Zapraszam Was na kolejną relację bałkańską. Tym razem coś bardziej aktualnego, czyli dwutygodniowa wyprawa Bałkany 2013. Był to wyjazd krótki, acz intensywny oraz silnie zapadający w pamięć. A dlaczego? Cóż część z Was wie, a część się dowie już wkrótce 🙂
11 sierpnia 2013
Godzina 3:30. Barbarzyńska pora na wstawanie, lecz założona na ten dzień trasa przejazdu wymaga od nas poświęcenia. Z Kielc wyjeżdżamy o godzinie 4, gdy na zewnątrz jest chłodno i ciemno. Jedziemy na Tarnów, ruch na drogach znikomy. Kierujemy się przez przełęcz Dukielską, gdzie przekraczamy granicę ze Słowacją. Nasi południowi sąsiedzi raczą nas ciągnącymi się od Stropkova aż do Vranova nad Toplou remontami dróg. Słowacja częstuje nasz również czymś przyjemniejszym, a dokładniej rejonem Tokaj. Tak, chodzi o ten Tokaj, czyli szczep winny, z którego produkuje się pyszne wino. Znajdujemy się w Velkym Kamencu, gdzie przy ruinach zamku odpoczywamy chwilę, ciesząc oczy pięknymi widokami na winnice oraz wyjątkowo płaskie Węgry, które znajdowały się tuż za miedzą (w przenośni i dosłownie).
Węgry pokonujemy na tyle szybko, a nasze stopy nie dotknęły węgierskiej ziemi. Tym razem zauważyliśmy, że w kraju tym w każdej miejscowości drogi wiją się niekończącymi się wprost zakrętami, a prosty odcinek spotyka się naprawdę rzadko.
Im bliżej Sybinu tym pogoda staje się coraz paskudniejsza – wiszą nad nami ciężkie chmury, błyska się i grzmi. Z autostrady i obwodnicy Sybina skręcamy na Brasov oraz nasz główny, rumuński cel czyli Trasę Transfogarską. Zaczyna się regularna ulewa, widoczność spada do kilku metrów, gdyż na zewnątrz jest istna ściana wody. Kiedy skręcamy w drogą 7c – transfogarską okazuje się, że panuje na niej spory ruch mimo dość późnej godziny. Jedziemy w górę, usiłując wypatrzeć jakieś miejsce na nocleg, jednak przy panujących warunkach nie jest to takie proste. Egipskie ciemność plus lejąca się z nieba woda, to nie najlepsze połączenie. Ostatecznie, przy dużym zakręcie znajdujemy miejsce, w którym możemy bezpiecznie zaparkować. O rozstawieniu namiotu nie ma nawet mowy. W Kiance po chwili robi się tak gorąco i duszno, że można się udusić. Marzymy o tym, żeby po ponad 16h w podróży po prostu położyć na płasko. Jednak nie tym razem. Ale starając się nie przejmować, zapadamy w niezbyt spokojny sen myśląc jedynie, że jutro też jest dzień!
[googlemaps https://maps.google.pl/maps?f=d&source=s_d&saddr=Kielce&daddr=Transf%C4%83g%C4%83r%C4%83%C8%99an%2FDN7C&hl=pl&geocode=FZ0nCAMdWMQ6ASkFEYmvGIgXRzHzzc3AuNglUA%3BFbX0uAIdpyR3AQ&aq=0&oq=Cluj+&sll=45.655328,24.728851&sspn=0.598009,1.234589&dirflg=ht&mra=mift&mrsp=1&sz=10&ie=UTF8&ll=45.655328,24.728851&spn=0.598009,1.234589&t=m&output=embed&w=425&h=350]