Szukaj
Close this search box.

Słowacki weekend z Dacia – Liptovska Mara, Rużomberk, Vlkolinec i Liptovski Mikulasz

W ostatni weekend maja postanowiliśmy zawitać na Słowacji, w regionie Liptov (Liptów), który w szczególności mnie – rudej, jest bardzo bliski. Spędziłam tam kilka zimowych ferii oraz wakacji jako nastolatka i mam stamtąd wiele dobrych wspomnień. A dodatkowo Liptov wraz z miastem Liptovski Mikulasz to niesamowicie widokowy region Słowacji, gdzie można jednocześnie podziwiać Tatry Zachodnie, Tatry Wysokie, Tatry Niżne oraz Wielką Fatrę. Motywacją do udania się w tamte strony były nie tylko pejzaże, ale również możliwość przetestowania auta Dacia Logan MCV, które potencjalnie, może kiedyś, zajmie miejsce naszej wysłużonej, kochanej Kianki.

Cel nr 1 – nocleg nad Liptovską Marą

Po odebraniu Logana z parku prasowego Renault/Dacia, wracamy na chwilę do domu, żeby zapakować naszego nowego towarzysza podróży. Trzy rowery bez większego problemu mieszczą się w środku, a po dorzuceniu jeszcze bagaży i gratów campingowych, okazuje się, że mamy jeszcze mnóstwo przestrzeni. Po doświadczeniach z pakowaniem Kianki, naprawdę jesteśmy pod wrażeniem. Załadowani wyruszamy w stronę południa Polski, by przez Łódź, Katowice i Ujsoły dotrzeć ostatecznie do Słowacji. Przejazd przez nasz cudowny kraj był jak zwykle dość stresujący, bo to, co wyczyniali inni kierowcy na drodze, wołało o pomstę do nieba. Na szczęście u naszych południowych sąsiadów było spokojniej, a Marek dość mocno docenił istnienie tempomatu, dzięki któremu można było bez stresu sunąć 50 km/h przez słowackie wsie i miasta. Po godzinie 20 zjeżdżamy nad Liptovską Marę, która stanowi zbiornik retencyjny utworzony na rzece Wag. Naszym celem są okolice wieży kościelnej (pod wezwaniem Panny Marii), znajdujące się za wsią Bobrovnik, na zachodnim brzegu akwenu. Tam też rozbijamy nasze obozowisko, tuż nad brzegiem Liptovskiej Mary, a u podnóża wieży. Oprócz nas nocuje tam jedna ekipa dysponująca kamperem. Miejsce to jest doskonałym punktem widokowym, choć tego wieczora, z racji chmur zbierających się nad pasmami Tatr Zachodnich i Niżnych, nie możemy podziwiać szczytów w ich pełnej krasie.

Cel nr 2 rudej – rowerowa wycieczka na trasie Liptovska Mara – Vlkolinec – Rużomberk

Plan na sobotę jest prosty – każde z nas udaje się na rower. W moim przypadku jest to wycieczka na trasie z Liptovskiej Mary do położonego 20 km na zachód Rużomberku. Przed wyjazdem z Polski zaopatruję mój telefon w aplikację Liptov, dzięki której dysponuję listą lokalnych szlaków pieszych i rowerowych, wraz z ich opisem oraz wykresem przewyższeń. Początkowo planuję niespieszny przejazd do Rużomberku, ale okazuje się, że moja malownicza trasa oferuje głównie długie zjazdy, więc do celu docieram szybciej, niż planowałam.

Poranek nad Liptovską Marą

Liptovska Mara

Kościelna wieża

Liptovska Mara

Pozowane z Liptovską Marą

Widok na Wielkiego Chocza z okolic Liptovskiej Mary

Wielki Chocz

Marina Liptov

Marina Liptov

Marina Liptov

W drodze do Rużomberku

Rużomberk

Generalnie rok wcześniej kręciłam się po tych okolicach na rowerze i mocno dały mi w kość. Obiecywałam sobie nigdy więcej nie robić trasy w okolicach wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO Vlkolinca. Ale szczerze mówiąc bywam niekonsekwentna w składanych samej sobie obietnicach i z racji pięknej widoczności, decyduję się udać do tej położonej w górach wioski. Z Rużomberku kieruję się w masyw Wielkiej Fatry niebieskim szlakiem rowerowym, który wiedzie powyżej ogródków działkowych, które zowią się… Kosovo. Stamtąd czeka mnie ostry podjazd, który częściowo pokonuję pchając rower, a częściowo na nim jadąc. W trakcie przeklinam moment, w którym zdecydowałam się na tę trasę. Rok temu nią zjeżdżałam i też dała mi w kość. Teraz po prostu z lekka mnie wykańcza i zaczynam rozumieć, czemu ponownie nikogo nie spotykam na tym szlaku. Ostatni etap to całkiem przyjemny, choć stromy zjazd do samego Vlkolinca. Niestety w jego trakcie odkrywam, że moje hamulce nie do końca działają. Na szczęście udaje mi się nikogo nie przejechać i samej jakoś wyhamować bez zbędnych szkód w ludziach i sprzęcie.

Na szlaku

Wielka Fatra

Widok na Rużomberk

Rużomberk

Niepozorny podjazd

Wielka Fatra

Tradycyjne zdjęcie (mam takie samo z zeszłego roku)

Wielka Fatra

Sam Vlkolinec (lub z polskiego Wlkoliniec) zachował swą tradycyjną zabudowę i pod tym kątem stanowi unikat nie tylko na terenie całej Słowacji, ale również w całym Łuku Karpat (według badań ICOMOS – Międzynarodowa Rada Zabytków i Zespołów Zabytków). We wsi zobaczyć można urocze, drewniane chaty, pomalowane w najróżniejsze kolory. W centrum Vlkolinca najważniejszymi obiektami jest zrębowa dzwonnica oraz studnia.

Vlkolinec

Vlkolinec

Vlkolinec

Vlkolinec

Vlkolinec

Do wsi można dojechać autem – asfaltowa szosa odbija od drogi nr 59 do Bańskiej Bystrzycy. Samochód zostawia się na parkingu, nieco poniżej samego Vlkolinca. Asfaltową drogą zjeżdżam do doliny rzeki Revúcy, wzdłuż której poprowadzonych jest kilka szlaków rowerowych, w tym trasa o nazwie Cyklokorytnicka, która łączy Rużomberk z Korytnicą po trasie dawnej kolei wąskotorowej. Moją wycieczkę kończę przejazdem przez centrum miasta, by po kilku minutach i jednym podjeździe dotrzeć do dolnej stacji kolei gondolowej Malino Brdo, gdzie w bike parku szalał Marek wraz z naszymi znajomymi.

Rużomberk

Rużomberk

Rużomberk

Rużomberk

Malino Brdo

Cel nr 2 Marka – bike park Malino Brdo

Bike park Malino Brdo położony w granicach Rużomberku jest największym bike parkiem na Słowacji. Bardzo chętnie odwiedzany jest nie tylko przez Słowaków, ale i  Polaków, Czechów czy Węgrów. I nic w tym dziwnego, bo jest to jedno z najbardziej rozwiniętych tego typu miejsc w Europie środkowo-wschodniej i moim zdaniem chyba najciekawsze.  Na górę razem z rowerem szybko i wygodnie wywozi nas gondolka, a stamtąd do wyboru mamy w sumie 10 tras.

Część z nich to tylko krótkie odnogi, ale i tak daje nam to bardzo dużo wariantów przejazdu. Dzięki zróżnicowanemu terenowi znajdziemy tu stosunkowo łagodne trasy dla początkujących, ale również dla żądnych mocniejszych wrażeń  trasy typowo zjazdowe, o bardzo dużym nachyleniu, najeżone korzeniami oraz kamieniami. Najłatwiejszą trasą jest ta oznaczone numerem 1 o nazwie Zelena, przeznaczona dla rodzin z dziećmi, poprowadzona duktami leśnymi o małym nachyleniu. Najpopularniejsza trasa nr 2, czyli Modry Zamat jest szeroką, ziemną ścieżką, wijącą się w dół po stoku z wysokimi profilami na zakrętach, na której znajdziemy niewielkie ziemne przeszkody, które mniej wprawni rowerzyści będą w stanie przejechać, natomiast Ci bardziej doświadczeni mogą cieszyć się szybką płynną jazdą oraz niewielkimi skokami. Jest ona również znana z zajścia, które miało miejsce na otwarciu Bike Parku w tym roku, a mianowicie na jadących rowerzystów wybiegł z lasu niedźwiedź. Na szczęście nikomu nic się nie stało, a całe zajście zostało nagrane i wrzucone na YouTube. W zeszłym roku otwarta została również trasa o charakterystyce coraz bardziej popularnego Enduro. Trasa nr 9 Blizard to wąska, długa ścieżka, na której znajdziemy naturalne przeszkody jak korzenie i kamienie, ale również kładki, które miejscami upłynniają cały przejazd. Wydaje mi się jednak, że bike park najbardziej nastawiony jest na rowerzystów uprawiających typowy Downhill, czyli po prostu zjazd z przeszkodami. Dla tych najbardziej doświadczonych są 3 trasy, które oferują praktycznie wszystko – od szybkich odcinków i dużych hop, aż po techniczne, bardzo strome zjazdy po skałach. Mój ulubiony wariant, to jazda do połowy trasą Modry Zamat, do miejsca, w którym zaczyna się trasa nr 8, czyli Bidasken. Jest to Freeridowa ścieżka w starym stylu, na której znajdują się różnego rodzaju przeszkody z drewna, takie jak kładki i uskoki. Bidasken kończy się przejazdem na końcówkę trasy Monster Dog, która dzięki swojej płynności pozwala rozwinąć naprawdę duże prędkości. Obecnie trwają pracę nad modyfikacją trasy nr 2, czyli Modry Zamat, które mają ją upłynnić oraz poprawić niektóre elementy. Do lipca Bike Park działa tylko w weekendy i w ich trakcie trasa ta jest jednak przejezdna.

Moja ulubiona trasa, czyli Bidasken została odnowiona w zeszłym roku i jest teraz jest w pełni dostępna. Po więcej informacji warto zaglądać na stronę lub FB bike parku, ale miło widzieć,  że choć trasy nie zawsze są idealnie utrzymane, to jednak cały czas ktoś nad całym tym kompleksem czuwa i pojawiają się nowe fragmenty oraz drobne zmiany.

Na miejscu do dyspozycji są myjki do rowerów, parking jest bezpłatny, działa też wypożyczalnia rowerów zjazdowych oraz enduro. Tuż obok dolnej stacji jest też knajpka, gdzie można zjeść i napić się słowackiego piwka czy też Kofoli, choć na obiad radzimy się wybrać jednak gdzie indziej. Obecnie (maj oraz czerwiec) to okres przed szczytem sezonu i całodniowy karnet to koszt 14 € + 2 € kaucji za kartę, w wysokim sezonie letnim to już koszt 20 € + 2 € kaucji. Osobiście jeżdżę do Malino Brdo już od paru lat i co roku chętnie tu wracam, ponieważ moim zdaniem jest to jedno z bardziej rozwiniętych i ciekawych miejsc do wyszalenia się na rowerze zjazdowym w okolicy naszego kraju.

Cel nr 3 – Liptovski Mikulasz

Po tym, jak Marek kończy jazdę w Bike Parku, wyruszamy w stronę Liptovskiego Mikulasza. To w jego okolicach spędzałam swego czasu ferie zimowe, a dokładniej w niewielkiej wsi Ilanovo. Samo miasto znane jest m.in. z tego, że to właśnie w nim skazano i stracono legendarnego Janosika. Zanim jednak przespacerujemy się po centrum Liptovskiego Mikulasza, robimy to co wychodzi nam najlepiej przy zwiedzaniu miast, czyli wyszukujemy ładnego punktu widokowego. W tym celu jedziemy na jego przedmieścia, na wzgórze Háj, gdzie znajduje się cmentarz oraz miejsce pamięci żołnierzy, którzy zginęli w trakcie II wojny światowej. Jego centralnym punktem jest ogromny pylon, na szczycie którego znajduje się pięcioramienna gwiazda. Okolice tego parku pamięci stanowią również doskonały punkt widokowy na Liptovski Mikulasz, Liptovską Marę oraz góry wokół.

Logan zdobywca wzgórza Háj

Miejsce pamięci

Początkowo mieliśmy jeszcze w planach jakąś rowerową przejażdżkę po okolicy, ale ostatecznie zwycięża głód, więc zjeżdżamy do miasta. Spacerujemy chwilę po starówce, by następnie zasiąść w restauracji Rotunda, gdzie tradycyjnie, jak to na Słowacji posilamy się wyprażanym serem. Generalnie Liptovski Mikulasz dość mocno zmienił się na przestrzeni lat, podczas których nie miałam okazji go odwiedzić. Pojawiła się Fontanna Metamorfoz, która stanowi centralny punkt miasta dla wszystkich dzieciaków. Kamienice zostały nieco bardziej wyremontowane, a w okolicy pojawiło się jeszcze więcej szlaków pieszych i rowerowych. Generalnie jednak Liptovski Mikulasz ma jedną, zasadniczą zaletę, a mianowicie położenie. Blisko z niego w wiele pasm górskich, znajduje się też w stosunkowo niedużej odległości od granicy z Polską. Ma ogromny potencjał i jeśli poszukujecie miejsca do uprawiania aktywnej turystyki, to bez wątpienia to słowackie miasto i jego okolice będą dla Was idealne.

Popołudniowy Liptovski Mikulasz

Liptovski Mikulasz

Liptovski Mikulasz

Liptovski Mikulasz

Po posiłku udajemy się z powrotem w stronę Rużomberku, by przenocować przy dzikich, termalnych źródłach, znajdujących się powyżej miejscowości Lucky, u podnóża Wielkiego Chocza. Więcej na temat tych okolic opowiemy Wam w kolejnym wpisie. A parę ujęć z testowania Logana oraz odwiedzone na Liptovie miejsca, wraz z Prirodnymi Kupelami, znajdziecie w poniższym filmie.

Zobacz również

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.