Szukaj
Close this search box.

Bałkany 2010. Część 9 -pożegnanie z Bułgarią, powitanie z Czarnogórą

11.09.10 Ostatni dzień w Bułgarii

Wstajemy skoro świt, bo już o 6 rano i szybkim marszem udajemy się na dworzec autobusowy. Znajduje się tam sklepik z przepysznym pieczywem, gdzie są znaleźć można przepyszne burki ze słonym, bałkańskim serem. Smakują wyśmienicie, również za sprawą sympatycznej, starszej pani sprzedawczyni.

O 7:30 siedzimy w autobusie do Sofii. Niestety zamiast na Central Station lądujemy na jakimś kompletnym zadupiu, jakieś 7km od naszego celu. Koniec końców łapiemy taksówkę i za 10levów dojeżdżamy do właściwego miejsca. Taksówkarz chwali się nam po drodze, że zna polski i usiłuje wymówić „Grzegorz Brzęczyszczykiewicz”, co muszę przyznać, udało mu się naprawdę nieźle.

Na głównym dworcu, w informacji, dowiadujemy się, gdzie możemy złapać autobus do Czarnogóry. Tuż obok znajduje się po prostu dworzec międzynarodowy, z licznymi biurami oferującymi przejazdy na różnych trasach. Odnajdujemy tę, która oferuje bilety do stolicy Czarnogóry – Podgoricy, niestety z przesiadką w Nishu (Serbia). Cena biletów to 90levów od osoby.

Do 16, o której startuje nasz Nish Express, robimy zakupy i obżeramy się przed drogą. W aptece usiłuję kupić bandaż, ale niestety ta sztuka mi się nie udaje, gdyż trafiam na wyjątkowo mało ogarnięte panie farmaceutki.

Do Nishu docieramy po godzinie 19. Na dworcu panuje totalne zamieszanie, nikt nic nie wiem, wszyscy biegają, coś krzyczą. Ogólnie: masakra. Usiłujemy się w tym wszystkim połapać i odnaleźć nasz autobus docelowy. W końcu nasz autokar się zjawia, ale pojawia się kolejny problem. Mamy źle wypisane bilety. Na szczęście jeden z kierowców załatwia nam właściwą wersję, na której zostało umieszczone przeliczenie levów na serbskie dinary.

W autokarze panuje ogólne zamieszanie – tu jakiś koleś dłubie sobie w stopie, tam inny gość pali sobie papierosa, a jakaś laska ciągle się do nas przypieprza, że zajęliśmy jej miejsce z biletu, choć każdy generalnie siadał, gdzie chciał.

Jedziemy w tej przemiłej atmosferze dość długo przez Serbię. Koło 1-2 w nocy przekraczamy serbsko –  czarnogórską granicę. Odkrywamy również, że nasz autokar nie kończy trasy w Podgoricy, lecz w Herceg Novi, które leży nad zatoką o tej samej nazwie, tuż obok Boki Kotorskiej, która była naszym celem.

12.09.10 Czarnogóra – Fiord nad Adriatykiem

Koło 5 rano byliśmy w Podgoricy. Dokupujemy bilet do Herceg Novi, lecz trochę dziwi nas cena – tylko 8 euro, choć nasz gps pokazywał dość długą trasę. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że nie pojedziemy tak, jak chciała nasza nawigacja.

Z czarnogórskiej stolicy wyjeżdżamy, gdy zaczyna świtać. Powoli zaczynamy podziwiać pierwsze widoki. Przed 8 docieramy nad Budvę i witamy się z Adriatykiem. Po całej nocy w autobusie, widok ten był wyjątkowo kojący. Dalsze pejzaże utwierdzają nas w przekonaniu, że warto się było przemęczyć.

Poranna Budva

Budva o świcie

Docieramy do miejscowości Tivat, gdzie nasz gps pokazuje 70km do Herceg Novi. Nawigacja nie wzięła jednak pod uwagę, że zamiast objeżdżać całej Boki , można po prostu wsiąść na prom i skracając sobie drogę, dotrzeć do Herceg Novi. Z pokładu promu podziwiamy widoki i zaczynamy rozumieć, czemu przewodnik Bezdroży pisał, iż Czarnogóra jest fiordem nad Adriatykiem.

Na promie

SONY DSC

SONY DSC

Pierwsze kotorskie widoki

SONY DSC

W Herceg Novi zatrzymujemy się na chwilę w małej, przydworcowej kawiarence, gdzie za 1EUR wypijamy po pysznym cappuccino. Później wsiadamy do autobusu jadącego do Kotoru i oboje nie jesteśmy w stanie odkleić się od okien. Widoki po prostu rozwalają nas na łopatki.  Po drodze mijamy Perast słynący z dwóch, sztucznie utworzonych wysepek. Od razu stwierdzamy, że musimy się tam udać i koniecznie popłynąć na jedną z nich.

Docieramy do Kotoru. Kręci się tam bardzo dużo turystów. W końcu jest to jedna z większych atrakcji tego rejonu. Przyjeżdża tu sporo wycieczek z Dubrovnika, gdyż tak naprawdę z Chorwacji jest tutaj rzut beretem.

Usiłujemy w informacji turystycznej dowiedzieć się o jakiś tani nocleg, ale mało ogarnięta, pracująca tam kobietka nie jest w stanie nam zbytnio pomóc. Dziewczyna z agencji turystycznej sugeruje znalezienie czegoś w miejscowości Dobrota, położonej tuż obok Kotoru w stronę Perastu. Tam też się udajemy, po zjedzeniu szybkiego śniadania na rynku kotorskiej starówki (jest tam pekara, ale mają drogie i średnio dobre bułki i pieczywo).

W pierwszym odwiedzonym w Dobrocie domu postanawiamy przenocować. Nie chcemy tracić czasu na szukanie noclegu, więc zgadzam się na kwotę 12.5EUR od osoby. Notabene właściciel pensjonatu był Włochem, który nie bardzo znał inne języki poza włoskim, więc dogadywanie się z nim stanowiło lekkie wyzwanie. Aczkolwiek wymachiwanie rękami okazało się być najbardziej uniwersalnym językiem 😉

Po doprowadzeniu się do ładu, wyruszamy na zwiedzanie Kotoru. To czarnogórskie miasteczko, położone u podnóża pasma Lovćen, powstało w średniowieczu. Jest świetnie zachowane, a jego niewielkie, wąskie uliczki, tworzą klimatyczny, kamienny labirynt. Oczywiście jak większość miast tego rejonu Europy, ma typowo śródziemnomorski klimat. Obecnie aby się do niego dostać, nie trzeba przejeżdżać przez góry (aczkolwiek można), gdyż po II wojnie światowej wykuto tunel, łączący go bezpośrednio z Tivatem.  Kotor wpisany jest na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO.

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

Kotorska starówka otoczona jest murami. Główna brama, zwana Morską wprowadza nas w magiczny świat Kotoru. Zaraz za murami napotykamy Gradski Tornaj, czyli wieżę zegarową, zbudowaną podobno przez Wenecjan. Mnie i Tomasza jednak bardziej od starówkowych zabytków interesują ruiny fortu, górujące nad całym miastem. Za 2EUR od osoby zaczynamy wspinaczkę na fort. Widoki są stamtąd po prostu rewelacyjne. Nie będę próbowała ich opisywać, niech zdjęcia same przemówią.

Kotorska starówka z lotu ptaka

Kotor - starówka

W forcie

Kotor fort

SONY DSC

Przystań w Kotorze

Spalona przez słońce ruda

Bardzo ruda ruda

Pogoda nieco się psuje, więc schodzimy do starówki, gdzie relaksujemy się przy szklanicy zimnego piwa. Na obiad wracamy na chwilę na kwaterę, gdzie robimy sobie coś na kształt szopskiej sałaty, tyle że z serem feta.  Gdy tak siedzimy i pałaszujemy zieleninę jak króliki, znów wychodzi słońce i robi się pięknie.

Postanawiamy jak najszybciej udać się do urokliwego Perastu. Mamy wyjątkowe szczęście, gdyż na stopa łapiemy bułgarski autokar. Fakt faktem musimy zapłacić 2EUR, ale docieramy do naszego celu szybciej, niż się tego spodziewaliśmy.

Perast jest o tej porze dużo spokojniejszy, niż Kotor. Nie kręcą się tu wycieczki zorganizowane (wtedy była godzina 15-16, ale w 2012 roku byłam tam wcześnie rano i wycieczek zorganizowanych było naprawdę sporo).Nas najbardziej interesują dwie wysepki sveti Djordje i Gospa od Škrpjela. Na tę drugą można popłynąć łódkami lub większymi stateczkami. Nam udaje się tam dopłynąć niewielką łódeczką, za 4EUR od osoby.

Z wyspą Gospa od Škrpjela wiąże się pewna legenda. Została on utworzona sztucznie w miejscu, w którym kiedyś podobno była skała, na której znaleziono obraz Madonny. Mieszkańcy przenieśli go do kościoła św. Mikołaja w Peraście, ale dziwnym trafem obraz trzykrotnie sam wracał na skałę. W końcu mieszkańcy zaczęli wysypywać w miejscu odnalezienia obrazu kamienie oraz zatapiać statki nieprzyjacielskie. W ten sposób tłumaczy się powstanie wysepki oraz kościoła Matki Boskiej na Skale. Sam kształt wysepki nawiązuje do kształtu statku, a we wnętrzu kościółka można znaleźć mnóstwo motywów marynistycznych, w tym wiele ciekawych obrazów. Do tego z wysepki jest przepiękny widok na morze i góry. Ale niech zdjęcia same opowiedzą o malowniczości tego miejsca.

Kościół w Peraście

Perast - kościół

SONY DSC

Wysepki

SONY DSC

W drodze do…

SONY DSC

Sveti Djordje

SONY DSC

Kościół Matki Boskiej na Skale

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

ruda siłacz

SONY DSC

Wysepki dwie i Perast w tle

SONY DSC

Płyniemy z powrotem do Perastu i przy filiżance cappuccino analizujemy mapę Czarnogóry, planując dalszą część pobytu.

SONY DSC

Widoczki okołoperastowe

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSCPowrót do Dobroty okazuje się nie być taki prosty. Łapanie stopa staje się karkołomnym zadaniem, gdyż tradycja autostopu jest jeszcze w Czarnogórze troszkę obca. W końcu Tomek wypatruje parkę Czarnogórców wsiadających do samochodu. Zagaduje do nich i w ten sposób jedziemy do Dobroty. Dziewczyna tłumaczy nam, że Czarnogórcy boją się brać obcych, a w szczególności obcokrajowców na stopa. Nasza rozmówczyni opowiadam nam również, że ostatniego Sylwestra spędzili w Poznaniu i że wtedy Polacy byli im bardzo pomocni. Stwierdza: „So it’s our duty to help you!” Śmiała się również z turystów, którzy przybywając nad Bokę Kotorską, myśleli, że są nad dużym jeziorem, a nie nad morzem. Pracując w hotelu często słyszała prośbę o pokój z widokiem na jezioro. Na szczęście my jesteśmy nieco bardziej douczonymi turystami. Dowiadujemy się również, że autobusy do Budvy, która była naszym jutrzejszym celem, jeżdżą co pół godziny. Po miłej wspólnej podróży, znów jesteśmy w Dobrocie.

Wieczór spędzamy na miejskiej plaży, obserwując zmagania wędkarzy z rybami nie chcącymi się złapać na wędkę. No cóż, jakoś się im nie dziwię, znaczy się rybom, a nie wędkarzom 😉

Zobacz również

6 odpowiedzi

  1. My też boleśnie wspominamy wędrówkę pomiędzy dworcami w Sofii… W drugą stronę jest gorzej – bo ten mniejszy dworzec…ciężko znaleźć 🙂

    A w Czarnogórze to już byliśmy z małą M.!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.