22 sierpień 2013
Tak jakoś wychodzi, że za każdym razem, gdy jestem na Bałkanach, to odwiedzam Kotor. I tym razem nie mogło być inaczej. Z Zatoki Jaz udajemy się właśnie do Kotoru, przede wszystkim by złapać darmowe wifi, które w tym mieście jest wyjątkowo łatwo dostępne (wystarczy usiąść przy głównej bramie, wiodącej na starówkę).
Z racji tego, że sierpień to jednak nadal szczyt sezonu, w Kotorze kłębią się tłumy turystów, m.in. również dlatego, że na nabrzeżu „zaparkowane” są gigantyczne statki wycieczkowe. Oprócz nich, zacumowane są wyglądające na drogie żaglówki i motorówki.
Kotorska starówka
Zanim rozpoczniemy spacer po starówce, zasiadamy przed wcześniej wspominaną bramą główną i buszujemy po internecie. Sprawdzamy prognozy pogody i aktualizujemy naszego facebooka. Po kilku minutach, w trakcie których kilkakrotnie ktoś usiłuje nam wcisnąć wycieczkę autokarową wokół Boki Kotorskiej, ruszamy na spacer. Marek po chwili odkrywa wejście na cytadelę, po której jak dotąd nie mieliśmy okazji wejść. Przechadzka po murach nie jest zbyt popularnym zajęciem w Kotorze, o czym świadczy fakt, że wędrujemy sami. Niewątpliwym plusem jest to, że możemy na Kotor spojrzeć z góry, czyli z nieco innej perspektywy. Przez czyjąś posesję (coś na kształt ogródka położonego na murach) udaje nam się opuścić mury i zejść na starówkę. Zatapiamy się w urokliwych uliczkach tego śródziemnomorskiego miasta i nawet tłumy turystów jakoś nam nie przeszkadzają. Zaglądamy do kilku sklepików, w których kupujemy prezenty i inne drobiazgi.
Na kotorskich murach
Okno
Kot w Kotorze
Powoli żegnamy się z Kotorem i drogą wzdłuż Boki jedziemy w stronę Niksica. Droga odbija mniej więcej w połowie Zatoki Kotorskiej i przez góry wiedzie w głąb kraju. Jest to droga bardzo widokowa, ale szczerze mówiąc trochę nam się dłuży. Przed samym Niksicem otwiera się widok na jezioro z licznymi wysepkami i półwyspami. Jest to Slanske Jezero, które zasługuje na uwagę i zrobienie mu chociaż kilku zdjęć.
Slanske Jezero
Gdy docieramy do samego Niksica, robimy zakupy w pekarze oraz sklepie Roda. Samo miasto, które choć dobrze kojarzy nam się z czarnogórskim piwem, to jednak nie zachęca do bliższego poznania. Opuszczamy je i ruszamy w stronę Plużine oraz Pivskiego Jezera. Droga jest całkiem przyjemna i niezbyt ruchliwa. Towarzyszą nam widoki na skąpany słońcem Durmiotr, w który nie pojechaliśmy, gdyż miało być tam burzowo oraz zimno. Cóż prognozy swoje, a życie swoje… Po drodze zajeżdżamy do Pivskiego Monastyru, jednak szczerze mówiąc nie znaleźliśmy tam niczego ciekawego. Jedziemy zatem dalej, aż do Plużine, które chyba kiedyś chciało być miejscowością turystyczną, ale mu nie wyszło. Owszem, samo Pivskie Jezero jest imponujące, lecz ciężko się w nim wykąpać z prostej przyczyny – stromy i skalisty brzeg, który uniemożliwia zejście do wody. Zbiornik utworzony jest sztucznie, wśród stromo opadających wzgórz. W efekcie widokowo jest super ale użytkowo absolutnie nie… Odwiedzamy w tym rejonie nawet dwa campingi, ale żaden nie zachęca nas do pozostania, gdyż absolutnie nie ma tu co robić, a jest dopiero 12!
Pivskie Jezero
Postanawiamy zatem przejechać się górską drogą w stronę Bośni i Hercegowiny, która zaczyna się za mostem nad jeziorem. Początek tej trasy powala nas na kolana i przy okazji mnie doprowadza do zawału. Na wjeździe wita nas tunel ze skrzyżowaniem i skalnym oknem. Wygląda niesamowicie i kilka osób oprócz nas fotografuje go w środku. Później mnie robi się słabo, gdyż jedziemy pod górę ciemnymi tunelami, drogą, na której są same zakręty, a praktycznie za co drugim czai się wściekła ciężarówka sunąca w dół. Co chwila mam ochotę uciec z Kianki, natomiast Marek wygląda na niewzruszonego.
Skrzyżowanie w tunelu
Widok na Pivskie Jezero
Kianka i tunel
Docieramy do miejscowości Trsna, gdzie droga w prawo odbija na Żablijak, a w lewo na Nikovici i Scepan Polije. My ruszamy w stronę Bośni, czyli w lewo. Widoki powalają, choć od czasu do czasu znów trzeba minąć się z wielkimi ciężarówkami. Powoli zastanawia nas, skąd na tym pustkowi biorą się te drogowe potwory, ale odpowiedź mamy poznać dopiero za chwilę. Kilka razy zatrzymujemy się na plenery widokowe, przy okazji rozglądając się za jakimś noclegiem. Nie możemy się jednak zdecydować, co zrobić, więc po prostu jedziemy przed siebie. Mijamy Nikovici, za którym trwa remont drogi i dzięki temu rozwiązuje się zagadka wielkich ciężarówek. Przez kilka kilometrów jedziemy po ubitym szutrze (wcześniej był normalny asfalt). W sumie cieszymy się, że nie zdecydowaliśmy się wcześniej na nocleg, gdyż następnego dnia, gdy byłby wylewany asfalt, nie mielibyśmy szansy tędy przejechać.
Pięknie, górsko, widokowo
Następną, większą miejscowością, do jakiej docieramy jest Crkvicko Polje. Przebiega tamtędy sporo szlaków pieszych i rowerowych, które są dość dobrze i jasno oznakowane. Oprócz tego znajduje się tam Jugoslovian Camp, do którego jednak nie zajeżdżamy. Jedziemy natomiast w stronę Tary, gdyż widzieliśmy sporo strzałek do znajdujących się tam pól namiotowych oraz firm raftingowych. Nie interesował nas jednak spływ rzeką, a zwykły nocleg i ewentualna możliwość popluskania się w wodzie. Generalnie campingi są, dojazd do nich wiedzie stromą drogą, natomiast ich funkcjonowanie jest z lekka dziwne. Na jednym pytam się o możliwość noclegu, jednak dowiaduję się, że camping jest full. Pomijam drobny fakt, że nie widzieliśmy na nim żywego człowieka (oprócz właściciela). No cóż, nie to nie. Jedziemy jeszcze dalej w dół, ale kolejne mijane campingi wyglądają na jeszcze bardziej wymarłe, a sama droga staje się coraz gorsza. Zawracamy więc i postanawiamy zjechać do samej granicy i tam czegoś poszukać. Jedziemy sobie radośnie w dół, aż tu nagle mamy skrzyżowanie – po lewej stronie widzimy czarnogórskie przejście graniczne, a po prawej bośniackie. Ogarnia nas spora konsternacja, gdyż my znajdujemy się po środku i nie do końca wiemy, co ze sobą począć. Nie chcąc być posądzonymi o nielegalne opuszczanie Czarnogóry, idziemy na przejście graniczne z mapą i usiłujemy wytłumaczyć pogranicznikowi naszą sytuację. Ten generalnie nie bardzo rozumie, o co nam chodzi i dlaczego panikujemy. Każe nam natomiast jechać na przejście bośniackie. Tam sprawdzone zostają nasze paszporty oraz zielona karta. W ten oto sposób, trochę nieplanowanie, jesteśmy w Bośni i Hercegowinie, w dolinie rzeki Driny. Wszystko fajnie, ale nie chcieliśmy tu tak szybko przybyć. Na szczęście dla nas Marek, tuż za granicą dostrzega camping (Camping Hum). Postanawiamy zapytać się o możliwość noclegu. Koszt to 5EUR za całą naszą wesoła ferajnę, co akurat bardzo nas cieszy. Jest dostęp do łazienek a cały teren jest super ogarnięty. Od razu zaprzyjaźniamy się z obozową sunią. Nasza przyjaźń jest tak zażyła, że aż rozbijamy namiot na świeżo zrobionej przez nią kupie (było ciemno, więc nie zauważyliśmy tego drobnego szczegółu). Wieczór spędzamy z miłym i gadatliwym opiekunem campingu. Rozmawiamy o naszych podróżach, o tym dlaczego ominęliśmy podczas trwającego właśnie wyjazdu Serbię („Serbia to kraj festiwali muzycznych, musicie tam kiedyś pojechać!!”). Po długim dniu szybko jednak udajemy się spać do naszego namiotu, który już nie był rozbity na psiej kupie.
Crkvicko Polje
Zachód słońca nad doliną Tary i Driny
[googlemaps https://www.google.com/maps/embed?pb=!1m55!1m12!1m3!1d748151.1088811739!2d18.78280865000002!3d42.905227525009714!2m3!1f0!2f0!3f0!3m2!1i1024!2i768!4f13.1!4m40!1i0!3e0!4m5!1s0x134c2b4adca3fad5%3A0xab9a1146cff6e99b!2sJaz+Beach%2C+Czarnog%C3%B3ra!3m2!1d42.283595299999995!2d18.8054845!4m5!1s0x134c33063d70c91b%3A0x7a73f15e212e9306!2sKotor%2C+Czarnog%C3%B3ra!3m2!1d42.424662!2d18.771234!4m5!1s0x134da9ab6eec36c9%3A0x14c7a90f80738558!2zTmlrxaFpxIcsIEN6YXJub2fDs3Jh!3m2!1d42.78!2d18.939999999999998!4m3!3m2!1d43.1706897!2d18.8559762!4m3!3m2!1d43.1879643!2d18.934597099999998!4m3!3m2!1d43.2775134!2d18.9061014!4m3!3m2!1d43.3487084!2d18.846019899999998!4m3!3m2!1d43.361114099999995!2d18.812068!5e0!3m2!1spl!2spl!4v1406131089956&w=600&h=450]
15 odpowiedzi
z Kotoru mam piękne BUSiMowe wspomnienia:)
p.s. dzieki za rady przed majówką:)
Ja z Kotoru też przywożę zawsze dobre wspomnienia. Jest to jedno z tych miejsc, gdzie nawet ogromna liczba turystów mi absolutnie nie przeszkadza.
PS. nie ma sprawy i polecam się na przyszłość 😉
Kotor zrobił na mnie ogromne wrażenie! Gdy tam dotarliśmy, nie znaleźliśmy żadnego noclegu. Ruszyliśmy wzdłuż wybrzeża i niedaleko od centrum weszłam do warsztatu samochodowego. Obok znajduje się bardzo ładna kawiarnia. Pytałam obsługę, czy może wiedzą, gdzie możemy znaleźć jakiś niedrogi nocleg. I stało się coś niesamowitego! 🙂 Pan odpowiedział, że nie musimy szukać, spaliśmy w tej kawiarni! Dał nam klucze, więc mogliśmy bez problemu wychodzić wieczorem 🙂 Pan nie chciał od nas żadnych pieniędzy. Myślę, że w PL nie byłoby to możliwe 😀
Bałkańskiej gościnności też kilka razy doświadczyłam, nawet w dość turystycznych miejscach. A tak z ciekawości, opisana przez Ciebie kotorska przygoda z noclegiem miała miejsce w sezonie, czy poza nim??
W samym środku sezonu 🙂 Przełom lipca i sierpnia 🙂 Bałkańska gościnność jest niesamowita, odczułam to również w Serbii i w BiH 🙂
Rewelacja 🙂 A w Serbii i BiH gdzie podróżowałaś i co ewentualnie możesz polecić?
A czemu tak bardzo był Wam potrzebny kemping? Na dziko tak jak w Albanii nie chcieliście?
Bo było ciemno jak w du*ie,byliśmy padnięci i potrzebowaliśmy bez stresu gdzieś przekimac. A wokół ciemny las, dolina rzeki i nic nie widać. Stąd potrzeba campingu.
No tak, jak za późno zacznie sie szukać to moga być kłopoty.
Też jest inaczej jak planujesz gdzieś nocować na dziko i chociażby na mapie zrobisz rekonesans. W naszym przypadku znaleźliśmy się w miejscu,w którym kompletnie nie planowaliśmy być tego dnia.Ale źle nie było 😉
A dlaczego Serbię ominęliście? 🙁
Co do bałkańskiej gościnności – potwierdzam (Rumunia i Serbia) ;).
Nawiasem mówiąc, takie nieplanowane rzeczy są bardzo ciekawe (Kotor też piękny!) 😀
Serbia nie była nam po drodze.Najszybsza trasa do Kielc i Wawy wiodła przez Czarnogórę,BiH,Chorwację,Węgry i Słowację.A my musieliśmy wrócić na konkretny termin.
Dlaczego tu nigdzie na ma słowa o tych miejscowościach, o obyczajach, ludziach, specyfice miejsc? Dlaczego koncentrujecie się tylko na sobie, swoich przeżyciach, tym, skąd jedziecie, dokąd jedziecie, co kupujecie? Czemu to ma służyć? To nie jest blog o Bałkanach, to jest blog o jego autorach.
Proponuję odnieść się do podtytułu bloga: „Subiektywne spojrzenie rudej na Bałkany i nie tylko”. Słowo „subiektywny” w tym kontekście oznacza jedno, że opisuję tu nasze doświadczenia i przeżycia. Wpisy wspomnieniowe temu właśnie służą. Natomiast we wpisach praktycznych koncentruję się na innych kwestiach. A opisy tego, gdzie jedziemy i dokąd potrzebne są np. tym, którzy później planują podobne trasy do naszych.