Szukaj
Close this search box.

BST 2014/15. Część 4 – z Bośni do Albanii

29 grudnia 2014

Wczesna pobudka zrywa nas o 7 z łóżka. Zgarniamy nasze graty, żegnamy się z opiekunem hostelu, uiszczamy opłatę i zostawiamy w hostelu książkę w ramach akcji Książka w Podróży. Od poprzedniego dnia śnieg cały czas intensywnie sypie, przykrywając sarajewskie ulice grubą warstwą puchu. Gdy schodzimy do Kianki odkrywamy, że nasze auto nie tylko jest oblepione śniegiem, ale również mocno oblodzone, w efekcie nie jesteśmy w stanie w ogóle go otworzyć. Po krótkim siłowaniu udaje się to z przednimi drzwiami (dzięki temu, że otwieraliśmy je poprzedniego dnia), ale tylne ani drgną. Dość długo walczymy z Kianką, by nadawała się do wyjechania na ulice i po około 20 minutach udaje nam się tam sztuka. Fakt, auto przykrywa lodowa skorupa. ale przynajmniej przez szyby coś widać.

Naszym pierwszym celem na dziś jest góra Igman z olimpijskimi skoczniami narciarskimi oraz góry Bielasnica, gdzie ulokowany jest kompleks narciarski. Z miasta kierują tam dość dobrze widoczne znaki. Po ok. 15-20km od granicy Sarajewa odbijamy w lewo, w górską drogę, która o dziwo jest nieźle odśnieżona. Nieźle oznacza ni mniej ni więcej, że sypki śnieg został zgarnięty na bok, a asfalt i tak przykryty był warstwą lodu i ubitego śniegu. W każdym razie droga była przejezdna. Niestety widoczność w gęsto padającym śniegu jest niewielka, dlatego gdy docieramy pod górę Igman ledwo dostrzegamy skocznie narciarskie. Stąd też brak jakichkolwiek zdjęć na dowód, że tam byliśmy. Musicie nam uwierzyć na słowo.

Jedyne zdjęcie z okolic góry Igman

Igman

Jedziemy dalej. Po paru minutach docieramy do skrzyżowania, na którym można obrać trasę na kompleks narciarski Bielasnica lub na Focę. Ponieważ pogoda nie sprzyja zwiedzaniu i spacerom, decydujemy się jechać na granicę z Czarnogórą w miejscowości Scepan Polje. Generalnie nie do końca byłam przekonana, że to dobry pomysł. Droga tam prowadząca jest marnej jakości latem, a co dopiero zimą, gdy jest zasypana i oblodzona. Marek jednak stwierdza, że trasa ta skróci nam nieco czas podróży i dystans jaki mamy do pokonania. A ponieważ on jest kierowcą, to uznałam, że nie będę polemizować. W końcu to on siedzi za kółkiem.

Początkowo, do Focy jedziemy w sporej śnieżycy – widoczność jest minimalna, droga zlewa się z poboczem i dzięki poruszaniu się za innymi autami wiemy, gdzie powinien znajdować się asfalt. Od miejscowości Brod praktycznie nie pada, a powietrze staje się bardziej przejrzyste. Niestety ten odcinek drogi wiodącej na granicę jest najgorszy, gdyż jest wąsko i kręto. Na szczęście tylko raz zdarza nam się niezbyt przyjemna mijanka, bo w taką pogodę mało kto decyduje się tamtędy jechać.

Droga przez zimową Bośnię

image0144

zima Bosnia

Docieramy do bośniackiego przejścia granicznego Hum, gdzie szybko zostajemy przepuszczeni. Po przejechaniu charakterystycznego mostka, zatrzymujemy się na chwilę by obfotografować Tarę. Rzeka przybrała niesamowicie niebieski odcień wody, silnie kontrastujący z bielą i czernią okolicznych drzew i krzewów.

Na bośniacko – czarnogórskim przejściu granicznym

Tara

most na Tarze

Po krótkiej sesji zdjęciowej przekraczamy granicę z Czarnogórą i wzdłuż kanionu rzeki Pivy jedziemy na południe kraju. Powoli zza chmur zaczyna wychodzić słońce, dzięki któremu lepiej możemy podziwiać mniejsze i większe sople zwisające z kolejnych tuneli na trasie. Przed Nikšićem już całkiem się wypogadza. Wtedy też nasze żołądki przypominają sobie, że zasadniczo nie jedliśmy dzisiaj śniadania, a zbliża się południe. Wjeżdżamy zatem do Nikšića, by znaleźć jakąś piekarnię. Na miejscu okazuje się, że trafiamy w środek armagedonu. Ulice skute są grubą warstwą lodu, chodniki nie istnieją, więc piesi usiłują utrzymać się na nogach lawirując wśród jeżdżących aut, które znowuż próbują nie wypaść z lodowych kolein. W znanych nam rewirach miasta szybko odnajdujemy piekarnię, w której zaopatrujemy się w burki oraz jakieś słodkie buły z czekoladą. Siedząc w aucie i pałaszując nasze późne pierwsze śniadanie obserwujemy, jak mieszkańcy Nikšića usiłują doprowadzić swoje miasto do jakiegokolwiek użytku.

W kanionie rzeki Pivy

image0149

Kanion Pivy

Kanion Pivy

Zimowa Czarnogóra

czarnogora

czarnogóra

Oblodzony Nikšić

Niksic

Niksic

Wyruszamy w dalszą drogę. Za Nikšićem postanawiamy odbić w lewo, do Monastyru Ostrog, przykutego do skalnego zbocza. Wiodąca tam droga jest wyjątkowo wąska i zimą, dodatkowo oblodzona. Jednak dzięki temu, że zaczęło intensywnie świecić słońce, wszystko wokół zaczęło się topić. Co by nie mówić, jest to wyjątkowo widokowa trasa, wzdłuż której przez chwilę wiedzie czarnogórska kolej. Docieramy do Dolnego Monastyru Ostrog, gdzie zostawiamy auto. Dalsza jazda jest trochę bezsensu, gdyż wyżej położona część drogi jest jeszcze bardziej oblodzona. Chodzenie w takich warunkach również okazuje się być sporym wyzwaniem. Obchodzimy teren Dolnego Ostrogu, jednak ja się buntuję, gdy Marek zarządza, że podejdziemy nieco wyżej, do punktu widokowego (już wcześniej doszliśmy do wniosku, że treking do Górnego Ostrogu, to kiepski pomysł). Ja schodzę do Kianki, a Marek obfotografowuje okolicę. Powoli zaczyna zachodzić słońce, co niezbyt mnie cieszy, gdyż spada temperatura i to, co przed chwilą topiło się na drodze, zaraz zacznie zamarzać. Gdy odjeżdżamy z Dolnego Ostrogu Kianka zaczyna się ślizgać i droga powrotna do trasy na Podgoricę dostarcza w szczególności mnie sporo emocji. Trochę żałujemy, że nie dotarliśmy do Ostrogu latem, kiedy moglibyśmy na spokojnie dotrzeć na samą górę. Jednak z drugiej strony, miejsce to przyciąga tysiące pielgrzymów i w sezonie natknąć się tu można na spore tłumy. Teraz byliśmy w Dolnym Ostrogu praktycznie sami, gdyż oprócz nas kręciło się tylko kilkoro turystów oraz paru mieszkańców monastyru.

Ostrog

image0165

Ostrog

image0168

Ostrog

Ostrog

Przejazd do Podgoricy mija nam szybko, podobnie jak i trasa do granicy z Albanią w Hani Hotit. Chwilę stoimy w kolejce do przejścia granicznego, ale już po chwili jedziemy wzdłuż Jeziora Shkoderskiego. Od dłuższego czasu jest już ciemno, co niestety jest największym minusem podróżowania po Europie zimą. Krótki dzień.

Kiedy docieramy do Shkodry stwierdzamy, że nasz plan z nocowaniem na dziko ma szansę kompletnie nie wypalić. Jest strasznie zimno (około -10 stopni), co nie przeszkadza albańskim fontannom tryskać wodą. Zostawiamy Kiankę nieopodal kina i przy okazji zauważamy drogowskaz kierujący do hostelu, skrywającego się za sporą metalową, niebieską bramą. Postanawiamy zapytać się, ile kosztowałby nas tam nocleg. Otwiera nam Albańczyk, który jak się okazuje nie jest opiekunem hostelu, a jedynie jego kumplem. Opiekun spał snem sprawiedliwych w jedynym, ciepłym pokoju, w którym rozpalona była niewielka koza. Po paru minutach udaje się nam go obudzić. Dowiadujemy się, że nocleg kosztuje 12EUR od osoby, ale gdy udaje nam się zbić cenę do 10EUR postanawiamy tu przenocować. Zasadniczo wewnątrz budynku jest tylko odrobinę cieplej niż na zewnątrz, ale mając puchowe śpiwory nieco mniej nas to przeraża. Po rozpakowaniu się wyruszamy na spacer.

Shkodra niesamowicie się zmieniła przez ostatnie lata. Skończyły się remonty, które z lekka paraliżowały centrum miasta. Część kamienic jest pięknie odrestaurowanych, a nawet jeśli nie są wyremontowane w całości, to chociaż ich fasady robią dobre wrażenie. Nocą miasto jest pięknie oświetlone, a z racji świąt, część palm przyozdobionych jest świątecznymi lampkami. Mimo siarczystego mrozu po ulicach kręci się sporo Albańczyków, fontanny radośnie pluskają wodą, a przed każdą knajpką czy restauracją ustawione są stoliki. Powoli dochodzimy do wniosku, że w kraju tym po prostu neguje się istnienie zimy i zimna. Po godzinie włóczenia się po mieście wracamy do naszego mroźnego hostelu. Pakujemy się w śpiwory i zaczynamy planować nasz dalszy pobyt w Albanii. W międzyczasie pojawia się przy mnie piękny, rudy, hostelowy kot, który natychmiast wskakuje do mojego łóżka i przyjemnie mruczy. Mnie nic więcej nie potrzeba do szczęścia, ja w Albanii czuję się jak w domu 😉

Shkodra by night

Shkodra

Shkodra

Zobacz również

12 odpowiedzi

  1. Bałkany kojarzą mi się z wakacjami i latem. A tu proszę. Zima jak się patrzy. Naprawdę wielki szacun za odwagę. Ja na pewno nie zdecydowałbym się jechać tam w zimie.

    1. Szczerze mówiąc, jeśli się jeździ po zimowej Polsce, to i po zimowych Bałkanach też spokojnie da się radę. W Albanii nie mieliśmy w ogóle śniegu, za to w Bośni, a później w Macedonii aż za dużo 😉

    1. W Nikšiću produkowane jest piwo o tej samej nazwie, które my z kumplem przechrzciliśmy na „Niekrzycz” 😉
      Tara nawet latem ma taki kolor, ale wtedy wszystko wokół jest zielone i nie ma aż takiego kontrastu.

  2. Zaśnieżona Bośnia wygląda bardzo kusząco. Niedawno wróciłem z wycieczki po Bałkanach i w Czarnogórze, kiedy wspinałem się na Jezerski Vrh, w pewnym momencie miałem śnieg po kolana! A nocleg w Szkodrze dość drogi, spodziewałem się, że tam będzie taniej!

    1. Będąc na Bałkanach w kwietniu mieliśmy wszystkie cztery pory roku, w tym śnieg. Ale jednak zobaczyć Bałkany zimą, to zupełnie inna bajka 😉
      Noclegi w hostelach nie należą do najtańszych i na Bałkanach również niestety tak jest.

    1. Myślę, że tu nie ma nic do podziwiania 😉 Generalnie zimowe Bałkany pod kątem poruszania się po nich nie różnią się mocno od Polski (choć fakt faktem, w Macedonii czy Bośni śniegu w tym i zeszłym roku było znacznie więcej niż w Polsce).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.