Szukaj
Close this search box.

Balkan Orient Trip – Stambuł: bazary, dachy, meczety

Z czym w pierwszej kolejności kojarzył mi się Stambuł? Przede wszystkim z bazarami, przepełnionymi kolorami i zapachami, gdzie zaopatrzyć się można we wszelkie możliwe dobra. Stąd też już pierwszego dnia pobytu w Stambule, chciałam przekonać się, czy moje wyobrażenie o tamtejszych bazarach nie rozmija się z rzeczywistością.

Kiedy tylko wysiedliśmy z promu, który zacumował w porcie Eminönü, udaliśmy w okolice mostu Galata (Galata Köprüsü). Jest to na pewno jedno z bardziej znanych i charakterystycznych miejsc tej części Stambułu. Co go wyróżnia? Przede wszystkim wędkarze, którzy wprost z mostu łowią ryby. Ich następnie można skosztować w restauracjach znajdujących się na niższym poziomie Galata Köprüsü. W miejscu tym, a także w okolicach portu Eminönü kłębią się tłumy miejscowych i turystów. Ciągle na kogoś wpadamy, ciągle ktoś usiłuje nam sprzedać selfie stick, zimną wodę (z tego dość często korzystamy, z racji panujących upałów) lub stambulskie obwarzanki (ich oczywiście również próbujemy). Szybko kierujemy się do miejsca, które dawna chciałam zobaczyć na własne oczy.

W porcie Eminönü

Eminonu

Most Galata

14.07.31_15.53.20_turcja345Bazar Egipski (Mısır Çarşısı), zwany też bazarem przyprawowym, znajduje się dosłownie kilka kroków od portu Eminönü. Przede wszystkim można nabyć tam przyprawy, najróżniejsze smaki lokumów, herbatę, rękodzieło, ale także poszewki na poduszki czy ceramikę. Jest tam tłoczno i gwarno, a sprzedawcy wychodzą z siebie i stają obok, by przyciągnąć klientów do swoich stoisk. Zachęcają do darmowej degustacji, zagadują w każdym możliwym języku, prawią komplementy. Jednak kiedy przychodzi do targowania z nimi, nagle dość szybko się okazuje, że już nie są tak pozytywnie nastawieni. Wszyscy mi powtarzali, że w Turcji podstawą handlu jest targowanie. Owszem, na pewno tak jest, ale nie w miejscach, które w dużej mierze odwiedzane są przez turystów. Na Bazarze Egipskim nie kupujemy zbyt wiele – trochę lokumów na wagę oraz dwa zestawy miksu przypraw. W przypadku tych ostatnich udało mi się stargować ich cenę o kilka lirów, jednak na tym zakończyłam moje bazarowe sukcesy negocjacyjne.

LRG_DSC02074

Egipski Bazar

Po opuszczeniu Bazaru Egipskiego wkraczamy do Wielkiego Bazaru (Kapalı Çarşı), zwanego też często Krytym Bazarem. Zajmuje on powierzchnię 30 hektarów i obejmuje swym zasięgiem 61 ulic. Część przewodników podaje, że na jego terenie znajduje się między 3500 a 4000 sklepów. Podobno liczba ta jest nieco niższa, ze względu na to, że część z nich ustępuje miejsca na przykład restauracjom. Co można kupić na Wielkim Bazarze? Odpowiedź brzmi: wszystko! Zaczynając od złota i srebra, przez dywany, wszelkiego rodzaju tkaniny, po żywność, podrabiane ubrania, torebki i buty. Panujący tam harmider i ruch jest na swój sposób fascynujący. Chłoniemy atmosferę tego miejsca, przysłuchując się rozmowom i pokrzykiwaniom sprzedawców. Próbujemy coś kupić na stoisku z poduszkami (dostałam na nie zamówienie z Polski), jednak efekt jest taki, że właściciel sklepu wpada w złość twierdząc, że proponujemy zbyt niskie kwoty. Sytuacja była patowa, bo nikt nie chciał ustąpić, więc ostatecznie on nic nie zarobił, a my niczego nie kupiliśmy. Wędrując w górę bazarowych uliczek zaczynam coraz intensywniej przysłuchiwać się pokrzykiwaniom sprzedawców. Nagle jeden z nich zwraca się do mnie z zaproszeniem do jego sklepu z jeansami. Gdy oczywiście odmawiam, stwierdza: „Oh don’t worry we’ve got big sizes!” I teraz pytanie: czy chciał powiedzieć, że mają duży wybór rozmiarów, ale znajomość, a raczej nieznajomość języka mu na to nie pozwoliła? Czy też sugerował, że jestem gruba? Generalnie mnie zirytował i odechciało mi się przysłuchiwać, co sprzedawcy do mnie mówią.

14.07.31_16.46.05_turcja347

14.07.31_16.53.53_turcja348

14.07.31_16.28.24_turcja349

Grand Bazaar

LRG_DSC02105

Teren wielkiego bazaru opuszczamy obok stambulskiego uniwersytetu. Mijamy jego mury i wędrujemy do Meczetu Sulejmana (Süleymaniye Cami). Markowi udaje się dosłownie w ostatniej chwili dostać do jego środka przed zamknięciem dla zwiedzającym. Mnie ta sztuka się nie udaje, bo dość długo zajmuje mi przywdzianie odpowiedniego stroju. Sam meczet jest drugim co do wielkości tego typu obiektem w Stambule. Wzniesiony został przez Sinana, który w ten sposób chciał zapewnić sobie sławę wśród kolejnych pokoleń. Z terenu meczetu rozciąga się widok na Bosfor, Most Galata oraz Złoty Róg.

Meczet Sulejmana od środka i na zewnątrz

DCIM101GOPROG0988858.

`Sulejman

Zwracamy też uwagę na restauracje znajdujące się na dachach pobliskich budynków. Kiedy zaczynamy się zastanawiać, jak się do nich dostać, pojawiają się restauracyjni naganiacze, którzy dość szybko rozwiązują nasz dylemat. Decydujemy się udać z jednym z nich. Prowadzi nas przez jakąś rozwaloną klatkę schodową, która nie wygląda zbyt zachęcająco. Na najwyższej kondygnacji znalazła jednak swoje miejsce restauracja oraz kuchnia, zaś na dachu ustawiono kilkanaście stołów. Zajmujemy miejsce z najlepszym widokiem, nie przejmując się zbytnio tym, że w menu praktycznie nie ma nic do jedzenia (przy próbie zamówienia czegokolwiek ciągle słyszymy, że tego albo tamtego nie ma). Jednak, kto by się tam przejmował takimi szczegółami, mając tak wspaniały widok na Stambuł i to jeszcze o złotej godzinie? Ruch na Bosforze, latające we wszystkich kierunkach ptaki, szum tętniącego życiem miasta, wiejący wiatr – to wszystko sprawiało, że oboje doszliśmy do wniosku, e kochamy to miasto. Nie jest idealne, bo czy którekolwiek jest? Ale ma w sobie coś takiego, że nie da się o nim zapomnieć ani się od niego oderwać.

14.07.31_18.12.36_turcja351

aaa2

aaa3

aaa5 aaa4

aaa6Poniższy timelaps dość dobrze obrazuje nastrój tamtego moment. Zwróćcie uwagę na ilość przelatujących po niebie ptaków!

Schodzimy z dachu i maszerujemy w stronę dzielnicy Sultanahmet. Powoli zapada zmrok, a na ulice wylega jeszcze więcej ludzi. W pewnym momencie stajemy jak zauroczeni, przed sporą witryną sklepu Koska. Marka ta jest nam bardzo dobrze znana, gdyż od czasu do czasu kupujemy w Polsce wyprodukowaną przez nią chałwę pistacjową. Nie możemy sobie odmówić przyjemności zrobienia tam zakupów. Zaopatrujemy się w owocowe herbaty, lokumy i pişmaniye (rodzaj waty cukrowej zrobionej z pszennej mąki oraz cukru). Z zapasami tymi wędrujemy w stronę naszego apartamentu, ale zamiast pójść tam od razu, zaglądamy na dziedziniec Niebieskiego Meczetu, po którym kłębi się tłum wiernych i turystów. Przysiadamy na chwilę, by przyjrzeć się ludziom i chłonąć atmosferę.

Nasza ulubiona Koska

14.07.31_19.34.28_turcja357

aaa8

Wieczorami stambulskie ulice nadal tętnią życiem

aaa10

Niebieski Meczet

aaa9

Wracamy na chwilę do apartamentu, która dosłownie jest chwilą. Po wzięciu szybkiego prysznica, idziemy na „krótki” spacer, który wcale nie okazał się być krótki. Ubrana w japonki nie przewiduję najgorszego, czyli że będę musiała zrobić w nich prawie 6km. Zacznijmy od tego, że zaopatrzeni w obrzydliwe piwo Efes, idziemy na nabrzeże, gdzie zasiadamy i obserwujemy, jak po Bosforze mkną pojedyncze, niewielkie łodzie i statki. Noc, choć ciemna, rozświetlona jest przez miliony miejskich świateł. Kiedy nudzi nas siedzenie, decydujemy się przemknąć przez park Gülhane. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę jednego – jest on zamykany na noc. Nadrabiamy sporo drogi, by wrócić w okolice Niebieskiego Meczetu i Hagi Sofii. Wspomniane wcześniej japonki fundują mi sporych rozmiarów bąbla, co nieco psuje mi urok nocnego włóczenia się po mieście.

Stambuł by night

14.07.31_23.12.24_turcja361

aaa11

Pierwszy dzień w Stambule był wyjątkowo intensywny. Zaczęliśmy w piątek o 10 rano, a skończyliśmy po godzinie 1 w sobotę. Zmęczeni, ale przepełnieni pozytywnymi doświadczeniami, nie mogliśmy się doczekać kolejnego dnia zwiedzania.

Zobacz również

13 odpowiedzi

  1. Kilka lat temu objechalam kawałek Turcji, a Stambuł zrobił na mnie ogromne wrażenie. Miałam poczucie niesamowitej mieszanki – orientu ze wspolczesnoscia i bylo to bardzo ciekawe doświadczenie. Niestety nie mieliśmy wystarczająco czasu na doglebniejsze zwiedzenie (ale główne atrakcje odwiedziliśmy) i najbardziej żałuję, że właśnie na dachu nie byłam. Bazary – totalne zamieszanie. Kupiłam jakieś pamiątki za grosze i latarenki 🙂 Ach, i płytę Sertab Erener!

    1. Właśnie Stambuł jest niesamowicie kontrastowy. Te kontrasty są w tym mieście chyba najbardziej pociągające. Niemniej tłumy i ścisk panujący w niektórych miejscach bywają odrobinę przytłaczające. My na bazarach nie za wiele kupiliśmy, bo było niestety drogo. Ale później, w innych miejscach Turcji nadrabialiśmy zaległości 🙂

  2. Z tych dwóch bazarów mimo wszystko dużo bardziej podobał mi się Egipski. Był o wiele mniej komercyjny niż Kryty, z którego zwiałam dość szybko jak tam byłam parę lat temu 😉

    1. Mnie też dużo bardziej przypadł Bazar Egipski. Na Krytym Bazarze jest większy miszmasz, w efekcie ciężko jest się tam skupić na zakupie czegoś konkretnego.

  3. tak jak Stambuł bardzo mi sie podobał i z chęcią bym wróciła, tak bazary tamtejsze to chyba najsłabszy punkt miasta. za tłoczno, za dużo dziwnych rzeczy i zbyt nachalni sprzedawcy. nie lubię!

    1. Mnie bazary też z lekka zawiodły, choć bardziej chyba Kryty niż Egipski. Ten drugi przynajmniej zachował częściowo swoje dawne przeznaczenie i jest tam więcej przypraw i innych rzeczy spożywczych, niż ciuchów, chińszczyzny itd.

  4. Stambuł marzy mi się ogromnie! Już nie wiem od kiedy poluję na loty i wciąż jakoś mi nie po drodze, czy po cenie 😉 ale martwi mnie to co piszecie o bazarach… to jedne z moich ulubieńszych miejsc do odwiedzania! Nie mogę się doczekać moich wlasnych odczuć…;))
    PS a japonki zmień! bo moje przechodzą nieraz dłuższe trasy, ale jeszcze nigdy nie nabawiły bąbla!
    😉

    1. Nam też się Stambuł marzył od dawna i choć znajomi twierdzili, że w podróż poślubną, to lepiej się gdzieś dalej wybrać, my woleliśmy pojechać właśnie do Turcji.

      Stambulskie bazary, te dwa najbardziej znane, są raczej tak turystyczne, że gdzieś odrobinę zatraciły swój dawny charakter. Ale pewnie można znaleźć tam też takie bazary, które są naprawdę klimatyczne.
      Tak, japonki muszę definitywnie zmieniać. Może polecisz jakąś firmę? 😉

      1. Słuszny wybór z tą podróżą 😉 a bazary sprawdzę na pewno!

        Japonki natomiast, od lat mam podróżne-niezniszczalne po prostu McArthura 🙂 Nic drogiego, a poza super-wygodną piankową podeszwą, mają – co najważniejsze – materiałowe poączenie (między palcami). Coś jak szeroka, ale mięciutka sznurówka – nigdy mnie nie obtarły! Polecam ;))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.