Szukaj
Close this search box.

Istog i okolice, Peć oraz Rugovska Klisura

Po pobycie nad Jeziorem Gazivoda skierowaliśmy się na północny-zachód Kosowa, by odwiedzić Peć oraz Rugovską Klisurę. Jednak po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w Istogu, który okazał się być miejscem mocno rozwijającym się pod kątem turystyki. I nawet deszczowa, burzowa pogoda nie popsuła naszych planów na zwiedzanie i krótki trekking.

Dojazd do Istogu i spotkanie z policją

Z okolic Jaziora Gazivoda udaliśmy się do miejscowości Zubin Potok, w której to powinno znajdować się odbicie na Peć. Okazało się być ono tak niepozorne, że jadąc kompletnie je przeoczyliśmy, stąd musieliśmy zapytać o drogę. Napotkany w miejscowości mężczyzna wskazał nam wąską szosę między domami, stwierdzając, że jej właśnie szukamy. Droga okazuje się być w kiepskim stanie, więc dopytujemy się naszego rozmówcy, czy damy radę gdziekolwiek nią dojechać. Mężczyzna przytakuje i mówi, że jest ok. Wierzymy mu na słowo i rozpoczynamy żmudną podróż. Na dłuższym odcinku droga ta nie ma w ogóle nawierzchni, gdyż trwa jej przebudowa. Na szczęście leżący na niej szuter jest dobrze ubity, więc Kianka jest w stanie rozwinąć nieco większą prędkość. Plusem tej trasy jest niewątpliwie to, że jest szalenie widokowa. Wiedzie bowiem przez pasmo Mokrej Gory, przecinając pokryte łąkami malownicze zbocza. Na zjeździe do głównej szosy wiodącej do Peciu, zatrzymuje nas patrol policji. Proszą o nasze paszporty oraz o prawo jazdy Marka. Coś tam spisują, później proszą o otworzenie bagażnika. Pytają się również, gdzie nocowaliśmy i dokąd jedziemy. Tłumaczymy więc, że obozowaliśmy nad Jeziorem Gazivoda, a naszym kolejnym celem jest Peć. Bez zbędnych wyjaśnień oddają nam nasze dokumenty, po czym pokazują, którą drogą najszybciej dojedziemy do głównej szosy (staliśmy bowiem na skrzyżowaniu).

droga do Istogu

Istog

Istog i okoliczne atrakcje

Po spotkaniu z policją stwierdziliśmy, że udamy się do Istogu, który przewodnik wyd. Bradt opisywał, jako miasto, w którym nic nie ma. Uznaliśmy to za wystarczającą rekomendację, by mimo wszystko tam zajrzeć i przekonać się, czy rzeczywiście jest tak, jak autor to opisał. Szybko miało się okazać, że nie do końca miał rację. Dzięki funduszom unijnym w mieście i jego najbliższych okolicach powstały szlaki piesze i rowerowe, a dzięki dość licznym mapkom, można zapoznać się z okolicznymi atrakcjami. Po śniadaniowych zakupach w piekarni, udajemy się do źródeł rzeki Istog (Buni i Istogut), znajdujących się powyżej miasta. Prowadzi tam asfaltowa szosa, na końcu której znajduje się niewielki parking (częściowo w budowie), są też wiaty, ławeczki oraz tablice informacyjne. Źródło rzeki Istog wybija bezpośrednio ze skalnego zbocza i ma moc 2500 litrów/sekundę. Stanowi również ujęcie wody pitnej dla Istogu oraz okolicznych miejscowości. Stąd też nie można podejść bezpośrednio do źródła, które jest ogrodzone. W jego pobliżu pałaszujemy śniadanie i planujemy dalsze zwiedzanie.

Istog

Istog

Istog

Istog

Istog

Naszym kolejnym punktem na trasie jest urokliwy, kamienny młyn wodny (Qelë Bicit) w miejscowości Vrellë, do którego prawie nie trafiamy, gubiąc drogowskazy. Mimo pewnych komplikacji nawigacyjnych, ostatecznie do niego docieramy. Sam budynek nie jest może zbyt wielki, ale ma w sobie sporo czaru. Wciąż pełni swoją funkcję i mieli ziarna, o czym świadczy tabliczka z wypisaną ceną za kilo mąki.

młyn Vrelle

W drodze do Peciu zatrzymujemy się jeszcze w miejscowości Banja, znanej z gorących źródeł. Jedyne baseny, jakie namierzamy, znajdują się w części zrujnowanego, dość okropnego kompleksu hotelowego. Zabiegi i kąpiele cieszą się tam sporym zainteresowaniem, o czym świadczy ilość wchodzących i wychodzących stamtąd osób (wejście na basen kosztuje 4 €). My jednak nie decydujemy się na kąpiel i po krótkim spacerze w pobliskim parku, jedziemy do Peciu.

Banje

Peć i pouczająca wizyta w muzeum

Peć (albań. Peja, Pejë, serb. Пећ) to piąte co do wielkości miasto Kosowa, położone blisko zachodniej granicy, u podnóża gór Prokletije. Znany jest przede wszystkim ze względu na znajdujący się na jego terenie monastyr Pećka Patrijaršija, który wpisany jest na listę UNESCO. Samo miasto wita nas w sierpniu korkiem wjazdowym i zapchanymi parkingami w centrum. Dłuższą chwilę zajmuje nam znalezienie miejsca, w którym moglibyśmy zostawić Kiankę. Ostatecznie trafiamy na nieco mniej zapełniony parking, gdzie cały dzień parkowania kosztuje 1 €. Wyruszamy na spacer po mieście, który swój pierwszy przystanek ma po przejściu kilkuset metrów, w kawiarni, gdzie wypijam zimą i słodką frappe, wsłuchując się w gwar rozmów, toczących się przy sąsiednich stolikach.

Peć

Peć

Następnie idziemy wzdłuż rzeki (Pećka Bistrica), by odwiedzić Muzeum Etnograficzne, znajdujące się w starym, tureckim domu. Bilet wstępu kosztuje 1 € od osoby. Po muzeum oprowadza nas jego pracownik, a zarazem archeolog zajmujący się badaniem terenu Kosowa. Na wystawę składa się część etnograficzna, prezentująca wnętrze kuchni i pomieszczeń do wypoczynku w typowym, tureckim zajeździe. Zobaczyć też można przykłady tradycyjnych strojów z tych stron oraz biżuterię. Część archeologiczna wystawy jest znacznie mniejsza, jednak nasz przewodnik, z racji swego zawodu, poświęca jej dużo więcej czasu i uwagi. Jego opowieściom nie ma końca, w szczególności o potędze Albańczyków, od których wywodzą się wszyscy ludzie na Bałkanach, a którym wszystko praktycznie zabrano. W tym temacie wolimy się nie wypowiadać i dajemy pracownikowi muzeum się wygadać. Później rozmawiamy też o podróżach i życiu w Kosowie oraz Polsce.

U nas pracuje się, żeby żyć, a nie żyje się, żeby pracować. Może nie jesteśmy bogaci, ale przynajmniej cieszymy się życiem.

Peć

Peć

I naszym zdaniem to w Kosowie widać. Ludzie spędzają dużo czasu w gronie znajomych, chodzą do restauracji i knajp, a ulice miast są wypełnione spacerowiczami. Może bogactwa tam nie widać, ale skrajnej biedy również nie zaobserwowaliśmy. I choć sytuacja Kosowa na arenie światowej może wciąż nie jest idealna, to sami mieszkańcy tego kraju rzeczywiście cieszą się z tego, co mają. Po pobycie w muzeum decydujemy się na spacer także po wyremontowanej części bazarowej, gdzie kupić można wszystko: od podróbek markowych ubrań, po wszelkiej maści pamiątki związane z Albanią. Wracamy do auta, gdy nad miasto nadciągają ciemne chmury i zaczyna padać deszcz.

Peć

Peć

Peć

Rugovska Klisura i Góry Prokletije

Mimo kiepskiej pogody i krążących po okolicy burz, decydujemy się wyruszyć wgłąb doliny rzeki Pećka Bistrica, zwanej Rugovską Klisurą. Dolina ta została wyżłobiona w wapiennych skałach, tworząc spektakularne widoki. Wzdłuż rzeki wiedzie asfaltowa szosa, która wije się i przeciska przez skalne tunele. Od szosy odbijają liczne szlaki piesze i rowerowe. Trafiamy także na jedną via ferratę, którą jednak można pokonać tylko i wyłącznie z przewodnikiem, gdyż wejście na nią jest zablokowane przez metalowe drzwi zamknięte na kłódkę. Kawałek dalej, w miejscu, gdzie rzeka ma nieco szersze koryto, natrafiamy na coś, co w szeroko rozumianym pojęciu można by określić jako „instalację artystyczną”. Otóż na skałach, pomiędzy którymi płynęła woda, ustawione były najróżniejsze rzeźby czy inne twory, wykonane z rzeczy kompletnie do siebie niepasujących. Autor tej instalacji chyba też mieszka w tym miejscu, a w każdym razie tak wywnioskowaliśmy po postawionym tam szałasie i namiocie. Co ciekawe, wejście na teren tego osobliwego tworu kosztuje 0,2 €. My jednak jedziemy dalej, gdyż naszym celem było Boge.

Rugovska Klisura

Rugovska Klisura

Rugovska Klisura

Boge i okolice

W trakcie podróży do tej górskiej miejscowości dopada nas ulewa, która na szczęście dość szybko się kończy. Po jakiś 20-30 min jazdy docieramy do Boge, w którym podobnie jak i w całej dolinie, znaleźć można liczne hotele oraz restauracje, a zimą funkcjonuje tu mały ośrodek narciarski. Niestety znaleźć też można w tej okolicy ogromne ilości śmieci, które walają się przy drodze, jak i zalegają w okolicznych lasach. Robi to naprawdę smutne wrażenie, gdyż wokół jest tak piękna i dziewicza przyroda, że wypadałoby o nią zadbać. Niestety spora większość mieszkańców Kosowa nic sobie z tego nie robi. Wszędzie tam, gdzie piknikują lub parkują, czy to na polanach, w lesie czy wzdłuż potoków, leżą ogromne ilości wszelkiej maści odpadów. Mówiąc delikatnie – szlag nas trafia.

Boge

Kiankę parkujemy na końcu Boge, w miejscu, gdzie kończy się asfalt. Następnie idziemy szutrową drogą nieco bardziej na wschód, podążając za oznaczeniami szlaku, mając w planach dotrzeć na niewielką skałę górującą nad okolicą. Na większym skrzyżowaniu odbijamy w lewo, a następnie kierujemy się przez łąkę, na której pasie się kilka krów. Po jakiś 10 minutach marszu docieramy do celu. Skała znajduje się poniżej szczytu Maja Szarit i rozciąga się z niej fenomenalny widok na Boge oraz otaczające je szczyty gór Prokletije. Do miejscowości wracamy drogą wiodącą nieco bardziej naokoło, wzdłuż doliny. Całość trasy miała jakieś 6 km i gdyby nie pogoda, to rozszerzylibyśmy ją o szczyt Maja Szarit. Po powrocie do auta zaczynamy zjeżdżać z powrotem w stronę Peciu. Zatrzymujemy się jednak w okolicy dziwnej instalacji artystycznej, by w restauracji obok Zip Line zjeść obiad. Wtedy też nadciąga potężna burza, która umila nam czas szumem deszczu oraz głośnym dudnieniem grzmotów. W międzyczasie okazuje się, że właściciel lokalu całkiem nieźle mówi w języku polskim. Oferuje, że przygotuje dla nas specjalną pizzę wegetariańską. Czegoś takiego jeszcze nie jedliśmy. Na pizzy oprócz sera i sosu pomidorowego była starta marchewka, posiekana nać pietruszki, ostre papryczki i oliwki. Wszystko to tworzyło wyborną kombinację smakową. Za ten przepyszny obiad płacimy całe 5 €. W ulewnym deszczu żegnamy się z Peciem i górami Prokletije.

Boge

Boge

Boge

Boge

 

 

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zobacz również

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.