skrajności.

I choć to w jaki sposób się odżywiamy nie powinno interesować innych, o tyle zauważyłam, że wegetarianizm i weganizm zawsze będą roztrząsane przy stole. Głupie żarty i docinki, czasem wręcz chamskie teksty; insynuacje, że ktoś jest niespełna rozumu. A wszystko tylko dlatego, że dorosła osoba postanowiła zrezygnować z produktów odzwierzęcych. Przy okazji czuje się dobrze, nie robi nikomu wyrzutów i nikogo „nie nawraca na swój styl odżywiania”. Weganom i wegetarianom zarzuca się, że usiłują przekonać innych do swojej diety. Nic bardziej mylnego. Osobiście dużo częściej spotykam się z tym, że ktoś pod nos podtyka mi kawałek kiełbasy czy innego mięcha sugerując, że na pewno są to produkty sojowe i koniecznie muszę ich spróbować. Nie jest to dla mnie ani zabawne, ani przyjemne, bo stanowi kompletny brak szacunku. Ja rozumiem, że tradycyjna polska kuchnia oparta jest na produktach w dużej mierze odzwierzęcych, ale czy oznacza to, że nie można iść z duchem czasu i czegoś zmienić?

Na szczęście te nieprzyjemne sytuacje zdarzają się raz na jakiś czas. I choć niestety dobrze je pamiętam, o tyle wolę skupiać się na pozytywach. A są nimi niewątpliwie rozliczne wege knajpki, które powstają coraz liczniej w polskich miastach. Można iść na wege-pizzę czy wege-burgery, wybrać jedną z miliona sałatek czy udać się do wege-cukierni. Dla jednych weganizm to jedna z żywieniowych mód, coś, co za chwilę przeminie. Dla mnie jednak jest to styl życia, dieta która mi odpowiada i smakuje oraz małe wyzwanie związane z uczeniem się przyrządzania nowych potraw. I choć nie jestem typem osoby, która uwielbia stać przy garach, o tyle wege jedzenie gotuję z czystą przyjemnością.

Zobacz również

8 odpowiedzi

  1. o jaka szybka reakcja na mój post o smalczyku roślinnym 🙂
    a wasza ekspertka od tortów nie dostałaby zawału na wieść o torcie wegańskim tylko po prostu by powiedziała, że takiego tortu nie zrobi. Bo wegańskich ciast nie robię praktycznie w ogóle (a jeśli już jakieś stworzę to bardziej przez przypadek niż z rozmysłem), a dekoracji z masy cukrowej to już w ogóle się nie da zrobić w pełni roślinnej niestety 🙂

    1. To nie jest odpowiedź na Twój wpis. Swój tworzyłam od kilku dniu i był akurat na teraz zaplanowany. Zbieg okoliczności. W szczególności, że Twój tekst przeczytałam przed chwilą.
      Raczej rozmowa o wege pizzy była inspiracją 😛

  2. Ja w kilka dni po przejściu na weganizm przestałam tolerować nabiał, co objawiało się mdłościami, osłabieniem i brakiem energii. Taki organizm, 100% roślin 🙂

    1. Ja mam nadzieję, że nie przestanę tolerować nabiał, bo sądzę, że raz na jakiś czas będę do niego wracać. Ale raczej nie za często, bo jednak chcę się skupić na diecie w 100% roślinnej 🙂

  3. Właśnie piszę posta o moich wegańskich doświadczeniach z podróży dookoła świata i trafiłam na ten wpis. Sprawdzałam czy jest już w sieci tytuł „weganka w podróży”. Jest i to nie jeden 😀 I jak Ci idzie? Dalej na 100% roślinnej diecie?

    1. Pobyt w Turcji dość skutecznie odwiódł mnie od weganizmu. Gdybym chciała trzymać się tam ściśle diety wegańskiej, to bym umarła z głodu (nie zawsze w restauracjach pojmowali temat wegetarianizmu, a co dopiero weganizmu) lub żywiła się tylko chlebem i sałatkami (długo bym tak nie pociągnęła). W domu mogę trzymać się wegańskiej diety, ale w podróży okazało się to znacznie trudniejsze niż początkowo zakładałam. Stworzę oczywiście na ten temat osobny wpis. Nie uważam tego za swoją porażkę, bo zasadniczo do weganizmu podchodziłam jak do swoistego eksperymentu, którego wyniku z góry nie zakładałam. Inna sprawa, że na własnym weselu musiałam też nieco odpuścić weganizmowi, bo np. tort wegański nie był (nawet nie wiem ile by musiał vege tort kosztować).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.