Szukaj
Close this search box.

Balkan Orient Trip – Yaylata i Kaliakra

Generalnie nasze wyobrażenie o bułgarskim wybrzeżu było dość ograniczone. Głównie kojarzyliśmy je ze Złotymi Piaskami i Słonecznym Brzegiem, które w skrócie można opisać tak: wielkie hotele, tłumy ludzi, ogromne plaże z parasolem obok parasola. Jednak bułgarskie wybrzeże to nie tylko tłok, ścisk i paskudna architektura hotelowych molochów. To również piękna przyroda, niesamowite widoki i kompletne pustki. Tak scharakteryzować można zarówno północną, jak i południową część wybrzeża. Zacznijmy jednak od północy i dwóch miejsc, które odwiedziliśmy w lipcu.

Zanim jednak pokażemy Wam te dwa miejsca, parę słów o naszym pierwszym noclegu w Bułgarii. Zapamiętaliśmy go na długo, a w moim przypadku na bardzo długo. „Idealne” miejsce znaleźliśmy za miejscowością Shabla, z dala od domostw, lecz blisko przebiegającej tamtędy drogi. W oddali dostrzegliśmy jeszcze dwie obozujące ekipy, co było dobrym znakiem. Wybrzeże w tym rejonie jest skaliste, lecz dość niskie, przez co naszym znajomym, którzy jakiś czas temu mieli okazje obejrzeć zdjęcia stamtąd, przypominało nieco Szkocję. Widoczek był całkiem przyjemny. Przed zachodem rozbijamy obozowisko, a ja dodatkowo przygotowuję szopską sałatę na kolację.

Pięknie, prawda? 

Shabla

Shabla

Przed opuszczeniem naszej „nie do końca trafionej miejscówki noclegowej”, spacerujemy chwilę po skalistym wybrzeżu. Koncentrujemy się przede wszystkim na krabach, które grasują wśród skał i na widok aparatu natychmiast się chowają. Bawimy się więc z nimi w rodzaj pokrętnej ciuciubabki, podczas której musimy mocno uważać pod nogi, by nie wybić sobie zębów na wyglądającym na twardy gruncie.

W poszukiwaniu krabów

Shabla

Opuszczamy okolice Shabli i drogą wśród pól słoneczników jedziemy w stronę naszego pierwszego celu, czyli Yailaty. Najpierw jednak odrobinę się gubimy. W miejscowości Sviety Nikola zjeżdżamy nieco niżej, do teoretycznego miejsca, w którym powinien rozpoczynać się szlak po Yaylata. Pudło. Zamiast tego znajdujemy Rusałkę i bynajmniej nie chodzi mi o postać ze słowiańskiej mitologii. Rusalka to miejscowość, która w całości przekształcona jest na ośrodek wypoczynkowy. Jej teren ogrodzony jest płotem, a żeby na niego wjechać, należy uiścić opłatę u strażnika. U niego dowiadujemy się, że musimy się cofnąć do wcześniejszej miejscowości, czyli Kamen Breg. Tam trafiamy na strzałki, które oczywiście znajdowały się z przeciwnej niż jechaliśmy wcześniej strony. No nic.

Rusalka

Przed wyruszeniem na szlak zostawiamy auto na sporym parkingu obok niewielkiego budynku. W nim znajduje się kasa, w której uiszczamy opłatę za bilety wstępu na teren rezerwatu Yaylata, w wysokości 3levy od osoby. Na początek parę słów o samym rezerwacie. Składają się na niego piękne, wysokie i skaliste klify. Lecz przede wszystkim Yaylata to rezerwat archeologiczny. Na jej terenie znajduje się ponad 100 odkrytych jaskiń, a ile jeszcze czeka na odnalezienie, tego nie wiadomo. Skalne narzędzia, które wykopano na tym obszarze, pozwalają stwierdzić, że ludzie byli tu obecni już od V wieku Przed Chrystusem. Obiekty takie jak winnica, sanktuarium czy skalne grobowce pochodzą z antyku. Natomiast z okresu Bizancjum na terenie Yaylaty znajduje się w dużej mierze odbudowana forteca (która zresztą naszym zdaniem psuje nieco klimat i krajobraz całego rezerwatu). Jaskinie, w trakcie średniowiecza, używane były jako monastyry. Na ścianach można zobaczyć przeróżne symbole, takie jak krzyże, runy czy wykute w kamieniu ikony. Wejście do części z nich znajduje się na skalnych tarasach, ulokowanych na klifach. Podczas wędrówki można wejść do kilku z nich. Z ciekawostek, Yaylata znajduje się na drugiej co do wielkości drodze migracyjnej ptaków w Europie, zwanej Via Pontica (nazwa pochodzi od antycznego szlaku, który wiódł z Delty Dunaju aż nad Bosfor). Jest to kolejny powód, dla którego podlega ochronie. Co roku setki tysięcy ptaków, które latem przebywają we wschodniej i północnej Europie, a zimą w Afryce, przelatują nad tym obszarem w okresie od sierpnia do października (według statystyk są to m.in.: bociany – 29 000, pelikany, żurawie). Na klifach Yaylaty zatrzymują się na odpoczynek również derkacze, które przemieszczają się głównie w nocy.

Yailata

Jak wygląda zwiedzanie Yaylaty? Na je terenie poprowadzony jest szlak, wyznaczony przez tabliczki z kolejnymi miejscami, takimi jak wcześniej wspomniana winnica czy twierdza. Mimo, że byliśmy w szczycie sezonu, spotkaliśmy tam dosłownie kilku turystów. Trochę dziwi, że tak piękne miejsce przyciąga tak niewielu odwiedzających. Najciekawsza część szlaku wiedzie wzdłuż klifów. Widoki są niesamowite, stąd też dwa razy wypuszczamy drona, by polatał sobie wśród tego krajobrazu. Szlak po ponad 2 kilometrach odbija ku górze i zaczyna wspinać się mocno zakrzaczonym zboczem do kościoła św. Konstantyna i Eleny. Zastanawialiśmy się, jak ktoś w tym buszu był w stanie odnaleźć to znajdujące się w jaskini sanktuarium. W środku przyjrzeć się można namalowanym w skale ikonom. Dalej szlak wspina się na płaskowyż, który znajduje się sporo powyżej samych klifów. Tu następuje dość nudna część wędrówki, gdyż widoków nie ma, idzie się wysuszoną latem łąką i tylko obserwuje się przybliżający się z każdym krokiem budynek obok parkingu. Pętla ma ok. 5km długości, a my przeszliśmy ją w jakieś 2h (sam spacer, latanie dronem, robienie zdjęć..normalnie 5km przechodzę w niecałą godzinę). My jednak polecamy dotrzeć do kościoła św. Konstantyna i Eleny, a następnie wracać wzdłuż klifów. Na pewno będzie bardziej widokowo i ciekawie.

Klify Yaylaty

Yailata

Yailata

Yailata

Yailata

We wnętrzu kościoła św. Konstantyna i Eleny

Yailata

Efekt naszych filmowych działań z Yaylaty znajdziecie poniżej:

Po opuszczeniu Yaylaty kierujemy się do Kaliakry, czyli wąskiego cyplu mocno wcinającego się w Morze Czarne. Tu również znaleźć można piękne, strome i wysokie (mające nawet 70 metrów) klify. Na pewno Kaliakra cieszy się dużo większą popularnością od swej dzikszej sąsiadki. Kiedy docieramy na miejsce dowiadujemy się, że parking jest całkowicie zajęty i musimy zostawić auto przy drodze. Za wejście/wjazd na teren płacimy 3 levy od osoby. W trakcie odwiedzin na Kaliakrze trafiamy na bollywoodzką ekipę kręcącą film.

Bollywood na Kaliakrze

Kaliakra

Kaliakra

Nasze zwiedzanie obejmuje wizytę w obrębie murów twierdzy, jaka znajduje się na końcu cyplu. Jej teren częściowo należy do wojska. Oprócz tego jest tu restauracja i muzeum. Natomiast na samiusieńkim końcu cypla stoi dość intrygujący monument.

Kaliakra, My, Pan z dużym łukiem i koniec cypla

Kaliakra

Kaliakra

Kaliakra

Dlaczego warto odwiedzić Yaylatę i Kaliakrę? Przede wszystkim są to dwa, najważniejsze (według nas) miejsca na północnym wybrzeżu Bułgarii. Oba są widokowe, przez swe ogromne, skaliste klify. Po drugie nie ma tam tłumów turystów, na które natkniemy się jadąc dalej do Złotych Piasków czy na Słoneczny Brzeg. Po trzecie, są to naprawdę mało znane miejsca, a świadczy o tym fakt, że żaden z przewodników po Bułgarii, które przeglądaliśmy, nawet nie wspominał o nich jednym zdaniem. Nam się zarówno w Yaylacie, jak i w Kaliakrze bardzo podobało i chętnie wrócilibyśmy tam przy nieco lepszej pogodzie.


Tripadvisor PL 300x100

Zobacz również

9 odpowiedzi

    1. Generalnie może latać coś ok.15-20 minut. Wiele zależy od warunków, czyli czy za bardzo nie wieje (wtedy dron musi bardziej walczyć z wiatrem i zużywa więcej energii). My mamy dwie baterie, więc w teorii nie było tak źle i można było w miarę często latać, mimo braku stałego dostępu do prądu. Zresztą drona zazwyczaj wypuszczaliśmy na ok. 5-8min.

  1. ale się uśmiałam czytając zdanie „Pięknie, prawda? To domalujcie na zdjęciu komary!”, przypomniało mi się wiele miejsc gdzie nawet zdjęcia wychodziły z plamkami meszek czy jakiś innych denerwujących owadów w zbyt dużej ilości 😀

  2. Zdjęcia są naprawdę piękne:) Sporo nasłuchałam się o Bułgarii, niestety nie za dobrych rzeczy… Przez to ciągle mam opory przed zwiedzeniem jej. Chociaż Twoje zdjęcia działają na plus dla tego państwa:)

  3. My z bułgarskiego wybrzeża znamy tylko południową część: Primorsko (kurortowy horror z jedną wielką, głośną imprezą), Sinemorec i okolice. Gdzieś tam spaliśmy na polu namiotowym znalezionym po nocy; komarów nie było, za to rano przywitały nas gigantyczne koniki polne (ponad 5 cm tułowia).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.